Obudziła się zesztywniała, na twardej ławce. Miała na sobie wzrok Rona.
- Przepraszam. - odrzekł krótko. Hermiona siedziała w niezręcznej ciszy.
- To ty siedziałeś cały czas przy mnie? - zapytała.
- Nie. - zaprzeczył. - Wtedy... nie chciałem cię nazwać kujonicą. Trochę się wkurzyłem. Lolek mi uciekł..
- Lolek? I to był powód żeby mnie przezywać? Wiesz jak ja tego nie znoszę..
Hermiona zerknęła w lewo. Zauważyła twarz osoby, która od razu znikła gdy szatynka spojrzała w jej stronę.
- Wybacz, ale ja już pójdę. Nie mamy chyba o czym rozmawiać. - odparła smutno.
- Mamy. Słyszałem że chcesz się ze mną dalej przyjaźnić..
- A ja słyszałam że kochasz Savannah. - odpowiedziała na zaczepkę, nadal spoglądając w lewo.
Ron zarumienił się.
- Mogę ci coś powiedzieć? W końcu nadal ci ufam. - uśmiechnął się przyjaźniej.
Hermiona przyjrzała mu się uważnie zastanawiając się, czy to nie podstęp. Ron był najwidoczniej szczęśliwy. Tylko zazdrościć. Westchnęła, po czym powiedziała:
- Może kiedy indziej, musze teraz iść, - i podążyła w stronę wcześniej obserwowaną. Było trochę ciemno i ponuro, bo korytarz nie był za dobrze oświetlony. Kilka kroków dalej ujrzała cień i mroczną ciemność, z której wynurzył się wyższy chłopak, o ciemniejszej karnacji i zaczesanej "grzywce" do góry. Z odległości widać było, ze jego oczy są brązowe, lub piwne.
- Andrea. Nowy być - wyciągnął przed nią rękę. Od razu było słychać że nie jest Anglikiem.
- Kim jesteś i czego chcesz? - zapytała.
- Jestem z Argentyna. Przyjechałem na wymiana. Jeden gość pojechał do Argentyńskiej szkoła, a ja przyjechać tutaj. - uśmiechnął się serdecznie. Wyglądał naprawdę sympatycznie.
- Na ile tu zostajesz, Andrea? - zapytała, być może z nudów.
- Na miesiąca. - odparł.
- Widzę że angielski ci nie służy. - postarała się uśmiechać, ale niezbyt jej to wychodziło.
- A widzę że tobie tak.. - szepnął jej na ucho.
- Bez flirtu. - odparła krótko. - Kto wyjechał do Argentyny?.
- Jakiś Fred Weasley.
Hermiona się załamała, nie wiedząc czemu. Od dłuższego czasu czegoś jej brakowało, czegoś oczekiwała. Jej serce nie było w jednym kawałku.. jeden odłamek pozostał przy Fredzie. Więc jednak go kochała.. bez żadnej świadomości.. być może do teraz go kocha, ale serce nie odpowie szczerze na każde pytanie.
- Wszystko ok? - zapytał Andrea
- Tak, oczywiście. - rzekła sucho. - Fred chciał się z kimś pożegnać, widziałeś go?
- Tak, z jakąś Hermioną, jak przyjechałem.. potem z czystym sumieniem odjechał. Być może się z nią spotkał. Jak myślisz to jego dziewczyna? Wyglądał na bardzo przejętego.
Cios niczym nóż w serce. Więc to on pocałował ją we śnie w policzek. Tak delikatnie.. bez rozpływania się! Przecież zdradził.. chicał być z Ang.. Właśnie.. coś tu nie pasowało.. w jednym dniu spotyka się z Angeliną i mówi że nie chce już z nią być. Szopka dokładnie odegrana przez najlepszego aktora.
Szatynka wyciągnęła do ciemno skórego rękę.
- Hermiona Granger jestem.
Patrzył na nią osłupiony.
- Jesteście para? - zapytał z ciekawością.
- Powiedzmy że byliśmy dwa razy. Za pierwszym mnie zdradził . Nie wiem czemu ci to mówie. - rzekła obojętnie.
- A jednak ja musieć być dla ciebie kolegą skoro to mówić.. - uśmiechnął się tajemniczo. - Andrea Tyroff.
- Tyroff? Co to za nazwisko?
- A co ? Coś ci nie odpowiadać, a co to za nazwisko Granger?
Hermiona zawsze lubiła ludzi którzy bronili swego.
- Czuję że dam radę się z tobą zaprzyjaźnić. - uśmiechnęła się.
- Oprowadzić mnie po szkoła?
- Jeśli chcesz. - rzekła obojętnie.
I ruszyli w długą oprowadzkę po jakże dużej szkole.
^^*^^
- Pożegnałeś się z swoim bratem? - zapytał Lee
- Po co? - żąchnął George
- Bo to twój brat? O co wam znowu poszło? O Granger? Przecież to widać że dwie strony się do niej pchają. No to opowiesz coś więcej?
- Nie. Nie. Nie. Nie powiem nic. Sprawy prywatne.
- A niby jestem twoim przyjacielem.. - zesmutniał Lee.
- Tak kocham Hermionę, i Fred chyba tez.. próbowałem ją dzisiaj pocałować.. - szepnął.
- Nie gadaj?! I co z tego wynikło? - zapytał z zaciekawieniem Jordan.
- Gówno.
^^*^^
- Czym się interesujesz? - zapytała pewna ładna Gryfonka.
- Tobą. - zażartował rudzielec.
- Słodki jesteś. - uśmiechnęła się tajemniczo. - Ktoś o nas wie?
- Nie.. - powiedział krótko.
- Na pewno? - zapytała
- Tak, przysięgam na miłość do ciebie.
- Też cię kocham.
- Naprawdę? - chłopak zdzwił się.
Przybliżyli się do siebie i chyba sami wiecie co dalej ...
^^*^^
- Będziesz Puchonem, Ślizgonem, Krukonem czy Gryfonem? - zapytała szatynka
- Chyba Gryfon. W mojej szkole byłem Krukonem.
- To zapraszam Cię do naszego Pokoju Wspólnego. - ruszyła pierwsza wzdłuż korytarza prowadzącego w stronę Pokoju Gryfonów.
_ _ _ _ _ _
Na razie tylko wprowadzenie nowej postaci. rozdziały będą krótsze i głupsze -.- nie wiem kiedy 3 część 43 rozdziału..
Śpiąca..
niedziela, 14 kwietnia 2013
sobota, 13 kwietnia 2013
Rozdział 43 cz.1
Hermiona, gdy szła do Pokoju Wspólnego, zakazanym przejściem, usłyszała czyjeś kroki. Schowała się za jedną z kolumn. Ciężko oddychała.
- Freddie, ale przecież tak fajnie nam było kiedyś! I teraz z resztą też.. - powiedział jakiś głos.
- Daj mi spokój. - odrzekł, no raczej Fred.
Para podążyła dalej, a Hermiona mogła umknąć z ukrycia. Szczerze mówiąc nie obchodziło ją to, czy on coś czuje do jakiejś dziewczyny, czy nie. Chciała dać mu drugą szansę, chciała im dać drugą szansę, a on wyjeżdża z czymś, co dłuższy czas ukrywał. Zdrada. Głośno i smutno, westchnęła i pobiegła po schodach do góry. Skręciła w prawo i już była niedaleko drzwi, gdy zobaczyła Freda. Nie patrzyła na niego wtedy, gdy rozmawiał z tajemniczą nieznajomą, ale teraz mu się przyjrzała. Usunął grochówkę z twarzy i zmienił ciuchy. Należało mu się z tą zupą. Widocznie czekał za czymś. Za Hermioną? Postanowiła nie iść do Pokoju. Żeby tylko się na niego nie natknąć. Wycofywała się, bacznie obserwując rudzielca, gdy na kogoś wpadła. Ron. Wypadło mu coś z ręki i pobiegło hen daleko. Być może był to ten głupi szczurek.
- Wielkie dzięki kujonico. - parsknął.
- Dobra, rozumiem że mi się należało, ale żeby od razu kujonico? Nie stać Cię na coś lepszego? - wkurzyła się. Nienawidziła jak ktoś tak na nią mówił. I znów poszła w dalsze korytarze, modląc się żeby nie wpaść na nikogo. Ten dzień nie należał do najmilszych.
^^*^^
Usiadła na jednej z ławek, przy dziedzińcu. Było tu pusto, bo niektórzy wyjechali do swoich rodzin. W Hogwarcie raz na cztery miesiące można wyjechać do swoich bliskich. Nadszedł kolejny termin. Hermiona nie miała ochoty wcześniej stąd wyjeżdżać, ale teraz żałowała tej decyzji. Nie miała z kim pogadać. Żeby chociaż natknąć się na samotną Ginny, bez Lori. Wsparła nogi na ławkę i oparła głową o kolana. Coś huknęło. Spojrzała w stronę, z której dobiegł ją odgłos. Wychyliła lekko głowę. Zaśmiani George i Lee, biegli w stronę szatynki.. a raczej gdzieś na przód. Za nimi sypał dym. W końcu znaleźli się obok Miony.
- Widzę że ci humor wrócił. - powiedziała cicho.
- Wiesz co, ja pójdę się pouczyć Eliksirów. - zaśmiał się Lee.
- Już ci uwierzę. - również zaśmiał się George, patrząc jak rozbawiony Jordan biegnie truchtem w stronę Dorminatorium. - Tak. Humor wrócił. A co tam u ciebie?
- Nudy. Żałuję że nie pojechałam do rodziców.
- Masz przecież nas. - uśmiechnął się sympatycznie.
- Mam tylko ciebie.. - westchnęła. - Ginny ma Lori, Ron nazwał mnie dziś kujonicą, Freda oblałam grochówką..
- Grochówką? - zdziwił się rudzielec. - A Harry?
- No i Harry.. mam was dwóch. Nikogo więcej. Pewnie nie długo zostanę sama na lodzie. - oparła czołem o kolana. George podniósł jej podbródek, nawet nie wiadomo jak i przybliżył się do niej.
- Nie, George, nie! - zaprotestowała. - Ja tak nie potrafię.
Wstała i ruszyła znów nie wiadomo gdzie.
A George został sam na sam z ponurymi myślami.
^^*^^
Hermiona sama nie wiedziała co już naprawdę czuje. Kogo kocha, kogo nie powinna kochać.. kogo powinna.. w gruncie rzeczy niczego nie powinna, ale ona czuje, gdzieś głęboko w sercu, że coś nad nią wisi. Coś jej ciążyło, być może to całe zamieszanie z Fredem. Nie poczuwała miłości do niego, lecz coś zaiskrzyło.. a może nie powinno? A co z Georgem? Przecież to on teraz ją wspiera i jest, a ona nie daje mu ani grama szansy, a właściwie, skąd może wiedzieć, czy to on właśnie jej nie kocha? ... z resztą kto by chciał dziewczynę w takim stanie. Smutna, załamana, niezdecydowana. Rozmyślała tak na podłużnej ławce, i nawet się nie spostrzegła gdy usnęła. Podczas snu, poczuła muśnięcie po policzku i męski zapach. To jej pomogło psychicznie chociaż przez chwilę pomyśleć pozytywnie..
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Wiem, krótki i beznadziejny .. przepraszam :C , zawodzę was ;_; następny nie wiem kiedy. </3
Śpiąca...
- Freddie, ale przecież tak fajnie nam było kiedyś! I teraz z resztą też.. - powiedział jakiś głos.
- Daj mi spokój. - odrzekł, no raczej Fred.
Para podążyła dalej, a Hermiona mogła umknąć z ukrycia. Szczerze mówiąc nie obchodziło ją to, czy on coś czuje do jakiejś dziewczyny, czy nie. Chciała dać mu drugą szansę, chciała im dać drugą szansę, a on wyjeżdża z czymś, co dłuższy czas ukrywał. Zdrada. Głośno i smutno, westchnęła i pobiegła po schodach do góry. Skręciła w prawo i już była niedaleko drzwi, gdy zobaczyła Freda. Nie patrzyła na niego wtedy, gdy rozmawiał z tajemniczą nieznajomą, ale teraz mu się przyjrzała. Usunął grochówkę z twarzy i zmienił ciuchy. Należało mu się z tą zupą. Widocznie czekał za czymś. Za Hermioną? Postanowiła nie iść do Pokoju. Żeby tylko się na niego nie natknąć. Wycofywała się, bacznie obserwując rudzielca, gdy na kogoś wpadła. Ron. Wypadło mu coś z ręki i pobiegło hen daleko. Być może był to ten głupi szczurek.
- Wielkie dzięki kujonico. - parsknął.
- Dobra, rozumiem że mi się należało, ale żeby od razu kujonico? Nie stać Cię na coś lepszego? - wkurzyła się. Nienawidziła jak ktoś tak na nią mówił. I znów poszła w dalsze korytarze, modląc się żeby nie wpaść na nikogo. Ten dzień nie należał do najmilszych.
^^*^^
Usiadła na jednej z ławek, przy dziedzińcu. Było tu pusto, bo niektórzy wyjechali do swoich rodzin. W Hogwarcie raz na cztery miesiące można wyjechać do swoich bliskich. Nadszedł kolejny termin. Hermiona nie miała ochoty wcześniej stąd wyjeżdżać, ale teraz żałowała tej decyzji. Nie miała z kim pogadać. Żeby chociaż natknąć się na samotną Ginny, bez Lori. Wsparła nogi na ławkę i oparła głową o kolana. Coś huknęło. Spojrzała w stronę, z której dobiegł ją odgłos. Wychyliła lekko głowę. Zaśmiani George i Lee, biegli w stronę szatynki.. a raczej gdzieś na przód. Za nimi sypał dym. W końcu znaleźli się obok Miony.
- Widzę że ci humor wrócił. - powiedziała cicho.
- Wiesz co, ja pójdę się pouczyć Eliksirów. - zaśmiał się Lee.
- Już ci uwierzę. - również zaśmiał się George, patrząc jak rozbawiony Jordan biegnie truchtem w stronę Dorminatorium. - Tak. Humor wrócił. A co tam u ciebie?
- Nudy. Żałuję że nie pojechałam do rodziców.
- Masz przecież nas. - uśmiechnął się sympatycznie.
- Mam tylko ciebie.. - westchnęła. - Ginny ma Lori, Ron nazwał mnie dziś kujonicą, Freda oblałam grochówką..
- Grochówką? - zdziwił się rudzielec. - A Harry?
- No i Harry.. mam was dwóch. Nikogo więcej. Pewnie nie długo zostanę sama na lodzie. - oparła czołem o kolana. George podniósł jej podbródek, nawet nie wiadomo jak i przybliżył się do niej.
- Nie, George, nie! - zaprotestowała. - Ja tak nie potrafię.
Wstała i ruszyła znów nie wiadomo gdzie.
A George został sam na sam z ponurymi myślami.
^^*^^
Hermiona sama nie wiedziała co już naprawdę czuje. Kogo kocha, kogo nie powinna kochać.. kogo powinna.. w gruncie rzeczy niczego nie powinna, ale ona czuje, gdzieś głęboko w sercu, że coś nad nią wisi. Coś jej ciążyło, być może to całe zamieszanie z Fredem. Nie poczuwała miłości do niego, lecz coś zaiskrzyło.. a może nie powinno? A co z Georgem? Przecież to on teraz ją wspiera i jest, a ona nie daje mu ani grama szansy, a właściwie, skąd może wiedzieć, czy to on właśnie jej nie kocha? ... z resztą kto by chciał dziewczynę w takim stanie. Smutna, załamana, niezdecydowana. Rozmyślała tak na podłużnej ławce, i nawet się nie spostrzegła gdy usnęła. Podczas snu, poczuła muśnięcie po policzku i męski zapach. To jej pomogło psychicznie chociaż przez chwilę pomyśleć pozytywnie..
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Wiem, krótki i beznadziejny .. przepraszam :C , zawodzę was ;_; następny nie wiem kiedy. </3
Śpiąca...
wtorek, 9 kwietnia 2013
Przepraszam
Przepraszam, że nie piszę nic. Nie mam średnio czasu - właściwie to go mam.. ale nie umiem skupić pomysłów w całość. Brakuje mi czegoś.. następny rozdział, mam nadzieję że niebawem.
I'm so sorry...
I'm so sorry...
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Rozdział 42
- Gdzie żeście byli?! – tymi słowami powitała ich profesor
McGonagall. Wiedzieli że nie będzie łatwo się wymówić. Nastała krępująca
cisza, którą przerwał Fred:
- Byliśmy u swoich rodzin.
- A trudno powiedzieć jakiemuś nauczycielowi? Myśleliśmy że się wam coś stało. – profesorka złożyła ręce na klatce piersiowej i oczekiwała wytłumaczeń.
- Musieliśmy natychmiast wyjechać. Harry oczywiście pojechał z nami do Nory.- rzekł Fred.
- Tak czy siak było to nie rozważne. – wydawało się, że syknęła. – Chodźcie za mną.
Uczniowie zrobili to co kazała, z lekko zmieszanymi minami.
Nauczycielka doprowadziła ich do wyższych komnat zamku, na ostatnim piętrze. Uchyliła przed nimi drzwi. Hermiona krzyknęła.
- że co mamy z tym zrobić? – zdziwił się Fred, pytając za wszystkich. Widzieli stado szczurów które były dosłownie wszędzie. Po chwili szklany żyrandol, który wisiał na suficie spadł. Przyjaciele się podkurczyli.
- Tu jest nie bezpiecznie.. – szepnęła Hermiona.
- Wypłoszcie je. – rozkazała McGonagall.
- Niby jak?! – oburzył się Fred.
- Magia potrafi czynić cuda. – profesorka zamknęła potężne drzwi zostawiając uczniów na pastwę szczurów.
- Ja tego sprzątać nie będę! – oznajmiła Hermiona. – Za bardzo się brzydzę.. - usiadła w grymasie na podłodze. Po chwili podbiegł do niej mały szczurek. Szatynka cicho jęknęła. - Ja stąd wychodzę!
- Nie. - rzekł surowo Fred. - Wpakowaliśmy się w szukanie amuletów, więc teraz musimy odprawić czarną robotę. WSZYSCY RAZEM. - nie patrzył w oczy Hermiony, być może nie potrafił, po tym co zrobił, lub jego myśli przybrały egoizm i znienawidził ją. Z resztą i tak dziewczynę to nie obchodziło. Obrażona wstała z podłogi i cicho mruczała coś pod nosem. Po chwili głośno odrzekła : - Wybacz, ale nie będę tego sprzątała. - zabrała się za otwieranie ciężkich drzwi.
- Jak chcesz. - Fred puścił ją wolno. - Ale jak profesorka wróci tu sprawdzić czy uwijamy się z robotą, to ty będziesz miała ochrzan od niej. - spuścił oczy i wyczarował jakiś wielki spray. - Wy też macie zamiar się buntować? - zwrócił się do reszty. Jego brat unikał go jak ogień. Wzięli za różdżki. - Zaklęcie lento. - powiedział, trochę uspokojony. Czarodzieje mieli przed sobą sporo spray'ów. Hermiona poddała się i posłuchała Freda. Również wyczarowała to co pozostali.
- No i co mamy z tym zrobić? - zapytał Ron.
- Byliśmy u swoich rodzin.
- A trudno powiedzieć jakiemuś nauczycielowi? Myśleliśmy że się wam coś stało. – profesorka złożyła ręce na klatce piersiowej i oczekiwała wytłumaczeń.
- Musieliśmy natychmiast wyjechać. Harry oczywiście pojechał z nami do Nory.- rzekł Fred.
- Tak czy siak było to nie rozważne. – wydawało się, że syknęła. – Chodźcie za mną.
Uczniowie zrobili to co kazała, z lekko zmieszanymi minami.
Nauczycielka doprowadziła ich do wyższych komnat zamku, na ostatnim piętrze. Uchyliła przed nimi drzwi. Hermiona krzyknęła.
- że co mamy z tym zrobić? – zdziwił się Fred, pytając za wszystkich. Widzieli stado szczurów które były dosłownie wszędzie. Po chwili szklany żyrandol, który wisiał na suficie spadł. Przyjaciele się podkurczyli.
- Tu jest nie bezpiecznie.. – szepnęła Hermiona.
- Wypłoszcie je. – rozkazała McGonagall.
- Niby jak?! – oburzył się Fred.
- Magia potrafi czynić cuda. – profesorka zamknęła potężne drzwi zostawiając uczniów na pastwę szczurów.
- Ja tego sprzątać nie będę! – oznajmiła Hermiona. – Za bardzo się brzydzę.. - usiadła w grymasie na podłodze. Po chwili podbiegł do niej mały szczurek. Szatynka cicho jęknęła. - Ja stąd wychodzę!
- Nie. - rzekł surowo Fred. - Wpakowaliśmy się w szukanie amuletów, więc teraz musimy odprawić czarną robotę. WSZYSCY RAZEM. - nie patrzył w oczy Hermiony, być może nie potrafił, po tym co zrobił, lub jego myśli przybrały egoizm i znienawidził ją. Z resztą i tak dziewczynę to nie obchodziło. Obrażona wstała z podłogi i cicho mruczała coś pod nosem. Po chwili głośno odrzekła : - Wybacz, ale nie będę tego sprzątała. - zabrała się za otwieranie ciężkich drzwi.
- Jak chcesz. - Fred puścił ją wolno. - Ale jak profesorka wróci tu sprawdzić czy uwijamy się z robotą, to ty będziesz miała ochrzan od niej. - spuścił oczy i wyczarował jakiś wielki spray. - Wy też macie zamiar się buntować? - zwrócił się do reszty. Jego brat unikał go jak ogień. Wzięli za różdżki. - Zaklęcie lento. - powiedział, trochę uspokojony. Czarodzieje mieli przed sobą sporo spray'ów. Hermiona poddała się i posłuchała Freda. Również wyczarowała to co pozostali.
- No i co mamy z tym zrobić? - zapytał Ron.
- No jak to. Spsikaj tym te szczury. - odparł Fred biorąc się za pas z tą czynnością. Szczury kolejno znikały.
Przyjaciele zaczęli odwalać karę. Szło im to łatwo, ale i wolno. Godzinę po zmagali się z jednym z najszybszych szczurów. W końcu Harry się na niego rzucił. Trzymał go na rękach, i już Hermiona miała psikać trutką, gdy Ron zabrał owego szkodnika.
Przyjaciele zaczęli odwalać karę. Szło im to łatwo, ale i wolno. Godzinę po zmagali się z jednym z najszybszych szczurów. W końcu Harry się na niego rzucił. Trzymał go na rękach, i już Hermiona miała psikać trutką, gdy Ron zabrał owego szkodnika.
- Ron co ty wyprawiasz?! - zapytał Fred. Wstał z zimnej posadzki przyglądając się bratu.
- No.. szkoda mi go.. a skoro Parszywek to ten cholerny Peter ... to może ja go zatrzymam? Wydaję się taki słodziutki... - przyjaciele patrzyli na niego jak na psychopatę. - No co? Niektórzy hodują świnie a wy macie coś do szczurów. Pff.. - wyszedł z pomieszenia obrażony.
Reszta towarzystwa trochę rozbawiona opuściła pomieszenie za nimi.
Hermiona po raz ostatni spojrzała na pustą salę. Skądś ją kojarzyła. Tylko skąd?
- George, poczekaj. Co z tym żyrandolem? - spojrzała na smętny widok roztrzaskanego szkła.
- Nie nasz problem. Odwaliliśmy swoje. - mruknął.
- ej, co jest? - zapytała. Wypowiedziała zaklęcie, a żyrandol pojawił się na swoim dawnym miejscu, calutki.
Zauważyła, że George wyszedł już, więc samotnie opuściła dane pomieszenie, piętro. Po drodze ktoś ją zatrzymał. Tym kimś był Harry.
- O, Harry. A ty nie z Ronem? - uśmiechnęła się delikatnie, idąc wciąż na przód. Przyjaciel zdziwił się że ona go tak bez obojętnie minęła. Zaczął ją doganiać.
- Pytasz się tak, jakbyśmy byli nierozłącznym małżeństwem. - trochę się skrzywił. - Możemy pogadać? - zapytał. - Oczywiście, jeśli masz czas.
Hermiona przystanęła. Przypomniało jej się że to jest jej przyjaciel. Że zawsze trzeba mieć w pokrewnej duszy wsparcie.
- Jasne. - odparła szeroko uśmiechając się. - Jeśli ty mi coś obiecasz.
- Tak?
- Wracamy do naszej przyjaźni. I że.. no wiesz nie rozdzieli nas już nic.
- Myślałem, że się cały czas przyjaźnimy. - lekko się zmieszał.
- Ale chce żebyś był blisko. I ty, i Ron. Potrzebuje was. Po tej kłótni z Fredem. No potrzebuje was i Georga.
- A właściwie to o co poszło z Fredem? - zapytał
- Możemy porozmawiać za pół godziny ? Na błoniach? - spytała, jakby się jej spieszyło.
- Jasne. Gdzie ci tak spieszno?
- George mi gdzieś zniknął. Coś dzisiaj jest chyba nie w sosie.
- Podoba ci się. - odparł Harry.
- Co? - zapytała szatynka, po czym się zaśmiała. - To przyjaciel. Cenię go sobie. Tak jak was. Dlatego chcę odnowić naszą przyjaźń. Dobra. To do zobaczenia za pół godziny. - uśmiechnęła się, szybko pokiwała i rzuciła się biegiem w stronę schodów.
- Ach.. te kobiety.. - odrzekł Harry, powoli idąc przed siebie.
*^^*
Dopiero w pokoju wspólnym zobaczyła Georga. Spał na jednej z kanap.
Nie chciała go budzić, więc wzięła jednego z koców i przykryła go nim. Tym gestem go właśnie zbudziła.
- Nie budzi się śpiącego. - odparł, podnosząc się na sofie.
- Przepraszam. Chciałam pogadać. Czemu jesteś taki skołowany?
- Miłość potrafi zniszczyć psychikę.
- Haha. - Hermiona się zaśmiała. - To kto jest tą szczęściarą.
Nie mógł powiedzieć "Ty", chociaż taka była prawda. George już od dawna upodobał sobie Hermionę, a że chodziła z jego bratem, to nie mógł, nie potrafił, teraz gdy droga była wolna, a horyzonty były otwarte, zatkało go.
- E... Angelina. - spanikował.
- Ale przecież ona cię zdradziła.. znaczy się miała cię za jednego z dwóch. A ty ją jeszcze kochasz? No nic. Cieszę się że dowiedziałam się co ci jest i przykro mi z powodu tej miłości. Umówiłam się z Harrym na błoniach, więc muszę jeszcze pędzić się przebrać. - cmoknęła go w policzek. - Do zobaczenia potem.
Jak on kochał te wesołe oczy!
- Randka? - speszył się.
- Nie. Chce ze mną o czymś porozmawiać.
- Więc randka.
- Nie! Spotkanie towarzyskie.
- Czyli przed randzie.
- Co? A z resztą nie ważne. To nie jest randa i kropka.
I pobiegła po schodach w górę, do swojego pokoju.
*^^*
Niewiele czasu minęło, do chwili gdy Miona ruszyła na błonia.
Po drodze zobaczyła coś co ją ukłuło i spowodowało że nagle pomyślała o biednym Georgu.
Widziała Angelinę z Fredem. "A ponoć tak bardzo mnie kocha" - parsknęła w myślach.Bo w końcu to przykre, gdy ktoś kto dla ciebie wiele znaczy,a kłamie w żywe oczy.
Można powiedzieć że Fred jest kobieciarzem, bo potrafi uwieźć a potem w aktorski sposób zostawić. No ale taki jest ród męski. Nie zrozuzmiały, gra na swoich zasadach. Widocznie wybrał Angelinę. Hermiona nie myślała już dłużej o tym, i nawet się nie spostrzegła że przyglądała się parze. Z małym smutkiem zbiegła po schodach. Bo w końcu nie można płakać cały czas. Co nie?
Wyszła z zamku i biegiem pobiegła w dół wzgórza, bo w końcu była już spóźniona. Zobaczyła Harrego przy wierzbie. Siedział oparty o drzewo.
Gdy tylko ją zobaczył, energicznie wstał.
- Spóźniłam się, przepraszam, ale coś przykuło moją uwagę. - uśmiechnęła się przepraszająco.
- Zawsze znajdziesz wytłumaczenie. - znowu usiadł.
Hermiona w duchu ucieszyła się na tą rozmowę, ale zaniepokoiło ją trochę to, że chce pogadać w cztery oczy. Krępująca sprawa. Usiadła.
- A więc??... - zapytała.
- Utrzymujesz kontakt z Ginny? - wyrwał się.
- Teraz nie. - westchnęła. - Ta nasza przyjaźń, a raczej koleżeństwo jest skomplikowane. Czemu pytasz?
- Dlaczego to jest skomplikowane? - zapytał. Nie chciał odpowiadać na pytanie.
- Łączy nas jakaś więź, ale ona często się urywa. Jej najlepszą przyjaciółką jest Lori, chociaż bywają okresy gdy tylko ja z nią rozmawiam.
- I tak tego nie zrozumiem, bo kobiety. - uśmiechnął się.
Hermiona zachichotała.
- Kim jest Lori? - zapytał
- Tak jak już mówiłam: najlepsza przyjaciółka Ginny, Puchonką. Jest w jej wieku. Nic więcej o niej nie wiem. - zamyśliła się. - A i .. Lori ponoć kręci z Malfoy'em.
- A Ginny na to?
- Jak na lato. Ignoruje to. W końcu każda ma inny gust.
- A jaki jest twój? - spytał
Hermionę zatkało.
- W tym momencie nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Myślałam że Fred wytycza gust, ale jak się okazało, zawiodłam się na nim. - spojrzała smutno przed siebie. WSPOMNIENIA - UGH.
- To powiesz w końcu o co poszło z Fredem?
Hermiona ciężko westchnęła i zaczęła opowiadać od początku. O tym że Fred rozkochał ją w sobie, o tym że mieli już chodzić, o tym że coś zaiskrzyło no i o bolesnej prawdzie. (oczywiście nie opowiadała to w pod punktach tak jak ja, narratorek, no ale..) Wspomniała również o tym że George też ucierpiał, i że spóźniła się na spotkanie z nim, bo zobaczyła parę zdrajców.
- Współczuje. - powiedział w końcu Harry.
- Nie dzięki. - odparła. - Nie żałuje wspomnień. Żyje się na własną odpowiedzialność.
- Co dalej?
- Jak to co?
- Co masz zamiar zrobić z Fredem? - zapytał Wybraniec
- Mam zamiar go ignorować. Jak ognia.
- Nie dasz mu szansy?
- Po co, Harry? To egoista. Popaprany egoista. - westchnęła. Zachciało jej się płakać. - Dlatego was potrzebuje. Muszę się wspiąć znów na szczyt, bo trochę zjechałam w dół. - po jej policzku spłynęła jedna jedyna łza. - Co u Rona? - otarła ją. Pora zakopać przeszłość.
- Pora ci to powiedzieć. Zakochał się.
- Co?! Ronald Weasley się zakochał?!
- Robił to już kilka razy, tylko zwykle mu przechodziło po kilku dniach.. - westchnął Harry
- A teraz? - zapytała
- Teraz to mu nie przechodzi od kilku miesięcy...
- I ja nic o tym nie wiedziałam?! - oburzyła się.
- Byłaś zapatrzona w Jonathana i Freda. Nic więcej nie widziałaś. Ślepota! - dźgnął ją w brzuch.
- Ej! To Fred był ślepy.. no może ja też byłam na was. A propo Jonathana.. co z nim.. nie widziałam go już dawno... - oparła się wygodnie o korę. Spojrzała w chmury wyczekując odpowiedzi.
- Przeniósł się.
- Szkoda, nawet fajny był.
- Ktoś tu poczuł mięte do nowego? - Wybraniec powiedział głosem a'la z reklamy Colgate.
- Hahahahaaha. - szatynka zdrowo się zaśmiała. - Był po prostu sympatyczny nic więcej. - zapanowała chwilowa cisza. - To... Kto jest tą szczęściarą?
Harry się zmieszał: - YY.. ale skąd wiesz... że ten.. no..
- Chodzi o Rona! - uśmiechnęła się.
- A.. no więc... to ty. - powiedział trochę skrępowanie.
- CO?!
- Prima Aprilis. - zaśmiał się.
- Dziś nie jest pierwszy kwietnia. - skrzywiła się.
- Wiem. Jak ten czas leci.. - napotkał oczekujący wzrok Hermiony. - Aha. Jasne, miałem ci powiedzieć. To Savannah.
- Ta Savannah?! - Hermiona była zaskoczona/zdziwiona
- Tak.
- Ale przecież to chrześniaczka McGonagall.. i że on ten teges.. ?
- Tak on się w niej zakochał. Trochę o niej wiem, bo Ron nie raz mnie wysyłał żebym się czegoś dowiedział. Jej rodzice - mugole zginęli w jakimś wypadku samochodowym. Więc przygarnęła ją nasza profesorka. Zapisała ją do Hogwartu. No i tak to się skończyło że zamąciła naszemu przyjacielowi w głowie.
- W ogóle go nie obchodzi to, że jest chrześniaczką swojego znienawidzonego nauczyciela?
- Nie. Miłość go uskrzydliła. - Harry wzruszył bezradnie ramionami.
- A ty? Jak się odkrywasz w miłości? - zapytała.
Harry znowu się zmieszał. Nie chciał odpowiadać na to pytanie. Zamiast pleść nie wiadomo jakie głupoty, po prostu zamilczał.
- Więc dlatego chciałeś porozmawiać na osobności... - Hermiona zaczęła rozumieć. - Chodzi o Ginny, prawda?
Jakby weszła do jego myśli.
- No.. wiesz.. tak wyszło.. ale przysięgaj że nikomu tego nie powiesz. Nawet Ron tego nie wie. Potrzebuje kobiecej rady. Co mam zrobić żeby mnie zauważyła?? - mówił strasznie szybko.
Ach.. MIŁOŚĆ!
- Zaczaruj ją. - odparła krótko. - Dziewczyny lubią miłe niespodzianki, miłych facetów, miłe zachowanie.
- Czyli wszystko co miłe to dobre?
- Tak. - odrzekła. Nigdy by nie pomyślała że Harry się zakocha w Ginny. NIGDY. - Chwila.. a co z tym okresem.. kiedy pojawialiście się razem i śmialiście? - zapytała
Wybraniec posmutniał.
- Spodobał jej się ktoś inny. Powiedziała to oczywiście delikatnie. Teraz nie wiem nic czy się z nią ktoś spotyka czy nie.. A ty masz o tym pojęcie? - spytał z nutką nadzei.
- Jest to jeden z okresów gdy najlepszą przyjaciółką Ginny jest Lori.
- Gdzie mogę ją znaleźć?
- Najczęściej? Jest taki mały pokoik na trzecim piętrze. Drzwi są strasznie wąskie. Spotyka tam się często z Ginny, lecz i tak wieczorami przychodzi tam sama. Drzwi mają numer 5.
- To numerują drzwi w Hogwarcie? - zdzwił się czarnowłosy
- Sale nie służące do lekcji, chyba tak.
- Myślisz że powinienem z nią porozmawiać?
- Jeśli ci na Ginny zależy..
- Robi się późno. Idę ją namierzyć. Muszę się przekonać sam, pytając Lori.
Dziękuje Hermiona. Bardzo mi pomogłaś. - najpierw wstał Harry, potem Miona. Chłopak podniósł ją mocno ściskając.
- Wystarczy! - krzyknęła. - To boli.
Zaśmiali się.
- To ja będę leciał. - pokiwał i zaczął biec w stronę zamku.
- W razie czego wiesz gdzie mnie szukać, Harry! - krzyknęła, lecz Wybraniec był tak daleko, że raczej jej nie usłyszał.
Hermiona znów usiadła. Cicho westchnęła. Myślała o miłości. Wszędzie jej pełno, ale nikt się nie przyzna do niej bez zarzutów. Wiatr zaczął smagać jej włosy. Usłyszała niebawem pomrukiwanie sowy która zrzuciła jej jakąś małą karteczkę na kolana.
Jeśli masz czas i ochotę, przyjdź do Motylarni, za dziesięć minut.
Będę tam czekał.
Miała ochotę i czas, ale coś jej nie pasowało. Spotkanie w Motylarni? Podpis nadawcy zaczynał się na Fr.. lecz potem został skreślony i pojawiło się imię George. Fred? Czysta ciekawość i determinacja, doprowadziła szatynkę do Motylarni, aby poznać prawdę kto ma tam na nią czekać.
Gdy dotarła, ujrzała człowieka, którego się spodziewała. Oszusta, kłamliwego zdrajcę. Inaczej Szyszkę*. Stał z bukietem kwiatów.
- Jesteś żałosny. - odrzekła. - Najpierw miziasz się z Angeliną a potem przychodzisz z bukietem kwiatów, podszywając się pod swojego brata.
Fred podszedł do niej i ulękł na kolanach.
- Przepraszam. Z całego serca.
- Już ci nie ufam i już ci nie zaufam.
- Miona, ale ja cię kocham!
- Jesteś żałosny. Tyle ci powiem. - sięgnęła po różdżkę i wyczarowała dzbanek z grochówką w środku. Całą zawartość wylała na głowę Freda. - Idź do Angeliny żeby ci to coś na głowie zdjęła. Popamiętasz mnie, Fred. - dała złowieszcze spojrzenie i zniknęła. A rudzielec klęczał osłupiony z spływającą grochówką po szyi.
* szyszka - inaczej Fred ; poprzedni rozdział
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _
I jak?
Przepraszam że tak późno. Obiecuję się zdyscyplinować. Rozdziały teraz będą rzadziej, bo po prostu brak czasu i weny. Dziękuje za ponad 4000 wejść. Kocham was i przepraszam.
Spóźnione: Wesołych Świąt! :)
Całusy :)
~.Śpiąca.~
Subskrybuj:
Posty (Atom)