" Miłość jest krucha, a my nie zawsze potrafimy o nią dbać "

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 41

Hermiona obudziła się w pokoju, który był wyznaczony dla niej, - U Kruma.
Podejrzewała, że Fred ją tu przyniósł. Zupełnie nie wiedziała w co się pakuje.. czemu z nim jest.. czy go w ogóle kocha? Ale nie tym chciała sobie krzątać głowę. Wstała, ale niespodziewanie upadła. Zaczęło jej się kręcić przed oczami. Do pomieszczenia wszedł Fred. Przypatrywał się niej przez moment.
- Dobrze się czujesz? - zapytał.
- Trochę mi słabo.. - szepnęła ponownie się kładąc. - Jak Ron i Harry? - spytała trzymając się o czoło.
- O wiele lepiej. Siedzą teraz przy kominku. Ty wyglądasz gorzej, bo wiedźma rzuciła w ciebie soplem. - wskazał na okolicę lewej brwi szatynki. Hermiona przejechała tak palcem. Poczuła mały plaster.
- Mam przecięte? - wskazała na opatrzoną ranę.
- Tak. Niestety. - usiadł obok jej na łóżku. - Martwiłem się...
- Nie musisz.. - westchnęła. - Fred możemy porozmawiać? - postanowiła z nim pogadać, otwarcie, bo nie chciała się dłużej męczyć z tymi samymi uderzającymi jak fala pytaniami o ich związek. " Czy to słuszne? "Czy go kocham? Czy to potrzebne?"
Wiedziała że go kocha, ale raczej jak najlepszego przyjaciela. To co się zaczęło a nie powinno, nie że jej przeszkadzało, tyle że karciła się za to, że nie czuje nic więcej niż braterska przyjaźń. Doceniała jego miłość i nie chciała go skrzywdzić, bo bała się że źle to odbierze..
- Tak? - speszył się trochę. Zaczął pocierać ręce.
- Kocham cię.. - szepnęła, a na twarzy rudzielca zatriumfował uśmiech. Przybliżył się do niej, lecz szatynka się odsunęła.- ... ale jak brata, który zawsze jest przy mnie. Wybacz. -  spłynęła jej jedna łza po policzku.
- E... - nie wiedział co powiedzieć. - I tak nie zasługuję na twoją miłość.. - postanowił powiedzieć jej to teraz. Był gotowy i czuł że skoro i tak się wszystko rypło to powie jej gorzką prawdę. - Przepraszam, pewnie znienawidzisz mnie że to przed tobą ukrywałem.. ale nie potrafię.. zawsze starałaś się mnie nie skrzywdzić.. chociaż ja pokazywałem że nie warto się ze mną zadawać. ZAWSZE znajdowałaś to co dobre, a nie co złe we mnie. Nie potrafię już dłużej kłamać. Podczas gdy byliśmy ze sobą po raz pierwszy.. spotykałem się jednocześnie z Angeliną. Nie wiem dlaczego. Próbowałem odreagować to wszystko, opierając się, czuć ostoję przy Ang. Czułem że nie kochasz mnie.. i nie  potrafiłem sobie z tym radzić. Przepraszam. - Hermiona nie potrafiła powiedzieć ani słowa. Zatkało ją. Ona się tu zastanawia.. czy go kocha.. jak to odreaguje.. czy ma z nim być żeby go  nie zranić a on wyjeżdża z pustym słowem przepraszam! Mógł od razu powiedzieć.. zdradzam cię z Angeliną. ~szatynka zadygotała~ - Przepraszam. - powtórzył.
- Wyjdź. - wskazała na drzwi.
- Hermiona, ale.. - zaczął, lecz mu przerwała.
- WYJDŹ! - powiedziała nie co głośniej.
Przybliżył się do niej. - Daj mi to jaśniej wytłumaczyć... cokolwiek.
- DO CHOLERY ZOSTAW MNIE, WYJDŹ I NIE ODZYWAJ SIĘ DO MNIE CHOCIAŻ BY JEDNĄ LITERKĄ. - krzyknęła, energicznie wstając. Fred aż podskoczył. - JESTEŚ PODŁĄ ŚWINIĄ! OKŁAMYWAŁEŚ MNIE, PODCZAS GDY JA.. PODCZAS GDY JA ROBIŁAM WSZYSTKO ABY CI POMÓC.. ABY CI BYŁO DOBRZE, ABY CIĘ NIE ZRANIĆ! ZOSTAW MNIE, A JEŚLI CHOCIAŻ BY DOTKNIESZ MNIE JEDNYM PALCEM, TO WYWALĘ CIĘ Z TEGO DOMU. JESTEŚ EGOISTĄ FRED. PODŁYM, ZAKŁAMANYM EGOISTĄ.
Fred spuścił głowę i wyszedł z pokoju. To nie był jednak dobry moment.
Hermiona grzmotnęła poduszką o ścianę i oparła się o nią, powoli zsuwając się w dół. Dała upusł łzą. Postanowiła już nigdy nie odezwać się do Freda, chociażby zakochała się na śmierć, na zawsze.

^^*^^

5 minut wcześniej
George siedział przy stoliku, pijąc bezkofeinową kawę. Wpatrywał się w kominek, a czasem przysłuchiwał się rozmową jego brata z Harrym. Niekiedy cicho chichotał przez głupoty jakie słyszał. Niespodziewanie usłyszał głośny krzyk Hermiony. Przestraszył się. Dziewczyna momentami nie panowała  nad złością. Chwile potem jego uszy dostrzegły, cichy, przenikliwy głos Freda. Uspokoił się, i sięgnął po kolejny łyk kawy. Po kilku sekundach znów usłyszał krzyk, tyle że tak porządny, że się zaczął zastanawiać czy Hermiona zaraz kogoś nie zabije. Harry, Ron i George obdarzyli się przestraszonymi, zdzwionymi minami. Po schodach zbiegł Fred z opuszczoną głową.
- Usiądź bracie. - George wskazał na siedzenie obok. Kątem oka zauważył łzy spływające po policzkach brata.. czy to możliwe że aż tak ostro poszli? - Co się wydarzyło? - chlipnął kawki. 
- Nie chce o tym rozmawiać. - szlochnął. - Zawaliłem.
- Nie pierwszy raz.. - szepnął jakby sam do siebie George.
- Weź się zamknij! - krzyknął Fred po czym wszedł do pierwszego lepszego pokoju, trzaskając drzwiami. Trzasnął swym ciałem o ścianę. Zniszczył wszystko. Poczuł się jakby serce pękło mu na miliony kawałków. Zabołało go uderzenie o ściane, więc osunął się na podłogę "Należało mi się" - pomyślał i zakrył twarz dłońmi.
%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%
- Skoro mój kochany braciszek... - rzekł sam do siebie George (oczywiście z ironią). - ... nie chce mi powiedzieć co się wydarzyło.. w takim bądź razie pójdę do istnego źródła - Hermiony. Muszę sprawdzić o co poszło. - odłożył pusty kubek do zlewu, i nie zauwazył zdziwionych min Harrego i Rona, po czym ruszył na górę, do Hermiony.
- Czy on rozmawiał sam ze sobą? - zapytał Harry.
- Odtrącenie ze strony najlepszego przyjaciela i bliźniaka to musi być cios. - odparł Ron.

^^*^^

George zapukał do pokoju.
- IDŹ SOBIE! - krzyknął głos od środka.
- To ja.. George.. - powiedział trochę speszony.
- IDŹ SOBIE! - powtórzyła - CHCE BYĆ SAMA!
George nie posłuchał jej i wszedł do pokoju. Poduszki były po rozrzucane, a dziewczyna siedziała pod ścianą. Podniosła twarz, która była blada i spuchnięta.
Rudzielec usiadł obok niej.
- Czy musisz zawsze nie słuchać? - starała się uśmiechnąć.
- Nie chce żebyś siedziała sama.. - odparł krótko. - O co tym razem poszło?
- Nie tym razem tylko nadeszła sprawa która skończyła znajomość moją i Freda. Ale ci nie powiem. Nie chce psuć waszych kontaktów.. - pociągnęła nosem.
- Dlaczego masz w ten sposób psuć nasze kontakty z Fredem..? - zdziwił się.
- Chodziłeś z Anegliną? - zapytała
George zrobił kwaśną minę. - Tak, ale rzuciła mnie, bo zakochała się w innym.
- No właśnie. - wzdrygnęła ramionami. - Zostawiła cię dla Freda. - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Nie ściemniaj. - zaśmiał się.
Hermiona miała poważną minę.
- A to idiota! - krzyknął. 
- Masz poduszkę. - podała mu ją.
Chłopak wziął ją w ręce i rzucił z całej pety w ścianę. Po chwili zbiór pierza upadł z grzmotem na podłogę.
- Jak on mógł. - szepnął George.
- Też tego nie rozumiem.. - zapatrzyła się przed siebie.. wszystkie te dobre momenty.. z Fredem.. och, pragnęła je jak najprędzej wypędzić z głowy.. Spojrzała na rudzielca,  który był blady jak ściana. - Nie załamuj się..
- HERMIONA, ALE TO MÓJ BRAT! - podniósł głos, a szatynka wzdrygnęła.
- Masz mnie. - szepnęła. Przytuliła się do niego. - Obiecaj że mi czegoś takiego nie zrobisz.. lubię cię George.. potrzebuję cię George.
Chłopakowi spodobało się to. - Nie zrobię ci czegoś takiego.. nie zostawię cię.. ale przyrzekaj że ty też nie zostawisz mnie.. muszę też mieć oparcie.
- Trzymamy się razem? - spojrzała mu w oczy.
- Spróbujmy się zaprzyjaźnić.
- A ja postaram się nie widzieć w tobie Freda.. mogę go nazywać szyszką? - delikatnie się uśmiechnęła
- Szyszką? - George zdziwił się, ale docenił mało udany żart. - Niech będzie .. Szyszka Weasley..
- Masz ochotę na spacer.. ? - zapytała. - Przyda  mi się trochę świeżego powietrza.
- Wolałbym spacer o północy.. - odparł.
- Niech będzie. - wtuliła sie w niego.
Tak. Potrzebowała go. Nie miała pojęcia jak bardzo.
- A poza tym jak po chorobie? - zapytała 
- A, wyszedłem z tego silniejszy.. - uśmiechnął się blado.
- I o to chodzi! - powiedziała optymistycznie. - Nawet gdy się świat zawali mamy innych przyjaciół.. 
- Miona? - zwróciła się w niego stronę. - Kochałaś Freda?
- Jak brata, najlepszego przyjaciela.. najwidoczniej bez sensu.. - oparła głowę na jego ramieniu.. siedzieli w ciszy. Ale ta cisza pomogła im zrozumieć, połapać się w tym jednym wielkim gównie.

^^*^^

Po ostatnie elementy wyruszyli George, Ron i Harry.. bez Hermiony, ponieważ była zupełnie bezsilna bo jakże banalnej i dotkliwej prawdzie. Gdy Fred i szatynka zostawali w domu, rudzielec się często ulatniał. A Hermiona albo patrzyła bezlitośnie w kominek.. albo  płakała. Bo to przykre gdy traci się osobę, którą się kocha. Harry opowiadał przyjaciółce o ponownym pojawieniu się Voldemorta przy jednym z elementów. Stoczyła się niewielka walka, na czele której chłopcy wyszli cało. Szukanie nie odbyło się również bez niebezpiecznych niespodzianek i emocji.. których część bohaterowie zachowali dla siebie. Zniszczyli elementy które mieli w zanadrzu, słysząc przerażliwe krzyki i widząc czarne wirujące dziury. Został tylko medalion. Jedyna rzecz która jest na szali pomiędzy dobrem a złem. Przyjaciele i Fred, i Hermiona stanęli przed domkiem Kruma, zasłaniając go zaklęciami. Teraz widzieli ten dom tylko oni. Tak jest w gruncie rzeczy bezpieczniej. Złapali się za ręce i deportowali  z powrotem do zamku.. ciekawi byli co się wydarzy w Hogwarcie.. jaka będzie reakcja na ich przybycie?


_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ 
Wiem - krótki
Wiem - głupi
Wiem - dawno się nie pokazywałam
Wiem - że się nie postarałam
Wiem - nie chciało mi się i nie miałam weny.
- Przepraszam .. dla wszystkich czytelników od Księżny Marry :)


sobota, 16 marca 2013

Rozdział 40


Przepraszam.. to było głupie co zrobiłam.,. to zawieszenie.. po prostu czasem nie wierzę w swoje możliwości. Postaram się naprawić to co mi nie pasuje, ale obiecuję że was nie zostawię. Nigdy. Zbyt wiele tu osiągnęłam i za bardzo to pokochałam <3 Dziękuje jeszcze raz za nominację do The Versatile Blogger przez Klaudię, oraz niedawno przez Clar. Dziękuje J. Pragnę również podziękować wam. Za to że chyba jesteście xD
Moją ostatnią wolą jest rzecz prosta: Każdy kto czyta tego bloga niech się doda do obserwatorów (pod licznikiem). Do komentarzy nie zmuszam, chociaż miło by było jakbyście komentowali
J
Miłego czytania ;p
~~
Fred był w domku leśniczym państwa Krum. Słowa, o których mówił jego brat, nie dawały mu spokoju. Stał właśnie przed lustrem i bacznie się sobie przyglądał. Nad brwią mała blizna, od dawnych wybryków z bratem, włosy rozczochrane a oczy brązowe niczym najsłodsza czekolada. Stwierdził że szału co do jego wyglądu nie ma i usiadł na fotelu. Schował twarz w rękach.
„ Czy kocham Mionkę?” – zapytał siebie samego.
Ewidentna cisza zapanowała w pokoju. Brak odpowiedzi. Cichutki głosik być może sumienia odezwał się „Idź za głosem serca..”. Przetrawił te słowa.
Właściwie to kiedy Fred Weasley zaczął się zmieniać?
Wszystko miało swój początek, kiedy zaczął się spotykać z Angeliną, jak mniemam..
Z dnia na dzień stawał się coraz bardziej poważny, a wkrótce ślepota go dobiła.
Stracił radość, którą dzielił z swoim bratem. Stracił te uczucia.. Jakie uczucia?
Wstał z fotela, bo słyszał, że George go woła.
~~
Słońce schodziło z horyzontu, gdy Hermiona, Harry oraz Ron znaleźli się w Lansellocie.
Miasteczko to było bardzo stare, a jednak cenione. Na rynku stały spróchniałe ławki, które uginały się pod ciężarem starszych jak i młodszych ludzi. W centrum starego miasta stał pomnik ku słynnemu czarodzieju Maxie Vanliccieg. Rynek otaczały małe drzewa jarzębinowe oraz stare kamieniczki. Na obrzeżach miasta znajdował się stary zamek – Tyllon, który wedle legend był strzeżony przez czarownice i smoki. Nikt kto ruszył do owego pałacu,  nie wrócił żywy. Czarodziei i czarownice wybierali się tam, po majętny skarb który jest pochowany gdzieś w podziemiach. Złe  dusze ruszały tam po element układanki…Wieża Gotyll, była jedną z wieżyczek zamku. Nasi bohaterowie muszą dotrzeć  tam, po Pierścień Czarnoblady. Ich główną bronią będzie magia, ale sami nie wiedzą co ich tam czeka. W lochach żyje ponoć rodzina trollów. W dużej sypialni, jak krążą plotki,  zabito  króla Edmunda X.  W sofie otaczającej zamek pływają krokodyle, a nieliczni wspominają że również rekiny i piranie. Stare, zardzewiałe metalowe drzwi, otwierają się tylko tym, których chce pożreć tajemnica zamku. Hermiona, Ron i Harry postanowili najpierw iść do jakiejś knajpki. Dochodziła godzina druga, dla czarodziei i czarownic pora obiadu. Szli wąską uliczką, gdy zobaczyli przymocowaną do kamienicy tabliczkę: „ Bar Pod Czterema Miotłami”. Weszli tam. Wokół stolików krążyły kobiety przebrane za czarownice. Przy stolikach siedziały trolle, krasnale, skrzaty, czarownice, a w wielkiej klatce przy barze siedział mały smok. Mówi się że  Lansellot jest miastem magii, powiedzmy że  jest  to prawda. Ale sednem jest powiedzieć że Lansellot to stolica magicznych istot. Przyjaciele  zasiedli do stolika, przy oknie. Podeszła do nich kobieta, u której wyraźnie widać było że jest prawdziwą czarownicą.
- Coś podać? – mruknęła. Najwidoczniej praca nie sprawiała jej przyjemności.
- Macie jakieś specjały? – zapytał Ron.
- Żaby podsmażane na dietetycznym oleju, skrapiane sosem z  krwi gnomów. – uśmiechnęła się leniwie.
- To ja poproszę. – odrzekł rudzielec. Przyjaciele popatrzyli na niego z lekkim obrzydzeniem.
- Ja poproszę herbatę i .. – zamyśliła się Miona. - .. mają państwo może ciastko z kremem?
- Mugolskie jedzenie najwidoczniej jest wam znane. Oczywiście mamy ciastka i herbatę. – zapisała zamówienie szatynki na  brudnej kartce. – A ty? – spojrzała na Harrego.
- Ja.. poproszę szklankę wody i kaszę z gulaszem. – odrzekł po chwili namysłu.
- Gulasz z żabich udek? – zapytała kelnerka.
Harry zzieleniał. – A jest jakaś inna opcja..? – powiedział z nutką nadzei w głosie.
- Gulasz z końskiego mięsa. – rzekła zniesmaczona.
- To w takim bądź razie poproszę to co koleżanka. – wskazał na Hermionę.
Kobieta zanotowała  zamówienie, po czym odeszła w stronę baru mrucząc coś pod nosem.
- Ron, masz zamiar zjeść to danie? – szatynka zrobiła kwaśną minę.
- U mojej mamy to specjał. – uśmiechnął się szeroko.
Hermiona wzdrygnęła i napiła się herbaty, którą przed chwilą przyniosła jej kelnerka.
- Miona? – zapytał Ron.
- Tak? – odłożyła herbatę.
- Czemu nic nie powiedziałaś że jesteś z Fredem?
Szatynka zaczęła nerwowo mieszać łyżeczką w kubku.
- Przecież jesteśmy twoimi przyjaciółmi.. – odparł trochę zawiedziony Harry patrząc na swoją szklankę wody.
- Ale to akurat nie wasza sprawa. – wzięła łyk herbaty.
Po chwili przyniesiono im zamówienie, i zjedli je nie odzywając się do siebie. Zapłaciwszy za jedzenie wyszli z pubu.
- Gdzie ten zamek? – zapytał Harry.
- Na ulicy Śmierci. – powiedziała cicho Hermiona.
- To ruszamy? – Ron wyciągnął do przodu rękę.
- Ruszamy. – odparli jednocześnie Wybraniec i Hermiona kładąc ręce na dłoni Rona
Deportacja była tu zbędna, gdyż do zamku szło się zaledwie jeden kilometr.
Po drodze mijali dziwnych ludzi, którzy patrzyli na nich z przerażeniem.. lub z zdziwieniem?
Gdy znaleźli się na ulicy Śmierci zaczepił ich pewien starzec.
- Jeśli szkoda wam życia, to nie marnujcie go w tym upiornym zamku! – krzyknął.
Przyjaciele minęli „typa” i znaleźli się przed furtką mrocznego pałacu.
Unosiły się nad nim czarne chmury. W jeden chwili runął mocny deszcz a błyskawice pojawiły się jako dodatkowa atrakcja.
- Czy wam też się wydaje że macie DŻWI? – zapytał sarkastycznie Ron.
Hermiona spojrzała po kolegów, i nadusiła na guzik, który był dzwonkiem. W jednym momencie rozbrzmiał głośny chichot czarownicy i wycie trolla, jęknięcie smoka i chichot złowrogich skrzatów.
- Damy radę. – szatynka złapała Harrego i Rona za rękę, gdy furtka sama przed nimi się  otworzyła.
Ogród nie był ogrodem. Wśród wysokiej, wysuszonej trawy znajdowały się nagrobki.
Szybko przemknęli przez ścieżkę i stanęli przed zamkiem otoczonym fosą. Rozległo się trakotanie szczęk, a z nurtu fosy wyłowiły się krokodyle obserwując nowe ofiary pałacu.
- Co teraz? – zapytał Ron.
Harry podniósł spory kamień i podszedł do krawędzi pomiędzy wodą a ścieżką tak blisko jak tylko mógł. Z całej siły cisnął kamień w stronę zamku. Uderzył on w  drzwi. Usłyszeli krzyk czarownicy. Zdarzenia tu bardzo szybko się toczyły niczym w bujnym horrorze, podczas którego uśmierceni zostają główni bohaterowie.
Przejście utrzymane na łańcuchu powoli opuszczało się w stronę Rona Harrego i Hermiony.
W końcu mogli swobodnie przejść pod pałac.
Gdy to uczynili przejście wróciło na swoje miejsce, zostawiając przyjaciół na pastwie ciemności.
Harry po omacku wyszukał uchwytu do pukania. Gdy go znalazł donoście zapukał dwa razy.
- Proszę! – ni z owąd rozległ się skrzekot czarownicy.
Przestraszyli się, bojąc się że wiedźma ich złapie. Jednak nikogo nie było. Zamek nie był oświetlony, więc wzięli swoje różdżki i nimi oświetlili drogę. Zauważyli światło na końcu korytarza. Postanowli iść w jego stronę.
Znaleźli się w słabo rozpoznawalnym pokoju. Gdy otworzyli szeroko oczy, zobaczyli przyrządy do gilotynowania i torturowania. Hermiona cicho wrzasnęła. Harry zauważył pierścień który lewitował z kąta w kąt.
- Chodźcie za mną. – szepnął Wybraniec który zaczął podążać za pierścieniem.
Znajdowali się teraz w pokoju o białych ścianach, na których były smugi zapisane krwią.
Strzeżcie się ci, którzy tu wejdziecie, albowiem możecie nie wrócić cało”
W pomieszczeniu była tylko wielka szafa, do której wleciał pierścień.
Harry trochę szybciej wraz z Hermioną i Ronem z tyłu zaczął doganiać element.
Z łomotem wlazł do szafy  w której ujrzał czaszki i kości. Zemdliło go. Nie nawidził takich widoków. Poczuł że słabnie, lecz postanowił się nie poddawać. Zebrał porządnie powietrze i ruszył dalej przed siebie.
W krótce stali na twardej posadce w jakiejś jaskini. Ściany, sufit oraz podłoga były skamieniałe.
Na środku podłogi znajdował się mały staw, w którym była czerwona woda. Kto wie czy nie była to krew umarłych tutaj? Pierścień wpadł do bajorka.
- NIE! – krzyknął Harry. – Tylko nie to! – rzucił się u stóp wody.
- Harry, wszystko okej? – zapytał Ron.
- Widziałem ruchy pierścienia. Podążałem za nim. A teraz wpadł do tego czerwonego bajorka! – trzasnął pięściami o ziemię. Nagle sufit zaczął się trząść, a Hermiona pociągnęła wybrańca do tyłu. Wielki kamień a może nawet głaz wpadł do stawu, stanowiąc od teraz jego 2/3 części.
- dziękuje. – uśmiechnął się przyjacielsko do szatynki.
- Mamy teraz większe szanse zdobyć ten element. – Ron zaczął próbę wejścia na głaz. Mimo że nogi mu się ześlizgiwały, w końcu stanął na owym kamieniu. – Gdzie ten pierścień? – zapytał otrzepując rzeczy od czarnego popiołu.
- W tej krwistej wodzie. – odparł Harry zanurzając rękę, siedząc przy brzegu.
- Harry nie wkładaj tam ręki! – krzyknęła Hermiona.
Za późno.
Po chwili wybraniec zaczął krzyczeć i trząść ręką, która spuchła do nie ludzkich wymiarów.
- Harry! Ty głupku! – skarciła go po głowie, podchodząc do niego. Usiadł na posadzce przyglądając się swojej czerwonej jak rzodkiewka ręce. – Nie słyszałeś że w czerwonej wodzie nie wolno zanurzać ręki?! – krzyknęła. – Pływają w niej najczęściej jadowite węże ~Sloeny~ których jedno nawet małe ugryźnięcie może pozbawić danego oragnu lub części ciała, a nawet zabić! – wzięła jego rękę w „pod lupę” . Chłopak znowu jęknął. Hermiona wyczarowała torbę powiększająco zmniejszającą i wyciągnęła z niej małą fiolkę i bandaż. Pokropiła mu rękę niebieską cieczą, przy czym Harry wiercił się jakby miał owsiki. Na  końcu zabandażowała mu spuchniętą łapę.
- Dziękuje. – wydyszał łapiąc się za rękę.
- Chwila.. to jak ja mam sięgnąć ten pierścień? – zapytał Ron.
Szatynka ponownie zaczęła czegoś szukać w torebce. Po sekundzie wyciągnęła z niej dwie wielkie rękawice. Były koloru identycznego co woda w bajorku.
- Załóż je. – uśmiechnęła się delikatnie podając rudzielcowi rękawiczki.
Ron usiadł na kamieniu i wychylił się do Hermiony. – Dzięki. – pochwycił ochronę na swoje ręce. – Niech zgadnę masz takie na każdą okazję? – zapytał będąc pewny odpowiedzi.
- Na wszelki wypadek tak. – znów sprawiła by torebka zniknęła. Podeszła do Wybrańca. – Mocno boli? – spytała
- Trochę… - odparł – Trochę bardzo.. – starał się uśmiechnąć przez ból.
- Ach, wy i te wasze ptasie móżdżki. – zachichotała.
- Jesteśmy w takim położeniu z tak trudnym zadaniem a ty się śmiejesz?! – ochrzanił ją Harry.
- No co?! – odburknęła. – Dobrego humoru nie mogę mieć? – zmierzyła go obrażonym wzrokiem.
- Mam! – krzyknął Ron. – Mam! – trzymał w ręku pierścień z ogromnym najprawdopodobniej szlachetnym kamieniem koloru czarnego. Niespodziewanie sufit i ziemia zaczęły drżeć. Przyjaciele szykowali się do wyjścia, ale niestety przyskrzyniły je kamienie. Złapali się za ręce. Deszcz kamieni i twardych sopli zleciał z sufitu. W pomieszczeniu zjawił się potężny troll uderzając w podłogę, czarownica która się szyderczo zaśmiała, smok który  zionął ogniem oraz duch króla Edmunda X. Postacie z legend  patrzyli  na nich oczekując śmierci.
Niespodziewanie przyjaciele zaczęli się trząść i  z czerwono-krwistymi oczami upadli na podłogę. Dołożyły im kamienie i sople, które uderzały w głowy ofiar tworząc rany z których sączyła się krew. Nastało przedziwne zjawisko. Krew która spłynęła po twarzach Rona Harrego i Hermiony popłynęła do bajora które nasączyło się jaskrawym, czerwonym kolorem, po czym wróciło do dawnego odcieniu czerwieni. Mroczne postacie zachichotały i uśmiechnęły się świętując nieskazitelną radość. Po chwili zniknęły niespodziewanie, jak niespodziewanie się pojawiły.
 ~❁~
Gdy Fred z Georgem rozmawiali na sofie przy kominku, gdy coś zaczęło huczeć i pikać.
- Co to? –zapytał zdziwiony George.
Fred wstał z kanapy i podążył za huczeniem. Dotarł do korytarzyka w którym leżało jakieś urządzenie. Okno owego przedmiotu paliło się czerwonym kolorem. Rudzielec wziął przedmiot i truchtem ruszył do brata.
- Patrz. – podał mu nieznane urządzenie.
- Chwila.. co tu pisze. – George przybliżył maszynerię bliżej oczu. – „Ronald Hermiona Harry Niebezpieczeństwo!” – przeczytał. Po chwili dopiero zrozumiał to wszystko. – O, nie! – krzyknął zrywając się z łóżka.  – Mają kłopoty trzeba działać!
- Nawet nie wiesz gdzie są, poza tym jesteś chory! – oznajmił go Fred.
- Przestań myśleć tylko  o sobie! – skrzyczał go George i sięgnął po kurtkę. Z trzaskiem wyszedł z domu, przed którym się teleportował. Fred podążył w jego ślady.

Dwie godziny później.


Hermiona obudziła się z mocnym bólem głowy. Ujrzała nad sobą sylwetkę Freda.
- Jestem tu. – złapał ją za rękę.
Szatynka uśmiechnęła się i  pół przytomna pół nieprzytomna skinęła głową mamrocząc. – Gdzie Ron i Harry.. czy ja  jesteśmy w niebie? – wierciła się na łóżku w domku Kruma.
- Są w innych pokojach. Nie. Zresztą gdybyś była to i tak  byłbym przy tobie, Mionka. – pocałował ją w czoło. Teraz przejrzał na oczy że ją kocha, i że nie wyobraża sobie życia bez niej. Czy w zdrowiu czy w chorobie, czy  w nienawiści czy w miłości zawsze chce być przy niej.
Hermiona znowu zapadła w głęboki sen.
___________________________________
Pozdrawiam :)

piątek, 15 marca 2013

Zawieszenie..

Moja decyzja jest taka, że zawieszam tego bloga. 
Ogólnie zepsułam tu to co chciałam osiągnąć.
Nie podoba mi się. Zacznę nowe fremione, które być może zostawie i zacznę pisać tu.. nie wiem...

Pozdrawiam.
Link do nowego fremione:http://lepiej-pozno-niz-wcale.blogspot.com/
nie rozpaczajcie bo nie wiem co zrobie z tymi blogami.. zobaczy sie..

czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 39 cz.2

Zerwała się potężna wichura, na której czele stanęło tornado.
- Musimy się teleportować!! Szybko, do Georga!! - postanowił Harry.
Hermiona szybko weszła do swojej kabiny, po Oko Jednorożca Naluu, i poszła do reszty, która na nią już czekała przy Georgu.
Złapali się za ręce i już ich nie było.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytał Ron. Pomieszczenie było puste, ściany były poobdzierane z  zielonej tapety, na podłodze leżały pęknięte deski, zdawało się, że sufit miałby zaraz na nich spaść.
- Harry, co to za miejsce? - spytała powtórnie szatynka.
Wybraniec rozejrzał się po pokoju. Najwidoczniej  miejsce to miało dla niego sentyment. Niezauważalnie wzruszył się.
- E.. - chciał im odpowiedzieć, lecz nie mógł zebrać słów.
- Czy to.. - spróbował Fred. - Pokój... 
- Tak. - odparł spokojnie Harry. - W tym pokoju stał mój kojec i łóżko rodziców. Ogromna szafa i dwa bujane fotele. To pomieszczenie było na co dzień miejscem moich zabaw do  czasu póki nie zagościł tu Voldemort i nie zabił moich rodziców. - przyjaciele zawsze podziwiali jego odwagę, a zwłaszcza teraz, że potrafił powiedzieć z raną na sercu, to wszystko. - Tylko gdzie meble.. albo ich resztki? - zdziwił się.
- Harry.. - podeszła do niego Hermiona. Lekko go przytuliła. Fred trochę się w głębi duszy zezłościł, ale zrozumiał powagę sytuacji. - Przykro nam.
Chłopakowi spłynęła jedna jedyna łza po policzku.
- Wiem że wam przykro, ale czasu nie cofniemy.. - szepnął.- Musimy się wziąść do roboty. Możemy tu zostać.
- Nie.. nie.. - odparła Hermiona gorzko kręcąc głową. - To miejsce..
- .. Ma złe wspomnienia, tak wiem. Ale trzeba walczyć ze słabościami. - spojrzał po przyjaciół.
- Ten dom jest przecież cały wyniszczony. - dodał Ron
- Magia potrafi czynić cuda.. - rzekł Wybraniec.
- Nie Harry, nie! - powiedziała gorzko Hermiona. - Nie zostaniemy tu. Miejsce śmierci twoich rodziców niech zostanie ugoszczone spokojem. Nie możemy sobie tu zrobić jakiejś bazy przecież. Bądźmy poważni i rozsądni.
George parsknął śmiechem.
Szatynka spojrzała na niego.
- Chociaż ten jeden raz, weźmy się do roboty, dla Harrego. Zróbmy coś szybko, sprawnie i razem. - odparła.
- Racja. - Ron wyłożył na przód rękę . - Dla Harrego.
Wszyscy położyli na niego ręce i krzyknęli - Za Harrego.
- Dobra mam plan. - powiedziała Miona. - Teleportujemy się w jedno takie miejsce niedaleko Sosnowego Lasu. Tam zostanie Fred z Georgem. A my ruszymy po Pierścień Czarnoblady. Złapcie  mnie za rękę. - zrobili to co kazała.
Po chwili znaleźli się w przytulnej chatce z kominkiem i mnóstwem skór na podłodze.
Ściany zdobiły rozmaite poroża, a w gablocie były pistolety myśliwskie.
Fred, George, Ron i Harry swobodnie usadowili się na skórzanej sofie.
- Skąd znasz to miejsce? - zapytał Fred.
- Victor Krum mi je pokazał. Powiedział że mogę tu przychodzić kiedy tylko zapragnę. W końcu i tak tu rzadko bywa. Domek jego rodziców. - uśmiechnęła się, a na jej policzku pojawił się delikatny rumieniec.
- Aha. - odparli krzywo chłopacy.
- A gdybyś ty tu się tak szwędała, a jego rodzice tu przybyli? - spytał Ron
- Wiedzą że od czasu do czasu się tu pojawiam, Ronaldzie. - westchnęła. - A więc tak. W lodówce macie jedzenie i picie. W szafce powinny być czekoladowe żaby, fasolki, kręcone lizaki i inne.. do góry jest telewizor, ale nie wiem czy na hasło.
- Najwyżej je złamiemy. - uśmiechnął się łobuzersko Fred.
- Nie, nie złamiecie. - odpowiedziała, tyle że kwaśnym uśmiechem. - W koszyku, obok kominka są koce. Coś jeszcze? - podrapała się po głowie. spojrzała na siebie. kompletnie zapomniała że jest w pidżamie. Zerknęła na resztę. Oni również w nich byli. Wyciągnęła różdżkę i jak na pstryknięcie palca w jej ręce pojawiła się mała torebka. Zaczęła w niej grzebać, a jej ręka coraz bardziej wciągała się w dno owego przedmiotu. Po kolei wyrzucała z niej majtki, skarpetki, spodnie, bluzy.. Gdy w końcu było coś dla każdego szeroko się uśmiechnęła i z optymizmem powiedziała: - Proszę. - Następnie wzięła swoje rzeczy i ruszyła do góry. Była już na którymś stopniu gdy spojrzała ponownie na chłopaków. - A i.. do góry jest łazienka. - i wspięła się po schodach.
Mężczyźni patrzyli z osłupieniem na siebie.
- Ach, te kobiety.. - rzekł Ron. - Harry, lepiej chodź się przebrać.. Czas nie zając, nie ucieknie.. ale musimy się spieszyć. - rudzielec wstał z sofy, zabrał rzeczy i rozejrzał się wokół siebie. Wszędzie drzwi, drzwi i drzwi. 
" Do którego tu pokoju wejść? " - to był jego główny problem. 
W końcu wybrał niebieskie drzwi. Nacisnął na klamkę i to co zobaczył zwaliło go z nóg.
Zaczął się turlać po ziemi ze śmiechu.
Reszta chłopaków ze zdziwieniem patrzyła na Rona jak na ułomnego.
Po chwili zerknęli co się kryje za drzwiami - również wybuchli gromkim śmiechem i w mig znaleźli się również na podłodze trzymając się za brzuchy.

Szatynka usłyszała głośne śmiechy. " Oby tylko nie znaleźli gazu rozweselającego " - jej myśli były niczym modlitwa. Gdy się ubrała i uszykowała, zeszła na dół.
- Co was tak bawi? - zdziwiła się.
Harry na chwilę się opanował i wskazał na otwarte drzwi, po czym zaczął się znów śmiać.
Hermiona nieśmiało podeszła do drzwi i to co zobaczyła strasznie ją zamurowało.
W pokoju były czerwone ściany, na podłodze leżał wielki dywan, a wokół były rozrzucone miękkie pufy. W centralnej części pokoju, naprzeciw drzwi stała duża komoda, na której były zdjęcia... samej Hermiony Granger. Wokół fotografi znajdowały się świeczki. Piękna woń się z nich unosiła.
- Co w tym śmiesznego? - zapytała w końcu chłopaków.
George złapał się kurczowo za brzuch. I znów zebrało się na wymioty.. zebrał się z podłogi i ruszył ku górze.
Fred ledwo wstał. Jednak gdy to uczynił o mało się nie przewrócił. Wciąż cicho chichotał.
- Masz cichego wielbicielka.. Victorka.. zrobił ci ołtarzyk. - i znów zaczął się głośno śmiać.
- Dobra chłopaki, daję wam 2 minuty z zegarkiem w ręku. - rzekła poważnie, patrząc na zegar ścienny. 
- Bo co? - odważył się spytać Ron.
- Mam nadal twoje zdjęcie z drugiej klasy.. jak całowałeś słup przydrożny. - uśmiechnęła się zwycięsko. Fred z Harrym zaczęli się śmiać. Ron skamieniał. - To jak?
Rudzielec szepnął coś pod nosem i poszedł po ciuchy.
- Start! - szatynka krzynęła a rudzielec zerwał się po schodach. - A ty na co czekasz? - spojrzała na Harrego. - Macie 1:34 sekundy.. - sapnęła.
Wybraniec ruszył po ciuchy i wszedł do byle jakiego pokoju.
Po chwili z niego pośpiesznie wyszedł.
- Hodowla szczurów! - krzyknął i przystanął do pokoju obok.
- Minuta chłopaki ! - oznajmiła i przysiadła się obok Freda, który najwidoczniej ochłonął.
- Już ci przeszło? - zmierzyła go wzrokiem.
- Tak. - uśmiechnął się.
- Zaparz mu melisy. - odwzajemniła uśmiech.
- Co? - oderwał się od jej oczu. - Czego?
- Taka herbata. Dulna szuflada. - zbliżyła się do niego. - Chyba zaczynam cię lubić. - przygryzła delikatnie wargę.
Trochę się odsunął. - To ty mnie nie lubiłaś? - na jego twarzy pojawiło się aktorskie rozczarowanie.
- Lubić baaardziej. - przeciągnęła.
Znów zaczęli się do siebie zbliżać. Ich wargi w końcu się skleiły.

- Ej, George? - zapytał Ron. - Czy oni.. się całują?! - zszokowany rudzielec wraz z bratem siedzieli na schodach. Niewidomy by ich zauważył.
Z pokoju wyszedł Harry. Przysiadł się obok rudzielców.
- Czemu nie gwiżdże, czas się chyba skończył. - w końcu podążył za ich śladem i spojrzał
na dwójkę całujących się. - Wow. Tego się nie spodziewałem. Ale że znowu? 


W końcu odkleili się od siebie.
Zakłopotani chłopcy, którzy siedzieli na schodach, zaczęli udawać że ze sobą rozmawiają.
- Mam nadzieję że nie widzieli. - szepnęła. - Dobra. Chodźcie. - wstała.
Ron i Harry podeszli do niej, natomiast George rzucił się na sofę.
- Pamiętajcie, dla Harrego. - złapali się za ręce i w gmieniu oka ich już nie było.

Fred usiadł naprzeciwko brata.
- Nieźle laska mąci ci w głowie. - zagadnął George.
- Co? - Fred udawał że się przesłyszał.
- Mówię, że Hermiona nieźle ci w głowie łomocze. - powiedział nieco głośniej.
- Pff.. - parsknął. - To tylko przyjaciółka.. - skłamał.
- Widzieliśmy was. Nie będziemy ściemniać. Tylko czemu ona pakuje się drugi raz w to samo bagno? - zapytał jakby siebie sam George.
Na twarzy Freda zagościło zmieszanie. 
- Nie jesteś po mojej stronie? - rudzielec czuł, jak wszystko mu wiruje; oczywiście w głowie.
- Jestem, tylko martwi mnie to że nie jesteś już tym samym Fredem. - rzekł smutnie.
- co? - zdziwił się
- Od czasu ślepoty straciłeś te umiejętności, zalety, dziwactwa które w tobie kochałem. Gdzie ten mój zabawny brat z którym wycinałem zabawne numery? Z którym spędzałem każdą wolną chwilę na wymyślaniu spisków? - George podniósł się na łóżku.
- Jestem, tutaj. - wskazał na siebie.
- Mylisz się. Tamten Fred wyparował. Tu przede mną jest poważny, odważny, zakochany idiota.
- Wolnego, bliźniaku.
- Zakochany idiota.. bo tylko idioci się zakochują. - wzrok Georga został zbity z tropu.
- A co z Angeliną?
- Zerwała ze mną, gdy ty chodziłeś z Mionką. - rzekł sucho.
- Co?! - Fred próbował strawić tę wiadomość. Angelina zerwała z niego bratem najprawdopodobniej.. gdy on się z nią spotykał! Niech to szlag! - Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?!
- Po co? Też nic nie mówiłeś teraz o Mionce. Straciłem cię. Jako przyjaciela. - położył się i wtulił w poduszkę. Zamknął oczy. - A i.. - otworzył jedno oko. - Skoro masz już być taki jaki jesteś, to weź nie rób z siebie pacana przed Hermioną. Pokaż jej że warto było dać ci tę drugą szansę. A jak ją skrzywdzisz.. to pożałujesz. W końcu nie wiedziałem, że stanie się moją przyjaciółką. A teraz przeproszę cię, ale pójdę spać. Ta grypa mnie wykańcza.. - ostatnie słowa szepnął.
- Ale przecież ty kochałeś Angelinę.. - Fred wciąż nie mógł strawić tej wiadomości.
- Powiedziała, że zakochała się w innym. - wzdrygnął ramionami. - Dobranoc.
- D-dobranoc.. - powiedział przerażony Fred. Zrobiło mu się gorąco. Ruszył po schodach na górę. Tak bardzo było mu teraz szkoda jego brata. Miał ochotę iść i mu wszystko powiedzieć.. ale nie mógł.. za bardzo mu zależało na Mionie. Postanowił w tym wolnym czasie pomyśleć o słowach brata..
" A co jeśli faktycznie się zmieniłem? ... " - zadumał.

_ _ _ _ _ _ 
Jest.
Wiem że trochę głupi, ale jest. Wciąż nie mam pomysłu jak dodać ładu i składu do tych elementów.. 
Pozdrawiam.
Przepraszam, ale muszę 2 komentarze pod ostatnim ... proszę.. komentujcie! A obejde się bez takich.. tak mało a tak wiele..


Jeśli chcecie nowy rozdział, każdy kto przeczyta wpis z rozdziałem 39 cz.2 musi zostawić komentarz. Nie robię tego dlatego, że kocham wymuszać, czy na tym polega sytuacja bloga, tylko jestem ciekawa kto naprawdę to czyta. Jeśli już skomentujecie, to podpiszcie się. Sprawdzę potem ile osób zobaczyło tą notkę. Jeśli liczba komentarzy będzie bliska komentarzy, zaliczę wyzwanie.
WYZWANIE!
 [Nie zmuszam do komentowania, taka mini zachęta i obiecuję nie stosować jej jeśli będziecie chętnie komentowali. Mam wonty co do tego kto czyta tego bloga. Wydaje mi się że tylko Clar, Klaudia i Czekoladka oraz Princessa :( ] 






wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 39 cz.1

Dziękuje za tą nominację jeszcze raz i dziękuje za komentarze. Mam prośbę, możecie tak pod każdym wpisem? To przyjemne:) 
Wyzwanie nie jest zaliczone.. bo nie było bliskie ale dodaje za to że ktoś się pofatygował. Być może tylko tyle was tu jest. Dziękuje :3
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ __ _ __ ___ _ _ _ _ _ _ _ _ _ 
Nastał dżdżysty poranek. Mgła posuwała się nad wierzchołkami drzew, zatapiając piękny krajobraz. Hermiona nie mogła w nocy spać. Ciągle dręczyło ją to, czy przypadkiem cała sytuacja z Fredem i znaleziony element układanki to nie był tylko cudowny sen.
A jednak. Wsparła się na rękach i wysunęła je z śpiworu. Koło niej, na plecaku leżało małe pudełko. Otwarła je. Było to Oko Jednorożca Naluu. Nie ma co opowiadać. Wyglądało jak oko i kropka. Wyszła z swojej komory i wyciągnęła nogi. Usiadła na niskim taborecie. Zupełnie zapomniała że w korytarzyku spał Fred. Obudził się i usiadł koło niej na podłodze. Szatynka podsuwała mu krzesło, lecz ten dawał znaki że wygodnie mu tak.
- Jak ci się spało? - zapytał ocierając oczy.
- Źle. Nie mogłam spać. 
- Coś się stało? 
- A czy powodem mojej bezsenności musi być jakieś zmartwienie Fred? Nic mi nie jest. - skłamała. Dręczyła ją sprawa z rudzielcem i nawał pracy jaką odwalą przy reszcie elementów. - Kiedy wracasz do Hogwartu? - spytała.
- Ale jak to? Czemu mam wracać? - zdziwił się
- Chyba nie chcesz z nami szukać pozostałych elementów? - zmierzyła go wzrokiem. Wydawał się być poważny. - Nie, nie nie.. nie Fred. Nie idziesz z nami. Sam wiesz kto prawie cię wymęczył na śmierć.
- Przynajmniej zrzuciłem trochę na wadzę. - wzdrygnął ramionami.
- Jesteś tego pewien? Chcesz ryzykować? - spytała patrząc pusto przed siebie.
- Tak. Chce wam pomóc. - stwierdził.
- Nie o to chodzi. - zamilkła. - Czy chcesz znowu zacząć to co się nie udało? - spojrzała w jego brązowe oczy. Były pełne.. miłości? nadzei?
- Musimy porozmawiać.. - chciał zacząć temat z Angeliną lecz coś huknęło obok namiotu.
- Niedźwiedź!!!- szatynka zaczęła panikować w dobrym żarcie. - Idź, królewiczu sprawdzić cóż to.. - zachichotała.
- To nie jest śmieszne.. a co jeśli to niedźwiedź? - spanikował, ale nie dało się wyczuć czy na serio.
- Wczoraj miałeś chyba gorsze widoki.. - powiedziała markotnie. - Z resztą.. przeżyłeś już o wiele gorsze rzeczy. No idź.
- Co jak zginę?
- Będę cię opłakiwała. - na niby otarła łzę której nie było. - Chwila.. nie możesz zginąć niedługo wystawiamy "Śluby Panieńskie". - zamyśliła się. - Na co czekasz? Na oklaski? Idź żesz sprawdź co to! - wstała i wypchnęła go na dwór.
" Ma dziewczyna tupet! " - pomyślał.
Na dworze panował mróz, co z tego że był początek kwietnia. Pogoda zawsze była nieurodzajna w tych rejonach świata. O dziwo nie ujrzał ani niedźwiedzia ani żadnego innego potwora. Koło namiotu czaił się George.
- Co ty tu robisz? - zapytał Fred. 
- Jak dobrze że żyjesz. - uściskał go George. -Telepatia pomiędzy bliźniakami. Kojarzysz? - uśmiechnął się łobuzersko.
- Coś pamiętam. Jak nas znalazłeś? 
- Telepatia bliźniaków? - powtórzył. - Co z medalionem? 
- Sam wiesz kto myślał że go mam, ale wtajemniczeni wiedzą że go schowałem w Hogwarcie. 
- Właściwie to dlaczego właśnie on cię zaatakował? Ma mnóstwo popleczników którzy mogli cię wykończyć raz dwa.. 
- Może chciał mnie wykończyć osobiście. Być może to dla niego egoistyczna przyjemność dręczenie innych. - Fred drżał - Możemy wejść do środka? Zimno tu?
- Jasne. - odparł George.
- A i.. cieszę się że jesteś. - uśmiechnął się.
- Ja też. - weszli do środka.
Hermiona przywitała Georga uściskiem.
- Co ty tu robisz? - zdziwiła się, podobnie jak Fred.
- Telepatia. - odpowiedzieli równocześnie bliźniacy.
- Och, to jasne. Mam patelnię.. może chcecie jajecznicę? - zaproponowała
- Wyręczę cię. - rzekł Fred.
- Na serio? Wiesz wogóle jak to się robi? - zapytała niepewna komu powierzyć patelnię.
- No potrzeba jajek.. - machnął ręką. - Magia da radę. - wyciągnął różdżkę
- Nie ,Fred! - powstrzymała go. - Zrobisz to bez magii albo ja się za to zabiorę.
- Mam ochotę cię pocałować. - zażartował.
Pacnęła go w głowę.
- A to za co? - wrzasnął
- Cicho bądź.. na razie cicho..- mówiła przez zęby nieszczerze uśmiechając się do Georga.
- Jesteście jacyś dziwni.. - odrzekł bliźniak skubiąc jakąś paprotkę. - Co to jest? Bardzo smaczne.
Hermiona rzuciła się pędem do Georga zabierając mu roślinę.
- Zjadłeś to? - spiorunowała go wzrokiem.
- T-tak.. - powiedział niepewnie przeżuwając.
- To jest niestrawna paprotka! - popatrzyła na niego jak na ostatniego głupka. Żeby dobrze wychować bliźniaków, to trzeba by było włączyć w to cały Londyn.. Bliźniacy patrzyli trochę przerażeni. - Być może będziesz miał objawy grypy żołądkowej. 
- Co to? - zapytał George
- Wymioty, rozwolnienie.. i takie inne. - George spurpurowiał. - Robisz to śniadanie? - popatrzyła na Freda.
- T-tak.. - powiedział cicho. Ta dziewczyna coraz bardziej mu się podobała.
George nagle zatkał usta. Zrobił się cały blady. Wybiegł z namiotu.
- No i się zaczyna.. - Hermiona przewróciła oczami.
Fred  podszedł do niej od tyłu, odwrócił ją i pocałował.
- Nie dam ci zapomnieć o tym drugim, skrywanym Fredzie. - puścił jej oczko i zabrał się za robienie jajecznicy. Po chwili obudzili się Harry i Ron.
- George? - zdziwił się Wybraniec. - Co ty tu robisz?
Bliźniak znów zbladł i po raz kolejny wybiegł z namiotu.
- Niestrawna paprotka. - rzekła krótko szatynka.
- Fred, jak się czujesz? - zapytał Ron.
- A jak miałbym się czuć? - nadal zajmował się patelnią i sprawą "jajecznica"
- No wiesz.. po wczorajszym.. - ponaglił Harry. - Wszystko okey?
- Tak. Będziecie jedli jajecznice? 
- Pewnie. - Harry i Ron odpowiedzieli chórkiem.
- Czyli jajecznica dla 5 osób.. - czuć było powoli woń jedzenia.
- Dla 4.. - Hermiona wskazała na tył namiotu, czyli na przód gdzie wymiotował George. - Nie może. - uśmiechnęła się z ironią.
Po chwili zasiedli do smacznego śniadania, a George leżał w jednym z przedziale z dużą miską. Po posiłku postanowili obmyśleć plan działania

^^*^^

- Ty parszywy szczurze!! - ktoś krzyknął. - Jak ty pilnowałeś tych dzieciaków, skoro się tu dostali i wykradli drugi element?! Drugi element?! Jak śmiesz patrzeć mi teraz w oczy, po tym jak zawiniłeś!!?? Dosyć tego. Ześlij śmierciożerców. To oni potowarzyszom nim w dalszej wyprawie. A jeśli nie spełnisz mojej woli, to Nagini będzie miał kolację. Przekaż wszystkim że jeśli nie wykradną dwóch elementów oraz gdy nie obronią tych trzech ich czeka ten sam los albo jeszcze gorszy. - zmierzył go wzrokiem -  Zgilotynowanie.. to rzecz przewspaniała.. dla was nagroda będzie doskonała, jeśli nie wypełnicie mojego rozkazu. - prawie szepnął. Czarna sylwetka znienacka zniknęła zostawiając służącego sam na sam w pałacu.

^^*^^

- George nie może iść z nami! - rzekł stanowczo Harry. - Zatruł się.
- To jego wina że stawiacie trujące rośliny w namiocie?! - wzburzył się Fred.
- Nie, ale należy uważać co się robi! - odparła stanowczo Miona.
- Chyba tylko ty tak robisz.. - szepnął Fred.
- Coś powiedział? - zmierzyła go wzorokiem.
Kłócili się zażarcie od jakiegoś czasu. Pół godziny może więcej, może mniej. A czas leciał na przód.
- Niech Fred zostanie z Georgem. - zaproponował Ron.
- Co? Braciszku chyba coś ci sie poprzestawiało w główce. Ja chcę zasmakować przygody! - odpowiedział głodny wrażeń Fred.
- Nie dosyć się wczoraj naoglądałeś? - spytała nieco spokojniej Hermiona. - Będziemy pod kontaktem. 
- Niby jakim?! - wzburzył się bliźniak.
- Coś wymyślimy.. - rzekł Harry.
Zrobiło się niespodziewanie ciemno.
Hermiona po omacku złapała Freda za rękę.
Nie było widać nic.

_ _ _ _ 
Masakra- brak weny.
Nie wiem kiedy kolejny :(
Sami widzicie ten badziew.. fuu. (xd)



Nominacja

Bardzo, ale to bardzo dziękuje Klaudii, która mnie nominowała do The Versatile Blogger.
Zasady :
1. Podziękować nominującemu na jej/jego blogu.
2. Ujawnić siedem faktów o sobie. 
3. Pokazać nagrodę na swoim blogu.
4. Nominować 10 blogów, które twoim zdaniem na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanego bloga. 
(ściągnęłam od Klaudii, wybacz ;D)
Siedem faktów o mnie:
1. Mam niecałe 13 lat.
2. Mam młodszego brata.
3. Mam manię na punkcie czytania romansideł.
4. Mam włosy koloru jasnego (przerażającego) blondu.
5. Moje oczy są koloru intensywnego niebieskiego.
6. Mam na imię Julia xD
7. Mam chomika imieniem Toffi.

Dziękuje wszystkim czytelnikom. Chce mi się płakać bo dzięki wam jestem naprawdę dumna z tego bloga. Wy się też przyczyniacie do jego tworzenia.
Pozdrawiam każdego który to zajrzał:
~Rexi Greend,
~Czekoladka,
~Klaudia,
~Clar,
~Anonimek
~Wikyyy
~ Wszystkie anonimy
~Princessa,
~Andrea Nowicka,
~Nimfadora Tonks
Jak o kimś zapomniałam, to proszę napisać w komentarzu.

Nominuję:
1)http://fremione-moja-historia.blogspot.com/
2)http://kamboria.blogspot.com/
3)http://fremione-ujawniona-milosc.blogspot.com/
4)http://fremione-niemozliwe-a-jednak.blogspot.com/
5)http://fremione-historia-milosna.blogspot.com/
6)http://fremione-prawdziwa-milosc.blogspot.com/
7) http://historia-jakiej-nie-znaliscie.blogspot.com/ [nie przeczytałam całego, ale na razie mi się podoba xD, przepraszam Klaudia, ale nie mam czasu xd]
8)http://milosc-jakiej-nie-znal-swiat.blogspot.com/
9)http://magical-history-my-life.blogspot.com/
10)http://fremione-wieczna-milosc.blogspot.com/

Co za emocje! ;D


poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 38

Hermiona wesoło podśpiewując rozkładała śpiwór w namiocie, który postanowili umieścić na szczycie wzniesienia.Wiedziała że nic nie jest w stanie popsuć jej humoru, nawet sam fakt, że od kilku dni krążą bez celu i bez żadnego namysłu nie mogą znaleźć żadnego elementu. Nadciągała burza. Czarne chmury pieniły się nad dosyć wysokim wzniesieniem. Hermiona wyszła z namiotu i popatrzyła na przyjaciół. Wydawali się być smutni. Patrzyli bez interesownie przed siebie.
- Ej, chłopaki, co jest? - zapytała przysiadając się obok nich.
Oblecieli ją wzrokiem.
- To się wydaje być takie proste a nie możemy nic znaleźć! - Harry cisnął kamyczek w wielką smugę mgły, w dół..
- Musimy to znaleźć. Inaczej on nas w końcu wykończy i zdobędzie medalion. - rzekła pocieszająco Hermiona. Otoczyła rękoma przyjaciół. - Głowa do góry.
Delikatnie się uśmiechnęli, a potem zaśmiali się, starając się przywołać dobre wspomnienia, które rozpraszały ponurą atmosferę.

^^*^^

- Albo dasz ten medalion, albo cała trójka zginie. - powiedział lodowaty ton.
Młodzieniec siedzący naprzeciw szkaradnej postaci milczał.
- Chcesz żeby ona zginęła? Myślisz że nie wiem gdzie są? Dopadnę ich. Zgniją. ZGNIJĄ! - zamaskowana postać wstała energicznie z krzesła, wzięła szklankę która leżała na stole i trzasnęła ją o podłogę.
- Nie zrobisz tego. - powiedział rudowłosy spokojnym, miękkim głosem. - Jest otoczona ochroną.
-  Niby jaką?! - parsknął śmiechem. - Nawet ten cały Dumbledore nie dałby rady.
- Nie bądź tak tego pewien. A medalionu ci nie dam. - rudzielec uśmiechnął się przyjacielsko. Miał przy sobie niebezpieczeństwo, ale czuł się silniejszy niż kiedy kolwiek.
- Jednak radził bym ci go oddać, Weasley. Nagini, chodź tu. - ogromnej wielkości wąż zasyczał donośnie i oplótł krzesło na którym siedział rudowłosy. - Jeden ruch, a zginiesz. 
- To wolę zginiąć. - i rzucił się do ucieczki.
Na marne. Gad zaplótł się w nogi chłopaka.
- Ostatnia szansa. - szepnął morderczy ton.
Rudzielec sięgnął po różdżkę, którą miał w tylnej kieszeni.
Jedno zaklęcie i go nie było.
- Pozwoliłeś mu uciec?! - krzyknął chłodny ton. - Nagini, idziemy. Trzeba dopaść co nie jego. - zakapturzona postać z ogromnym wężem również zniknęła.

^^*^^

- Dobra. Z moich obserwacji wynika, że to ten zamek. - byli na skraju polany. Hermiona wyjrzała zza mapy. Stał przed nimi potężny pałac.. a raczej zamek. Był zbudowany z popielatych cegieł. 
- Jesteś pewna że Oko Jednorożca Naluu jest tutaj? - Ron tak na wszelki wypadek chciał się upewnić. Nie pierwszy raz w pomyłkowych miejscach czekały śmiercionośne pułapki.
- Jestem pewna. Z resztą sprawdźmy sami. - sięgnęła po różdżkę. - Akcjo Układanka. - zamek zabłyszczał na czarno i przybrał taką barwę. Ciemne chmury, które zbierały się od dobrych dni wyrzuciły z siebie w końcu deszcz i potężną chmurę. - I tak musimy się gdzieś schować. - powiedziała, powoli przemakając.
Skierowali się w stronę zamku. Po kilku chwilach stali przed wielkim, stalowym wejściem. 
Zastukali w mosiężny dzwon. Niepotrzebnie to zrobili. Zgarbiona sylwetka otworzyła stalowe drzwi.
- Czego tu szukacie dzieciaki? - syknął - Zjeżdżać.
- Chcieliśmy się schronić przed burzą. - powiedział cicho Ron, niemal niesłyszalnie.
Był to jeden z dwóch powodów, dlaczego akurat chcieli się zatrzymać. Numer 2 był chyba jasny : element układanki.
- Idźcie gdzieś indziej. - zgarbiony mężczyzna wziął się za zamknięcie wielkich drzwi.
- Może pomogę? - Ron zaczął pchać drzwi.
Zamknęły się przed trójką zmokniętych przyjaciół.
- Czasami zastanawiam się czy matka urodziła cię z rozumem czy jednak bez. - szatynka zmierzyła go spojrzeniem.
- No co ? Chciałem być miły. - odburknął.
- Nie dostaniemy się do zamku. - Harry szturchnął ze złości drzwi, które otworzyły się.
- Rzeczywiście musisz być Wybrańcem. - zaśmiała się Hermiona.
- Po prostu drzwi były otwarte! - stwierdził zielonooki.
Po chwili przyczynili się do rozpoznawania terenu.

^^*^^

Chłopak był w jakimś ślepym w zaułku, w nieznanym mieście. Wszędzie było cicho i ciemno. Rozczesał ręką swoje rude włosy i ruszył do przodu, ponieważ dostrzegał promyk światła. Gdy się przy nim znalazł, on zgasł.
- Pułapka. - szepnął rozglądając się na wszystkie strony.
Nagle ktoś go złapał za szyję. Rudzielec stracił przytomność. Leżał cały blady na ziemi.
- Dobra robota, Nagini. - uśmiechnęła się zakapturzona postać. - Pora zastosować szantaż. A raczej operację : Szantaż czy miłość. - zabrał ciało i teleportował się z wężem.

^^*^^

Dotarli do jakiejś sali otoczonej pochodniami. Na podłodze w prostym kierunku leżał rozłożony czerwony dywan. Na końcu sali w oświetlonej gablocie coś świeciło.
- To pułapka. Na pewno. - stwierdził Ron zbliżając się  z przyjaciółmi do gabloty powolnymi krokami.
- Chwila. - Hermiona zaczęła szperać w pomiejszająco-zwiększającej torebce. - Mam. - miała w ręce.. dezodorant?
- Miona, musisz teraz? - zapytał błagalnie Harry.
- Tak muszę. - spryskała powietrze, a raczej maleńkie drobinki kurzu latających przed nią. Ukazały się czerwone linię. - Wiedziałam. Misja dla ninja. - uśmiechnęła się z kaprysem. - Chodźcie za mną. - popsikała całe pomieszczenie spray;em. Jak się okazało były tu linie ruchu. Ostrożnie zaczęła przechodzić przez każdą z nich. Za każdym razem Harry lub Ron wiercili się niesłychanie, bojąc się że ich przyjaciółka dotknie linii.
- Gotowe. Jestem! - krzyknęła stojąc na końcu pomieszczenia. Echo odbiło się o ściany. Pochodnie zgasły.
- Ej? Co jest? - zdenerwował się Ron.
- Macie przecież różdżki! - rzekła Miona.
- Racja. - poparł ją Harry. Sięgnął po owy przedmiot i oświetlił drogę. Przedostał się bez żadnego problemu do Hermiony. - Teraz ty Ron! - niemal krzyknął.
Rudzielec się trochę speszył.
Ostrożnie zaczął wchodzić w głąb "pajęczyn"
- Uważaj! - echo szatynki rozbiegło się po pokoju. Podłoga zadrżała.
Zbiór cienkich linek upadł na podłogę tworząc ją czerwoną.
Wyczuli ich.
Hermiona złapała za cegłę, którą wypatrzyła po omacku i wybiła szklaną gablotę. 
Miała w ręku pierwszy element - Oko Jednorożca Naluu. Schowała go do torby.
Z sufitu zaczęły spadać ostre sople, a nawet duże igły. 
Przyjaciele starali się przetrwać niespodziewany atak.
Wyszli z pomieszczenia. Wzięli głęboki oddech. Usłyszeli czyjeś kroki. Zobaczyli po ciemku schody, zeszli na dół. Byli najprawdopodobniej w lochach. Usłyszeli ciche stękanie. Starali się pójść za szeptem, jękiem. To co zobaczyli zamurowało ich. Na ścianie najprawdopodobniej zawieszony na szatach wisiał zakuty w kajdany Fred. Ciemna zakapturzona postać wykonywała następujące polecenia:
- Powiedz gdzie jest medalion, albo zginie 10 mugolskich rodzin! - albo - Zabij tę szlamę!
Na podłodze rozlewała się krew, leżały martwe ciała. Nieznany mężczyzna nie widział ich, jeszcze nie widział. Hermiona chciała krzyknąć, lecz Harry zakrył jej usta. Oczy miała zaszklone. Była w szoku. Wąż, który był przy swoim panie ruszył się w ich kierunku. Ron starał sie przełknąć coś ciężkiego, co miał w gardle. Harry słyszał bicie serca, które szalało niezmiernie. Hermiona stała w osłupieniu. Wąż zaczął głośno syczeć.
- Nagini? Cóż tu mamy? - ciemna postać odwróciła się w ich kierunku. Przyjaciele zaczęli się przesuwać do tyłu, coraz bardziej do tyłu. Stali w cieniu. Im bardziej się oddalali, tym bliżej przesuwał się chłodny mężczyzna. Poczuli że ktoś za nimi stoi. W tym momencie wpół przytomny Fred spojrzał na nich.
- Żyjesz! - wyrwało się Hermionie, natychmiast zatkała usta ręką.
- Glabiusie jak ty ich pilnowałeś! - krzyknął niezmiernie głośno ciemny ton.
Dwie mroczne postacie otoczyły ich. Ścisnęli się za ręce. 
Hermionie myśli się zbiły. Ratować Freda; przeżyć ; ratować Freda ; przeżyć. W końcu wpadła na pomysł ; zatrzymać czas. Miała przed sobą rozgniewaną twarz Sami-Wiecie-Kogo i przerażone miny przyjaciół. Podbiegła do Freda. Był blady jak ściana. Na ręce miał ślady zadrapań, rany i plamy krwi. Widoczne były sińce pod oczami. Przy tak małym świetle. Szatynka nijako włączyła Freda w to zatrzymanie czasu. Spojrzał na nią. Najwidoczniej sprawiło mu to ból.
- Hermiona.. - szepnął.
- Jestem tu! - łzy ciekły jej ciurkiem, cieszyła się że przeżył. Zdejmowała mu blaszane kajdanki. - Jestem tu! - powtórzyła. Ściągnęła go z ściany. Upadł na podłogę. Przyklękła tu do niego. - Co ty tu robisz, Fred? - złapała go za rękę. Niech poczuje chociaż odrobinę ciepła. 
- Chciał odzyskać medalion. - mówił z trudem. - Wolałem sam zginąć niż żebyście wy zginęli. Czysty szantaż. Nie wiem co tu robię. Chyba Nagini mnie zaatakował, a potem on. - wskazał na Voldemorta. - Uwięził mnie tu. - przełknął ślinę. Wykonywał niby proste czynności, ale jaką sprawiały mu teraz trudność. - Wolałem zginąć niż czuć nadmiar waszej śmierci. Twojej śmierci.
- Wiesz że by ci nic nie groziło. - gładziła jego rękę. - Byłbyś bezpieczny. 
- Gdybyście nie zaczęli odtąd to by mnie pewnie zabił. Powoli tracił cierpliwość. - westchnął. W jego oczach zebrały się łzy. - Kazał mi zabijać ludzi i sam szantażował mnie ich śmiercią. - popłakał się. Nawet mężczyzna miewa takie momenty. - To było straszne. Wolałbym sam zginąć. - rozejrzał się wokół siebie. Sącząca się krew i zastygające zwłoki.
- Nie mów tak. - szepnęła.
- Masz zamiar zatrzymać ich tak na zawsze? - zapytał.
- Nie. Będziemy się teleportować. - rzekła wstając.
- Niby gdzie? - spytał.
- Tego jeszcze nie wiem.
Fred z trudem wstał. Jego nogi trzęsły się z strachu, tego, co zobaczył.
- Kocham Cię. - powiedział.
- Co? - nie wiedziała czy się przesłyszała. Poczuła ciepło bijące od zimnego i obolałego rudzielca. Czy to możliwe? Los daję drugą szansę? Tylko czy ona coś czuje?
- Kocham Cię. - powtórzył.
A jednak. Sprawa wydawała się jasna.. te wszystkie komplikacje.. rumieńce.. Fred ją kocha.
" Fred mnie kocha.. " - pomyślała Hermiona, czuła się otulona miłością rudowłosego, który sam nie wierzył w to co powiedział.
Przybliżyła się do niego.
- Mogę? - zapytał. Stąpa po cienkim lodzie,jakim jest krucha i wspaniała dziewczyna imieniem Hermiona.. musi to zapamiętać.
Kiwnęła głową, pozwalając mu na to czego tak bardzo pragnął, za czym tak bardzo tęsknił. Za czym tak oboje tęsknili..?
Najpierw delikatnie dotknął jej warg, a potem zaczął się piękny pocałunek z miłości obojga, tylko że druga strona tego nie potrafiła dostrzec.
Właściwie to Fred w głębi duszy przeklinał się za tą zdradę która miała miejsce podczas pierwszej obdarowanej przez los nadzei, szansy na miłość między dwojgiem innych ludzi.


_ _ _ _ _ _ _
Zaskoczeni? Ba!
Zobaczycie potem będzie rozwinięcie.
Nie jestem zadowolona za bardzo - z resztą tak jak zawsze xD
Dziękuje za 3000 odwiedzin <3 Uwielbiam was.

Jeśli chcecie nowy rozdział, każdy kto przeczyta wpis z rozdziałem 38 musi zostawić komentarz. Nie robię tego dlatego, że kocham wymuszać, czy na tym polega sytuacja bloga, tylko jestem ciekawa kto naprawdę to czyta. Jeśli już skomentujecie, to podpiszcie się. Sprawdzę potem ile osób zobaczyło tą notkę. Jeśli liczba komentarzy będzie bliska komentarzy, zaliczę wyzwanie.
WYZWANIE!
 [Nie zmuszam do komentowania, taka mini zachęta i obiecuję nie stosować jej jeśli będziecie chętnie komentowali. Mam wonty co do tego kto czyta tego bloga. Wydaje mi się że tylko Clar, Klaudia i Czekoladka oraz Princessa :( ]
Proszę was, tylko ten jeden raz. To dla mnie ważne. 

Ask?

Jak macie jakieś pytania do bloga, to zamieszczajcie je w tym poście.
Również osoby, które chcą mogą polecić mu tu swojego bloga, chętnie poczytam ;)
Pytania kiedy następny czy będzie to czy tamto też są w tej notce mile widziane. :3
Pozdrawiam.
Autorka

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 37 - Na brudnych kartach zamieszczać bolesną prawdę. - Rozdział poświęcony Fredowi.

Nie mam pojęcia, dlaczego wtedy popełniłem tak ogromny błąd.
Nawet nie pamiętam, czy Hermiona się o tym dowiedziała.
To wszystko przez ten głupi, piekielny medalion, przez który naprzykrzyło się więcej kłopotów.
Spotykałem się z Mioną i Angeliną jednocześnie.
Nie sądziłem że będę kiedykolwiek czegoś bardziej żałował.
Na dodatek jest to stała dziewczyna mojego brata.
Tak trudno jest mi teraz spojrzeć mu swobodnie w oczy.
Ślepota ułatwiła mi ten sam problem z Hermioną, ale coś dzięki temu zrozumiałem . - Że od kroku do kroku coraz bardziej się w niej zakochiwałem.
Teraz, gdy widzę, trudniej będzie wszystko szło.
W końcu umknie mi to co mam na końcu języka.
Tak strasznie mi głupio.
Niby wszystko ; kłamstwo, uczucia ; idą swoimi czasami głośnymi czasami cichymi ścieżkami, ale prawda  się nasila.
Nie potrafię. Nie potrafię!!
Nikt prócz Ang i mnie tego nie wie.
Kłamstwo ma krótkie nogi.
Dlaczego dopiero teraz dojrzałem!
Gdy jej to powiem, wszystko się momentalnie rypnie.
Stracę ją jako przyjaciółkę.
A chcę aby była kimś więcej.
Bo ją kocham.
Nie potrafię jej tego powiedzieć, bo jak brzmią mądre słowa " Człowiek który potrafi powiedzieć jak bardzo kocha, nie kocha wcale"
Święta prawda.
Skreśli mnie,
skreślę siebie.
Jeszcze teraz jest na tych poszukiwaniach i nie wiadomo w jakim stanie wróci.
Jestem z Georgem po dobrej myśli.
Wtedy, gdy byłem taki.. wkurzony.. nie była to sprawa tylko miłości ale też kłamstwa.
Wpakowałem się w jedno wielkie bagno.
Teraz, z tego miejsca krzyczę.
" HERMIONO WYBACZ MI ! UWIERZ , ŻE CIĘ POKOCHAŁEM NAJSZCZERZEJ JAK CZŁOWIEK POTRAFI!! "

_ _ _ _ _ _ _ 
Buu! Zaskakuje was, bolesną prawdą jaką skrywa Angelina i Fred.
Kłopoty w raju powracają, ale spokojnie wszystko będzie okej.
Jak dla mnie ten krótki rozdzialik to dno.. masakra.
Stać mnie na więcej.
Ale brak weny.
Tylko ten mały pomysł przywędrował.
XOXOX.
K.M (Jula)