" Miłość jest krucha, a my nie zawsze potrafimy o nią dbać "

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 42


- Gdzie żeście byli?! – tymi słowami powitała ich profesor McGonagall. Wiedzieli że nie będzie łatwo się wymówić. Nastała krępująca cisza, którą przerwał Fred:
- Byliśmy u swoich rodzin.
- A trudno powiedzieć jakiemuś nauczycielowi? Myśleliśmy że się wam coś stało. – profesorka złożyła ręce na klatce piersiowej i oczekiwała wytłumaczeń.
- Musieliśmy natychmiast wyjechać. Harry oczywiście pojechał z nami do Nory.- rzekł Fred.
- Tak czy siak było to nie rozważne. – wydawało się, że syknęła. – Chodźcie za mną.
Uczniowie zrobili to co kazała, z lekko zmieszanymi minami.
Nauczycielka doprowadziła ich do wyższych komnat zamku, na ostatnim piętrze. Uchyliła przed nimi drzwi. Hermiona krzyknęła.
- że co mamy z tym zrobić? – zdziwił się Fred, pytając za wszystkich. Widzieli stado szczurów które były dosłownie wszędzie. Po chwili szklany żyrandol, który wisiał na suficie spadł. Przyjaciele się podkurczyli.
- Tu jest nie bezpiecznie.. – szepnęła Hermiona.
- Wypłoszcie je. – rozkazała McGonagall.
- Niby jak?! – oburzył się  Fred.
- Magia potrafi czynić cuda. – profesorka zamknęła potężne drzwi zostawiając uczniów na pastwę szczurów.
- Ja tego sprzątać nie będę! – oznajmiła Hermiona. – Za bardzo się brzydzę.. - usiadła w grymasie na podłodze. Po chwili podbiegł do niej mały szczurek. Szatynka cicho jęknęła. - Ja stąd wychodzę!
- Nie. - rzekł surowo Fred. - Wpakowaliśmy się w szukanie amuletów, więc teraz musimy odprawić czarną robotę. WSZYSCY RAZEM. - nie patrzył w oczy Hermiony, być może nie potrafił, po tym co zrobił, lub jego myśli przybrały egoizm i znienawidził ją. Z resztą i tak dziewczynę to nie obchodziło. Obrażona wstała z podłogi i cicho mruczała coś pod nosem. Po chwili głośno odrzekła : - Wybacz, ale nie będę tego sprzątała. - zabrała się za otwieranie ciężkich drzwi.
- Jak chcesz. - Fred puścił ją wolno. - Ale jak profesorka wróci tu sprawdzić czy uwijamy się z robotą, to ty będziesz miała ochrzan od niej. - spuścił oczy i wyczarował jakiś wielki spray. - Wy też macie zamiar się buntować? - zwrócił się do reszty. Jego brat unikał go jak ogień. Wzięli za różdżki. - Zaklęcie lento. - powiedział, trochę uspokojony. Czarodzieje mieli przed sobą sporo spray'ów. Hermiona poddała się i posłuchała Freda. Również wyczarowała to co pozostali.
- No i co mamy z tym zrobić? - zapytał Ron.
- No jak to. Spsikaj tym te szczury. - odparł Fred biorąc się za pas z tą czynnością. Szczury kolejno znikały.
Przyjaciele zaczęli odwalać karę. Szło im to łatwo, ale i wolno. Godzinę po zmagali się z jednym z najszybszych szczurów. W końcu Harry się na niego rzucił. Trzymał go na rękach, i już Hermiona miała psikać trutką, gdy Ron zabrał   owego szkodnika.
- Ron co ty wyprawiasz?! -  zapytał Fred. Wstał z zimnej posadzki przyglądając się bratu.
- No.. szkoda mi go.. a skoro Parszywek to ten cholerny Peter ... to może ja go zatrzymam? Wydaję się taki słodziutki... - przyjaciele patrzyli na niego jak na psychopatę. - No co? Niektórzy hodują świnie a wy macie coś do szczurów. Pff.. - wyszedł z pomieszenia obrażony. 
Reszta towarzystwa trochę rozbawiona opuściła pomieszenie za nimi.
Hermiona po raz ostatni spojrzała na pustą salę. Skądś ją kojarzyła. Tylko skąd?
- George, poczekaj. Co z tym żyrandolem? - spojrzała na smętny widok roztrzaskanego szkła.
- Nie nasz problem. Odwaliliśmy swoje. - mruknął.
- ej, co jest? - zapytała. Wypowiedziała zaklęcie, a żyrandol pojawił się na swoim dawnym miejscu, calutki.
Zauważyła, że George wyszedł już, więc samotnie opuściła dane pomieszenie, piętro. Po drodze ktoś ją zatrzymał. Tym kimś był Harry.
- O, Harry. A ty nie z Ronem? - uśmiechnęła się delikatnie, idąc wciąż na przód. Przyjaciel zdziwił się że ona go tak bez obojętnie minęła. Zaczął ją doganiać.
- Pytasz się tak, jakbyśmy byli nierozłącznym małżeństwem. - trochę się skrzywił. - Możemy pogadać? - zapytał. - Oczywiście, jeśli  masz czas.
Hermiona przystanęła. Przypomniało jej się że to jest jej przyjaciel. Że zawsze trzeba mieć w pokrewnej duszy wsparcie. 
- Jasne. - odparła szeroko uśmiechając się. - Jeśli ty mi coś obiecasz.
- Tak?
- Wracamy do naszej przyjaźni. I że.. no wiesz  nie rozdzieli nas już nic. 
- Myślałem, że się cały czas przyjaźnimy. - lekko się zmieszał.
- Ale chce żebyś był blisko. I ty, i Ron. Potrzebuje was. Po tej kłótni z Fredem. No potrzebuje was i Georga. 
- A właściwie to o co poszło z Fredem? - zapytał
- Możemy porozmawiać za pół godziny ? Na błoniach? - spytała, jakby się jej spieszyło.
- Jasne. Gdzie ci tak spieszno? 
- George mi gdzieś zniknął. Coś dzisiaj jest chyba nie w sosie.
- Podoba ci się. - odparł Harry.
- Co? - zapytała szatynka, po czym się zaśmiała. - To przyjaciel. Cenię go sobie. Tak jak was. Dlatego chcę odnowić naszą przyjaźń. Dobra. To do zobaczenia za pół godziny. - uśmiechnęła się, szybko pokiwała i rzuciła się biegiem w stronę schodów.
- Ach.. te kobiety.. - odrzekł Harry, powoli idąc przed siebie.

*^^*

Dopiero w pokoju wspólnym zobaczyła Georga. Spał na jednej z kanap.
Nie chciała go budzić, więc wzięła jednego z koców i przykryła go nim. Tym gestem go właśnie zbudziła.
- Nie budzi się śpiącego. - odparł, podnosząc się na sofie.
- Przepraszam. Chciałam pogadać. Czemu jesteś taki skołowany?
- Miłość potrafi zniszczyć psychikę.
- Haha. - Hermiona się zaśmiała. - To kto jest tą szczęściarą.
Nie mógł powiedzieć "Ty", chociaż taka była prawda. George już od dawna upodobał sobie Hermionę, a że chodziła z jego bratem, to nie mógł, nie potrafił, teraz gdy droga była wolna, a horyzonty były otwarte, zatkało go.
- E... Angelina. - spanikował.
- Ale przecież ona cię zdradziła.. znaczy się miała cię za jednego z dwóch. A ty ją jeszcze kochasz? No nic. Cieszę się że dowiedziałam się co ci jest i przykro mi z powodu tej miłości. Umówiłam się z Harrym na błoniach, więc muszę jeszcze pędzić się przebrać. - cmoknęła go w policzek. - Do zobaczenia potem.
Jak on kochał te wesołe oczy!
- Randka? - speszył się.
- Nie. Chce ze mną o czymś porozmawiać.
- Więc randka. 
- Nie! Spotkanie towarzyskie.
- Czyli przed randzie.
- Co? A z resztą nie ważne. To nie jest randa i kropka.
I pobiegła po schodach w górę, do swojego pokoju.

*^^*

Niewiele czasu  minęło, do chwili gdy Miona ruszyła na błonia.
Po drodze zobaczyła coś co ją ukłuło i spowodowało że nagle pomyślała o biednym Georgu.
Widziała Angelinę z Fredem. "A ponoć tak bardzo mnie kocha" - parsknęła w myślach.Bo w końcu to przykre, gdy ktoś kto dla ciebie wiele znaczy,a kłamie w żywe oczy.
  Można powiedzieć że Fred jest kobieciarzem, bo potrafi uwieźć a potem w aktorski sposób zostawić. No ale taki jest ród męski. Nie zrozuzmiały, gra na  swoich zasadach. Widocznie wybrał Angelinę. Hermiona nie myślała już dłużej o tym, i nawet się nie spostrzegła że przyglądała się parze. Z małym smutkiem   zbiegła po schodach. Bo w końcu nie można płakać cały czas. Co nie?

Wyszła z zamku i biegiem pobiegła w dół wzgórza, bo w końcu była już spóźniona. Zobaczyła Harrego przy wierzbie. Siedział oparty o drzewo.
Gdy tylko ją zobaczył, energicznie wstał.
- Spóźniłam się, przepraszam, ale coś przykuło moją uwagę. - uśmiechnęła się przepraszająco.
- Zawsze znajdziesz wytłumaczenie. - znowu usiadł.
Hermiona w duchu ucieszyła się na tą rozmowę, ale zaniepokoiło ją trochę to, że chce pogadać w cztery oczy. Krępująca sprawa. Usiadła.
- A więc??... - zapytała.
- Utrzymujesz kontakt z Ginny? - wyrwał się.
- Teraz nie. - westchnęła. - Ta nasza przyjaźń, a raczej koleżeństwo jest skomplikowane. Czemu pytasz? 
- Dlaczego to jest skomplikowane? - zapytał. Nie chciał odpowiadać na pytanie.
- Łączy nas jakaś więź, ale ona często się urywa. Jej najlepszą przyjaciółką jest Lori, chociaż bywają okresy gdy tylko ja z nią rozmawiam. 
- I tak tego nie zrozumiem, bo kobiety. - uśmiechnął się.
Hermiona zachichotała.
- Kim jest Lori? - zapytał
- Tak jak już mówiłam: najlepsza przyjaciółka Ginny,  Puchonką. Jest w jej wieku. Nic więcej o niej nie wiem. - zamyśliła się. - A i .. Lori ponoć kręci z Malfoy'em.
- A Ginny na to?
- Jak na lato. Ignoruje to. W końcu każda ma inny gust.
- A jaki jest twój? - spytał
Hermionę zatkało.
- W tym momencie nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Myślałam że Fred wytycza gust, ale jak się okazało, zawiodłam się na nim. - spojrzała smutno przed siebie. WSPOMNIENIA - UGH.
- To powiesz w końcu o co poszło z Fredem? 
Hermiona ciężko westchnęła i zaczęła opowiadać od początku. O tym że Fred rozkochał ją w sobie, o tym że mieli już chodzić, o tym że coś zaiskrzyło no i o bolesnej prawdzie. (oczywiście nie opowiadała to w pod punktach tak jak ja, narratorek, no ale..) Wspomniała również o tym że George też ucierpiał, i że spóźniła się na spotkanie z nim, bo zobaczyła parę zdrajców.
- Współczuje. - powiedział w końcu Harry.
- Nie dzięki. - odparła. - Nie żałuje wspomnień. Żyje się na własną odpowiedzialność.
- Co dalej?
- Jak to co? 
- Co masz zamiar zrobić z Fredem? - zapytał Wybraniec
- Mam zamiar go ignorować. Jak ognia. 
- Nie dasz mu szansy?
- Po co, Harry? To egoista. Popaprany egoista. - westchnęła. Zachciało jej się płakać. - Dlatego was potrzebuje. Muszę się wspiąć znów na szczyt, bo trochę zjechałam w dół. - po jej policzku spłynęła jedna jedyna łza. - Co u Rona? - otarła ją. Pora zakopać przeszłość. 
- Pora ci to powiedzieć. Zakochał się.
- Co?! Ronald Weasley się zakochał?!
- Robił to już kilka razy, tylko zwykle mu przechodziło po kilku dniach.. - westchnął Harry
- A teraz? - zapytała
- Teraz to mu nie przechodzi od kilku miesięcy...
- I ja nic o tym nie wiedziałam?! - oburzyła się.
- Byłaś zapatrzona w Jonathana i Freda. Nic więcej nie widziałaś. Ślepota! - dźgnął ją w brzuch.
- Ej! To Fred był ślepy.. no może ja też byłam na was. A propo Jonathana.. co z nim.. nie widziałam go już dawno... - oparła się wygodnie o korę. Spojrzała w chmury wyczekując odpowiedzi.
- Przeniósł się.
- Szkoda, nawet fajny był.
- Ktoś tu poczuł mięte do nowego? - Wybraniec powiedział głosem a'la z reklamy Colgate.
- Hahahahaaha. - szatynka zdrowo się zaśmiała. - Był po prostu sympatyczny nic więcej. - zapanowała chwilowa cisza. - To... Kto jest tą szczęściarą?
Harry się zmieszał: - YY.. ale skąd wiesz... że ten.. no..
- Chodzi o Rona! - uśmiechnęła się.
- A.. no więc... to ty. - powiedział trochę skrępowanie.
- CO?!
- Prima Aprilis. - zaśmiał się.
- Dziś nie jest pierwszy kwietnia. - skrzywiła się.
- Wiem. Jak ten czas leci.. - napotkał oczekujący wzrok Hermiony. - Aha. Jasne, miałem ci powiedzieć. To Savannah.
- Ta Savannah?! - Hermiona była zaskoczona/zdziwiona
- Tak.
- Ale przecież to chrześniaczka McGonagall.. i że on ten teges.. ?
- Tak on się w niej zakochał. Trochę o niej wiem, bo Ron nie raz mnie wysyłał żebym się czegoś dowiedział. Jej rodzice - mugole zginęli w jakimś wypadku samochodowym. Więc przygarnęła ją nasza profesorka. Zapisała ją do Hogwartu. No i tak to się skończyło że zamąciła naszemu przyjacielowi w głowie.
- W ogóle go nie obchodzi  to, że jest chrześniaczką swojego znienawidzonego nauczyciela? 
- Nie. Miłość go uskrzydliła. - Harry wzruszył bezradnie ramionami.
- A ty? Jak się odkrywasz w miłości? - zapytała.
Harry znowu się zmieszał. Nie chciał odpowiadać na to pytanie. Zamiast pleść nie wiadomo jakie głupoty, po prostu zamilczał.
- Więc dlatego chciałeś porozmawiać na osobności... - Hermiona zaczęła rozumieć. - Chodzi o Ginny, prawda?
Jakby weszła do jego myśli.
- No.. wiesz.. tak wyszło.. ale przysięgaj że nikomu tego nie powiesz. Nawet Ron tego nie wie. Potrzebuje kobiecej rady. Co mam zrobić żeby mnie zauważyła?? - mówił strasznie szybko.
Ach.. MIŁOŚĆ!
- Zaczaruj ją. - odparła krótko. - Dziewczyny lubią miłe niespodzianki, miłych facetów, miłe zachowanie.
- Czyli wszystko co miłe to dobre? 
- Tak. - odrzekła. Nigdy by nie pomyślała że Harry się zakocha w Ginny. NIGDY. - Chwila.. a co z tym okresem.. kiedy pojawialiście się razem i śmialiście? - zapytała
Wybraniec posmutniał.
- Spodobał jej się ktoś inny. Powiedziała to oczywiście delikatnie. Teraz nie wiem nic czy się z nią ktoś spotyka czy nie.. A ty masz o tym pojęcie? - spytał z nutką nadzei.
- Jest to jeden z okresów gdy najlepszą przyjaciółką Ginny jest Lori.
- Gdzie mogę ją znaleźć?
- Najczęściej? Jest taki mały pokoik na trzecim piętrze. Drzwi są strasznie wąskie. Spotyka tam się często z Ginny, lecz i tak wieczorami przychodzi tam sama. Drzwi mają numer 5.
- To numerują drzwi w Hogwarcie? - zdzwił się czarnowłosy
- Sale nie służące do lekcji, chyba tak. 
- Myślisz że powinienem z nią porozmawiać?
- Jeśli ci na Ginny zależy..
- Robi się późno. Idę ją namierzyć. Muszę się przekonać sam, pytając Lori.
Dziękuje Hermiona. Bardzo mi pomogłaś. - najpierw wstał Harry, potem Miona. Chłopak podniósł ją mocno ściskając.
- Wystarczy! - krzyknęła. - To boli.
Zaśmiali się.
- To ja będę leciał. - pokiwał i zaczął biec w stronę zamku.
- W razie czego wiesz gdzie mnie szukać, Harry! - krzyknęła, lecz Wybraniec był tak daleko, że raczej jej nie usłyszał.
Hermiona znów usiadła. Cicho westchnęła. Myślała o miłości. Wszędzie jej pełno, ale nikt się nie przyzna do niej bez zarzutów. Wiatr zaczął smagać jej włosy. Usłyszała niebawem pomrukiwanie sowy która zrzuciła jej jakąś małą karteczkę na kolana.

 Jeśli masz czas i ochotę, przyjdź do Motylarni, za dziesięć minut.
Będę tam czekał.
Fr  George.

Miała ochotę i czas, ale coś jej nie pasowało. Spotkanie w Motylarni? Podpis nadawcy zaczynał się na Fr.. lecz potem został skreślony i pojawiło się imię George. Fred? Czysta ciekawość i determinacja, doprowadziła szatynkę do Motylarni, aby poznać prawdę kto ma tam na nią czekać.

Gdy dotarła, ujrzała człowieka, którego się spodziewała. Oszusta, kłamliwego zdrajcę. Inaczej Szyszkę*. Stał z bukietem kwiatów.
- Jesteś żałosny. - odrzekła. - Najpierw miziasz się z Angeliną a potem przychodzisz z bukietem kwiatów, podszywając się pod swojego brata.
Fred podszedł do niej i ulękł na kolanach.
- Przepraszam. Z całego serca.
- Już ci nie ufam i już ci nie zaufam.
- Miona, ale ja cię kocham!
- Jesteś żałosny. Tyle ci powiem. - sięgnęła po różdżkę i wyczarowała dzbanek z grochówką w środku. Całą zawartość wylała na głowę Freda. - Idź do Angeliny żeby ci to coś na głowie zdjęła. Popamiętasz mnie, Fred. - dała złowieszcze spojrzenie i zniknęła. A rudzielec klęczał osłupiony z spływającą grochówką po szyi.

*  szyszka - inaczej Fred ; poprzedni rozdział
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _
I jak?
Przepraszam że tak późno. Obiecuję się zdyscyplinować. Rozdziały teraz będą rzadziej, bo po prostu brak czasu i weny. Dziękuje za ponad 4000 wejść. Kocham was i przepraszam.
Spóźnione: Wesołych Świąt! :)

Całusy :)
~.Śpiąca.~

4 komentarze:

  1. Jak ma być. Jest cudownie !
    Moje ulubione zdanie "Gdy dotarła, ujrzała człowieka, którego się spodziewała. Oszusta, kłamliwego zdrajcę. Inaczej Szyszkę*."
    świetne XD .
    nie wiem co napisać więc napiszę tak:
    Pozdrawiam, czekam na następne i życzę weny.
    ~Clar <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na następny :) Świetnie piszesz, zapraszam do siebie dzisiaj dodam kolejny rozdzial. http://milosc-ma-dwie.blogspot.com
    Tematyka Fremione <3

    OdpowiedzUsuń
  3. A nie George szyszka ? No dobra rozdział ogółem fajny. Ale ten Fred kobieciarz i drań... No, ale cieszę się, że jej stosunki z Harrym się poprawiły. Taka szczera rozmowa się przydaję. Ron zakochany w Savannah ciekawe, ciekaw. Szkoda kontaktów Ginny i Mionki. Ach ten Potter znawca ;D On ją rozumie i to wyglądało jak na jakąś kobiecą rozmowę gdzie czytają sobie w myślach. Ciekawe jak spowodujesz, że Hermiona będzie z Fredem. No bo w końcu to fremione. Ach i jeszcze George'sław ^^ zakochany :D. Ach co ta miłość robi z ludźmi. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fred, Fred, co z ciebie będzie ? -.-
    rozdział świetny *-*
    czekam na nn.
    pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń