" Miłość jest krucha, a my nie zawsze potrafimy o nią dbać "

środa, 30 stycznia 2013

Rozdział 11

Ruszyli w stronę Zakazanego Lasu. Kierowali się usłyszanymi krzykami  i wyciami wilka. Byli na skraju lasu gdy zauważyli trzy postacie. Schowali się za drzewami i przyjrzeli się nieznajomym. 
- O boże.. - szepnęła Hermiona. 
Te trzy niby nie znane twarze, były i to bardzo znane.
Nie tylko nim, ale i w Azkabanie.
Bellatrix Lasrange,
Lucjusz Malfoy
i..
Syriusz Black.
Przyjaciele patrzyli na siebie przerażonymi twarzami.
Następnie wbili wzrok w zamiary dwójki śmierciożerców.
- Crucios! - krzyknęła zła czarownica.
Syriusz cicho jęknął z bólu.
Usłyszeli łamaną gałąź. Zdecydowanie nie było to rzadne z nich. 
Rozejrzeli się wokół siebie.
Na ich twarzach pojawił się blady uśmiech.
Na przeciwko ich, za drzewem stał Wybraniec.
- Harry. - szepnął praktycznie sam do siebie Ron.
Przyjaciele zaczęli walkę z niewidzialnością.
Musieli przejść do Harrego, tak aby nie zauważyła ich mroczna dwójka.
Powoli ruszali obserwując każdy wymierzony wzrok Lucjusza i Bellatrix.
Udało się. Stali za drzewem obok Wybrańca.
- Psst... Harry. - szepnęła Ginny.
Odwrócił się momentalnie, trochę przerażony, tym kogo zobaczy.
- Co wy tu robicie? - na widok przyjaciół zrobił pretensjonalną minę.
- No jak to? - spytał żałośnie Fred.
- Przyszliśmy cię poszukać. - rzekła cicho Hermiona.
- Nie potrzebuję pomocy. - Harry najwyraźniej myślał nad planem, jak uratować Syriusza, a raczej - uwolnić. Z tego co się dowiedział od Dumbledora, to tych dwoje śmierciożerców miało tylko "pojmać" Blacka.
Ale w takim bądź razie po co rzucali na niego "crucios"?
I dlaczego są tu w lesie, a nie w jakiś lochach.
- Harry, sam nie dasz rady. - szepnął Ron
Wybraniec spojrzał na przyjaciół. Asz się palili do pomocy.
- Chodźcie trochę do tyłu. - szepnął pokazując ręką "wycofać się"
Gdy już znaleźli się dobre 5 metrów od śmierciożerców z Blackiem, Harry przedstawił swój pomysł.
- Plan jest taki. Trzeba sprowokować Malfoy'a i Lasrange. - tłumacząc machał bezczynnie rękoma. - Fred, George. - zwrócił się do nich. Bliźniacy spojrzeli na czarnowłosego. - Wiecie jak sprowokować. - westchnął ciężko, nie miał siły na tłumaczenie świetnego talentu bliźniaków. - podpuszczania ludzi. - Chociaż na chwile oderwą różdżki od Syriusza. - zerknął na resztę. - My tym czasem pomożemy Syriuszowi.  Jest związany więc trzeba będzie rozwiązać sznurki. Musimy też go szybko przenieść gdzieś. Najlepiej deportować. - patrzył ufnie na przyjaciół. Jego wzrok przeniósł się na bliźniaków. - W razie czego gdyby odwrócili uwagę od Freda i Georga, wiemy jak zaatakować. - oczekiwał jakiego kolwiek słowa.
- Jesteśmy z tobą Harry.  - szepnęła Luna.
- To do roboty. - powiedział po czym wszyscy ruszyli na swoje stanowiska. Na pierwszy ogień ruszyli bliźniacy. Wiedzieli jak dobrze podpuścić tę dwójkę. Fred przeniósł z swojego pokoju za pomocą magii, ich własny wynalazek - aparat z pudła. Za pomoca kilku zaklęć uwstecznili pudełko w całkiem przydatną rzecz. Stanęli przy drzewie. Śmierciożerców z Syriuszem a bliźniaków dzieliły niecałe 2 metry.
George, który trzymał w ręku "wynalazek" nadusił na guzik. Lampa błyskawiczna zaświeciła tak mocno, że niektórzy pewnie mieliby wrażenie że widzą jakąś gwiazdę lub Słońce z bliska.
- Co to? - syknęła Bellatrix. Odwróciła się. Jej wzrok zapłonął ogniem, nienawiścią.
- Ciekawe ile nam dadzą za zdjęcia Bellatrix i Seniora Malfoy'a znęcającego się nad Blackiem. - Fred spojrzał na brata. Obaj się roześmiali.
- Avada Kedavra! - krzyknęła Lasrange.
Bliźniacy uchylili się przed strzałem za drzewem, które runęło nad ziemię.
- Lecimy do Proroka Codziennego ! - krzyknął Fred, i razem z Georgem pobiegli w stronę Hogwartu, a raczej w stronę otwartej przestrzeni.
Bellatrix zapłonęła złością i ruszyła w pogoni za bliźniakami.
Bellatrix zapłonęła nienawiścią
Przy Syriuszu nadal był czujny Lucjusz.
- Te smarkacze ci pomagają? - Malfoy parsknął śmiechem.

Harry przyglądał się całej wymyślanej akcji.
- Nie uda się! - szepnął załamany. - Lucjusz jest przy nim!
Neville wziął do ręki dosyć spory kamień i podszedł do drzewa który był najbliższy Malfoy'a i Syriusza.
- A masz! - krzyknął i rzucił kamieniem w głowę Lucjusza.
Ten upadł na ziemię.
- Livito! - wypowiedział zaklęcie, a sznur którym był "owinięty" Black natychmiast się rozwiązął. 
- Dziękuje. - szepnął chrzestny wybrańca.
Luna, Ron, Harry i Hermiona weszli na skraj lasu, w którym się wydarzyła cała akcja. 
Harry rzucił się w ramiona wujka.
- Tak się ciesze że cię widze, Harry. - Black uśmiechnął sie serdecznie do chrześniaka.
Niespodziewanie Lucjusz podniósł się na równe nogi.
- Drętwota! - krzyknął Malfoy.
Harry pamiętał tylko jak upada.. i nic nie może zrobić.

*.*.*

Rano obudził się w Skrzydle Szpitalnym.
Nad nim stał Ron i Hermiona. 
Koło niego siedział Syriusz a naprzeciwko niego stała Parvati z Ginny.
- Co się stało? - spytał próbując usiąść na łóżku.
- Malfoy użył Drętwoty.- powiedziała mętnie Hermiona.
- To to pamiętam. - zapatrzył się w sufit. - Ale co było dalej. - spojrzał na przyjaciół i wuja.
- Zdrętwiałeś i nie rozumiem w jaki sposób upadłeś. - zaczął Syriusz.- Potem zaczęliśmy ostro walczyć na zaklęcia, przybiegł Fred z Georgem i rozwścieczona Bellatrix.  A ty nadal leżałeś. - westchnął ciężko. - Kazałem Lunie sprawdzić czy oddychasz a następnie deportować cię do zamku. - spojrzał na chrześniaka.
- Innym nic nie jest? - zapytał Wybraniec.
- Nie. - powiedział sucho Ron.
- Co się potem wydarzyło? - był ciekawy wszystkiego.
- Śmierciożercy przerwali walkę i znikli. Tak poprostu. - rzekła Hermiona. - Zostawili po sobie tylko to. - podała wybrańcowi mały szmaragdowy kamyk.
Gdy wziął go do ręki krzyknął z bólu.
- Ałaj! To parzy! - upuścił kamień na podłogę.
Syriusz go podniósł i wziął do ręki.
- Harry, on jest zimny. - wujek zaniepokoił się.
Wybraniec w końcu zauważył Parvati.
- Jak się czujesz? - spytał
- Już jest dobrze. - uśmiechnęła sie serdecznie. 
Do łóżka Harrego podeszła pani Pomfey. 
- No już zmykać! - krzyknęła do gryfonów.
Nie stawiając oporu , odeszli.
Pielęgniarka uszykowała leki i położyła je na stole. Uśmiechnęła się serdecznie do Syriusza. 
Harry ciężko westchnął. 

___________________________
Jest 11. <3
Dziękuje czytelnikom.
Przepraszam za błędy i przepraszam że jest krótki.
Według mnie to jedna papka która się nie trzyma, ale sami oceńcie.
Proszę o komentowanie, to wiele dla mnie znaczy.

Pozdrawiam

Jula


wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 10

Fred i Hermiona weszli w dobrych nastrojach do Dorminatorium. Spojrzeli na Pokój Wspólny. Można by powiedzieć że gryfoni w jakiś sposób sie tu zebrali. Szatynka przeleciała wzrokiem wszystkie znajome twarze. Lecz kogoś jej brakowała. Harrego. 
 - Gdzie jest Harry? - dziewczyna podeszła do Rona , który rozmawiał z Luną i Lavender.
- Wyszedł z pokoju o 18.00. - rzekł po czym wrócił do rozmowy z dziewczynami.
Fred przysiadł się koło Georga.
Hermiona dosyć niespokojnie spojrzała na zegar. Wskazywał godzinę 20.00
" Niemożliwe, aby na tak długo gdzieś wyszedł " - jej myśli obijały się o siebie ,  była zbyt zmęczona aby je uporządkować. Szybkim krokiem podeszła do Rona i pociągnęła go za rękę na bok. Rudzielec dał znać gestem że "dokończą tę rozmowę potem" , rudzielec spiorunował szatynkę wzrokiem
- Musisz być zazdrosna?! - krzyknął szeptem
Hermiona parsknęła na to śmiechem i zmierzyła Rona groźnym wzrokiem..
- Gdzie ty masz głowę?! - wykrzyczała mu w twarz , gryfoni spojrzeli na nich, a dziewczyna wzięła głęboki oddech i się uspokoiła. Ron chciał już coś powiedzieć , lecz mu na to nie pozwoliła. - Harrego nie ma 2 godziny! - mówiła pretensjonalnie, ale po cichu.
 - Niemożliwe. - na twarzy rudzielca pojawiło się zdziwienie. Zerknął na zegar. Pokazywał godzinę 20.05. Zrobiło mu się głupio
- Nie spiesz się z wytłumaczeniami. - westchnęła ciężko. - Musimy iść go szukać. 
Ron tylko pokiwał twierdząco głową.
Wyszli, a raczej wybiegli z Dorminatorium trzaskając drzwiami.
- Gdzie oni poszli? - spytała zdzwiona Ginny.
- Może niech Fred i George zerkną na mapę Hunkswotów. - Nevilla olśniło.
Fred wstał z kanapy i poszedł po schodach w górę do swojego pokoju. Wrócił do przyjaciół z jakimś niewielkim zawiniątkiem.
- Uroczyście przysięgam że knuje coś niedobrego. - nagle mapa sie otworzyła i ukazała wszystkie przejścia w Hogwarcie.
Ginny, Luna , Neville, Lee, Dean i Seamus oraz Lavender zebrali się wokół bliźniaków, którzy trzymali mapę.
Fred poczuł zmieszanie i zdziwienie.
- Kierują się do wyjścia. - powiedział za niego George.
Gryfoni zastanawiali się , po co Ron i Hermiona chcieli opuścić Hogwart i to o tej porze.
- Koniec psot. - mapka się zamknęła, wszystkie tajne przejścia zanikły. Teraz to był wyblakły papier.
Gryfoni byli zdziwieni zachowaniem Rona i Hermiony. 
- Powiemy o tym jakiemuś nauczycielowi? - spytała cicho Lavender.
- Raczej powinniśmy im pomóc, albo ich powstrzymać.  - rzekła spokojnie Luna.
Fred jak na ostatnie słowo wybiegł z pokoju. Za jego śladami ruszyli: Ginny , George wraz z Luną i Nevilem. 
 - Ciszej . - Fred szepnął schodząc po schodach.
- Bracie, wziąłeś mapę, prawda? - George patrzył niepewnie na swojego brata bliźniaka.
- Nie. - rzekł sucho. - Ale wiem że kierują się do wyjścia numer 3. - Fred powoli szedł w stronę wyznaczonego wyjścia, za nim szła reszta gromady
Na korytarzu paliły się pochodnie . Właściwie było to główne oświetlenie zamku. Rudzielec który szedł na czele usłyszał miauczenie.
- Kotka Filcha. - szepnął. - Ani drgnijcie. 
Gryfoni stali jak marmurowe posągi.
Jednak to nie mogło trwać wiecznie.
Jakiś pyłek wleciał do nosa Neville'a .
- A psik! - przyjaciele spiorunowali go wzrokiem.
Usłyszeli czyjeś kroki.
Fred pokazał reszcie gestami że na "3,4-ry" mają biec w prawo.
- 3.. - mówił najciszej jak tylko mógł. - 4.. ry! 
Ruszyli jak z torpedy. 
Niespodziewanie George się poślizgnął i upadł tyłkiem na posadzce.
Przyjaciele nie mogli sie powstrzymać ze śmiechu.
Fred zauważył dwie postacie. 
- Tam są! - powiedział dosyć głośno. 
Zaczęli biec tam , gdzie Fred widział dwie postacie.
Gdy w końcu dostrszegli że to Hermiona i Ron, stanęli ciężko dysząc.
Rudzielec i szatynka bali się odwrócić,  nie wiedzieli kogo ujżą.
Odetchnęli z ulgą gdy zobaczyli swoich przyjaciół
- Co wy tu robicie? - syknęła cicho Hermiona
- A wy? - zapytała Ginny.
- Szukamy Harrego. - szepnął Ron.
- A gdzie on jest? - Neville dyszał, ciężko dyszał. Biegi to nie jego bajka.
- Napewno nie w Hogwarcie. - westchnęła Hermiona.
- Sprawdziliśmy wszystkie miejsca gdzie mógł by być. - odrzekł Ron.
- To musi być gdzieś poza Hogwartem. - szepnęła Luna.
Nagle zauważyli Patronusa- łanię.
Patrzyła na nich, jakby czekała, aż za nią pójdą
Spojrzeli po siebie.
- Idziemy sami. - powiedział twardo Ron.
- Wykluczone. - Fred zerknął na swojego brata i Hermionę opiekuńczym wzrokiem.
 A łania nadal czekała.
Najpierw szli do niej niepewnie, lecz usłyszeli czyjeś kroki. Wybiegli z Hogwartu.
Usłyszeli głośne wycie wilka i czyjeś krzyki... z Zakazanego Lasu.



_________________________
Przepraszam że taki krótki, ale nie mam czasu. Jutro postaram się kontynuować. 
Szczerze mówiąc nie jestem z niego super zadowolona ale to wszystko ciągnie do tego balu i do tego zamknięcia Syriusza, a jakoś to musi iść.
Proszę komentujcie!! *.*

Pozdrawiam.

Jula


poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 9

- Tak właściwie Fred, gdzie masz zamiar iść? -  Hermiona otrząsnęła sie po głupim pomyśle 
- No jak to gdzie? - zapytał zdzwiony. - Chciałaś tańczyć. - uśmiechnął się uroczo
- Fred, ale dokąd?
- A, to niespodzianka.
- Myślałam że to ja zaskoczyłam cię tańcem po tej walce.
- Fakt, jestem obolały, ale spełnię wyjątkowo twoją zachciankę
Hermiona zaśmiała się cicho, zaśmiała z pewną goryczą
- Wybacz, ale  muszę ci zamknąć oczy. - spojrzał z sentymentem na gryfonkę. W jej oczach skakały wesołe iskierki, miała drobne draśnięcia na twarzy, a i tak była piękna.
Wysoki rudzielec prowadził dziewczynę , gdzieś do góry po schodach.
- Otwórz oczy.
Gdy tylko wykonała dane polecenie oniemiała z wrażenia. Byli na Wieży Astronomicznej. Gwiazdy były wysoko na niebie. Świeciły jak małe drobinki pyłku wysypane na czarny koc.
- Tu.. - brak jej było słów, gdy wkońcu je pozbierała powiedziała z podziwem. - Tu jest cudownie. - zerknęła na Freda. Patrzył beztrosko przed siebie, w piękną noc. Oparty był o balustrade wieży  a jego oczy skrywały to, że o czymś zawzięcie myśli.
- O czym tak myślisz? - zapytała szatynka
- O życiu. - westchnął. - Może głównie o tym ataku i o balu .. ale tak to o życiu. - spojrzał na Hermionę. 
Przestał się wspierać o balustradę i wyprostował się. Podał Hermione rękę.
- Zatańczysz ze mną?
Dziewczyna  lekko się  zarumieniła.
- A co z muzyką? 
Fred zaklaskał dwa razy dłońmi.
Z nienacka zaczęła grać muzyka
( James Blunt - You're Beatifull )
Poruszali się powoli w rytmie muzyki,  niekiedy powodowali obroty. Stale patrzyli w swoje oczy. Nie przerywali tego kontaktu. Próbowali siebie nawzajem pocieszać i rozśmieszać. Rozmawiali . O niczym i o wszystkim.
- Jeśli mam być szczera, to świetnie tańczysz.
Uśmiechnął się pod  nosem.
- Ty też- burknął przyjaciółce
- O wiele lepiej od twojego brata i Harrego.
Rudzielec zaśmiał się, naturalnnie
- Cieszę się że sprawiam ci radość. - westchnął patrząc głęboko w jej oczy.
- Nie mogę. - upadła na ziemię. - Jestem wykończona. - westchnęła ciężko. - Przepraszam. - uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie ma sprawy. - usiadł koło szatynki.
- Masz zamiar tu siedzieć? - zapytała zaciekawiona
- Póki nas nie znajdą i nie wygonią. - uśmiechnął się tajemniczo
- Oni trudzą się tam trudzą po tym napadzie a my tu balujemy. - spojrzała przed siebie.
- Ale chyba jak tak źle się dzieje, to potrzebne są takie chwile. - zerknął na Hermionę.
- Masz rację. Bunia była by ze mnie dumna. - spojrzała w niebo . Na ustach dziewczyny pojawił się wyraz "Allie" i położyła rękę na sercu. 
- Byłaby. - uśmiechnął się znacząco.
- Martwię się o Harrego. - westchnęła bezlitośnie.
- Czemu? - spytał zaciekawiony
- Pewnie będzie się obarczał tym, że Parvati ucierpiała.
- Ale to nie jego wina. - Fred miał mieszane uczucia
- I tak będzie się obarczał. - wzdrygnęła ramionami. 
- Przejdzie mu, nie martw się- poklepał Hermionę po plecach.- Chodź , pokażę ci coś. - pociągnął Hermionę tak, żeby wstała.
Wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę nieba , powiedział po cichu jakieś zaklęcie. 
Po chwili na niebie pojawiły się przeróżne kolorowe barwy ; różowy, zielony, niebieski, żółty;
- Zorza polarna. - Hermiona zmiękła, totalnie - Fred jak ty ją wyczarowałeś? - była pełna podziwu zachowania bliźniaka
- Znaleźliśmy  to zaklęcie gdzieś to z Georgem. - uśmiechnął się pod  nosem.
Szatynka podeszła do balustrady wieży i się o nią oparła. Obserwowała jak przeróżne polarne zwierzęta biegają po magicznym niebie. 
 - To jest cudowne, a zwłaszcza ta zwierzyna - uśmiechnęła się serdecznie do rudzielca.
Lekko się zarumienił.
- To nie sa zwierzęta. - zaprzeczył. - Tutaj w Hogwarcie, to Patronusy .
Hermiona zmieszała się na tą wiadomość.
- Kto je wyczarowuje? - zapytała z ciekawością
- To magia, Miona. -westchnął
- Racja. - uśmiechnęła sie szeroko i wbiła wzrok w istne cudo na niebie.
- Możemy już iść, chce się połozyć. - spytała 
- Jasne. - i ruszyli na dół, do swojego Dorminatorium

*.*.*

Harrego dręczyło wszystko. 
Ten cały atak śmierciożerców
Zraniona Parvati
Martwy jednorożec
Brak reakcji innych domów na atak.
Narastające niebezpieczeństwo w walce z śmierciożercami.
Zaryzykowanie przez przyjaciół zdrowia a może nawet śmierci
Nie umiał znaleźć odpowiedzi na te pytania więc poszedł do profesora Dumbledora. Nie mógł tak dłużej wytrzymać.
Zapukał do jego gabinetu.
- Prosze. - powiedział spokojnie głos z pokoju
- Dzień dobry. - oczy Harrego przybrały kolor blady, prawie że szary. Czuł że jest cały blady, ciarki przebiegały go po ciele. 
- O , Harry. - Dumbledore spojrzał na wybrańca. - Usiądź, proszę. - dyrektor zawsze był miły dla Harrego, z resztą taka była jego natura.
- Nie dziękuje, postoje. - jego ręką trzęsła się w opętane.
 - Wszystko w porządku? - Albus ciągle próbował odgadnąć po co Potter przyszedł do niego.
- Nie. - rzekł głośno. - To mnie dręczy. - twarz miał jakby obolałą
- Atak? 
- Tak. Może mi pan to wyjaśnić? - spojrzał błagalnym tonem na dyrektora.
- Ale co? - Dumbledore nie wiedział co ma tłumaczyć
- Czemu zaatakował? - Teraz .. - i czemu podłożyli tego jednorożca? - Harry nie był pewny w swoich słowach , miał poczucie że wypowiada coś zakazanego.
- Nie mam pojęcia. Chciał nas najprawdopodobniej zaskoczyć. Jeszcze nad tym  myślimy. Zbierzemy Zakon i przemyślimy całą sprawę. -  Dumbledore westchnął ciężko - Ten jednorożec to była pułapka. - spojrzał na Wybrańca.
- Czy Syriusz też będzie włączony w skład zakonu? - zapytał Harry . - Dawno go nie widziałem - uśmiechnął się pod nosem na myśl o wujku.
- No właśnie , Harry jest jeszcze jedna sprawa. - dyrektor był zmuszony to powiedzieć. - Syriusza zamknęli.
- W Azkabanie?! - Potter był przestraszony na samą myśl o tym paskudnym miejscu.
- Nie. - Dumbledore chciał przekazać tę wstrząsającą wiadomość jak najczulej. - Voldemort kazał Bellatrix znaleźć go i zamknąć, nie wiemy gdzie. - westchnął ciężko. - To jest drugi powód dla którego zwołujemy Zakon. 
Harry był przerażony, szybkim krokiem wyszedł z gabinetu.
Usiadł na ławce, w korytarzu. Zaczął ciężko oddychać. Spojrzał przed siebie. Usłyszał wicie wilka
" Muszę go odnaleźć " - pomyślał pewny że zaryzykuje dla ostatniego bliskiego. Dla  chrzestnego.
Natychmiast wybiegł z Hogwartu na poszukiwania.





_______________________________

Jest 9. :) 
Wiem że krótki, ale nie miałam weny i czasu na dłuższy. 
Jutro mam nadzieję że wstawię kolejny.
Proszę komentujcie, to mnie mobilizuje dla dalszego pisania.
Pozdrawiam :3


Jula

niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 8

 Nagle wszyscy usłyszyli głośny huk, natychmiast się odwrócili a na posadzce ujżeli martwego jednorożca.
- Co on tu robi? - spytał przerażony Harry.
Gryfoni podeszli do niego, nie zauważyli gdy Draco z swoimi najemnikami uciekli.
Jednorożec miał szeroko otwarte oczy, a z jego boku leciała krew.
- Nie mogę na to patrzeć. - Lavender odwróciła wzrok.
Hermiona była przerażona, łzy zbierały jej się, nienawidziła patrzeć na krzywdę osób dobrych, właściwie na osób złych też, ale nie tych , którzy na to sobie zasłużyli. Zakryła ręką oczy i zaczęła chlipać. Fred chciał do niej podejść, uspokoić ją, lecz nagle z góry Wielkiej Sali dało się usłyszeć przerażające piski i krzyki. Do sali wleciały zakapturzone postacie - śmierciożercy. Prawie wszystkie klasy od 5-7 robiły niepewne kroki, aby być jak najdalej od przerażających istot. No prawie wszystkie. Gryffindor stał najbliżej śmierciożerców. Zaczęła się zacięta walka. Uczniowie z domu Lwa rzucali przeróżne zaklęcia, które miały "spłoszyć" zakapturzone postacie. Niestety, Parvati nieźle dostała i upadła na podłogę. Wybraniec nie mógł patrzeć bezczynnie na ranną. Podszedł do niej i próbował jej pomóc.
- Harry, nic mi nie jest. Musisz iść walczyć. - mówiła zachrypłym głosem.
Śmierciożercy spostrzegli że Harry Potter nie walczy i podwoili siłę. 

*.*.*

Profesor Albus Dumbledore siedział przed swoim biurkiem. Najwyraźniej spisywał coś ważnego bo nie usłyszał gdy do pokoju wbiegł zadyszany Filch.
- W sali.. - mówił ociężale. - Śmierciożercy. - powiedział przerażająco.
Dyrektor na usłyszane słowo natychmiast sie teleportował do Wielkiej Sali.

*.*.*

Gryfoni nie mieli szans. Pozostałe domy stały jak osłupiałe i przyglądały się istnemu horrorowi. Nagle do sali wkroczył profesor Dumbledore.
Zakapturzone postacie, gdy tylko zobaczyły dyrektora Hogwartu zniknęły niczym bańka mydlana.

*.*.*

Uczniowie Domu Lwa leżeli z wycieńczenia na podłodze Wielkiej Sali. 
Stoły były poprzewracane, a wszelkie dotychczas zrobione dekoracje zniszczone.
Inni uczniowe, ocknęli się.. obudzili się jak by z transu.
- Nic wam  nie jest? - spytał przejęty dyrektor podchodząc do gryfonów.
- Nie. - rzekł ciężko Harry. - Każdy ma ewentualnie coś obite lub lekko przecięte, ale najbardziej ucierpiała Parvati. - wybraniec pokazał trzęsącą się ręką na krwawiącą dziewczynę.
- O mój boże! - krzyknął profesor Dumbledore.
Z brzucha Parvati cieknęła krew.
Do sali wbiegli nauczyciele; Snape, McGonagall, Sprout, Flitwick i cała reszta; byli przerażeni widokiem "położonych gryfonów" i zniszczonej sali. Tuż za nimi wszedł Filch .
- Panie Filch, proszę prędko zawołać pielęgniarkę Pomfrey. - spojrzała z powagą na woźnego. - Powiedz jej, że sprawa jest pilna.
I Filch pobiegł pędem do Skrzydła Szpitalnego.
Chwilę później pielęgniarka opatrzyła Parvati.
- Powinno być już dobrze, dyrektorze, ale lepiej, żeby narazie poleżała w skrzydle. - powiedziała  szeptem pani Pomfrey - Wiem, że niedługo bal, ale tak dla niej będzie lepiej. - spojrzała łagodnie na Dumbledora.
- Dobrze. - rzekł sucho. 
Chwile potem pielęgniarka poprosiła Georga i Freda, aby pomogli jej zanieść Parvati do skrzydła.
- Macie na dziś wolne. - McGonagall spojrzała na gryfonów. - Osoby które mają jakieś drobne przecięcia lub bóle proszę o pójście do pani Pomfrey.
Ociężałym krokiem skierowali się do Dorminatorium.

*.*.*

Dumbledore próbował zrozumieć całe to zamieszanie. Chodził bezczynnie po swoim pokoju. Wtem wszedł do niego Snape.
- Czy to coś ważnego? - spytał smętnie dyrektor.
- Przyczywam, że Slytherin, Hufflepuff i Ravenclaw został zaczarowany. - Snape mówił z pełną powagą, z resztą, tak jak zawsze.
- W jakim sensie? - wzrok dyrektora przeszedł na nauczyciela Obrony przed Czarną Magią.
- Śmieciożercy posłali na nich urok. - Severus uśmiechnął sie przebiegle
- Żeby Gryffindor miał sam walczyć? - Dumbledore sam nie wierzył w swoje słowa, po chwili zastanowienia rzekł. - Możliwe, że Voldemort tak chciał. - westchnął - Zaskoczyć nas niespodziewanie. - przestał chodzić po pokoju i zasiadł przy biórku. - Gdyby nie nasz woźny, Filch, było by po nich. A w szczególności Parvati. - westchnął ciężko
- Wiem. - rzekł sucho Snape.
- Dziękuje za spostrzeżenie. Być może masz racje Severusie. Masz jeszcze jakąś sprawę? 
- Czarny Pan poprosił Bellatrix Lasrange o.. - przerwał
- O co? - wzrok Dumbledora poszarzał
- O znalezienie i zamknięcie Syriusza Blacka. - powiedział krótko
- Sprawy się mają poważne. Trzeba będzie zwołać Zakon i to jeszcze przed balem. - dyrektor podszedł do dużego okna. - Bo inaczej z naszego eksperymentu współpracy nici, skoro śmierciożercy mogą zaatakować w każdej chwili. - westchnął ciężko
- A co profesor sądzi o jednorożcu? - Severus nie ustawał z pytaniami
- To była pułapka . - Albus mówił drżącym głosem
Snape skierował się do wyjścia.
- Na temat Blacka, proszę mnie regularnie informować. - dyrektor nadal patrzył "szaro" w okno. 
- Dobrze. - czarnowłosy mężczyzna odwrócił się na chwilę, po czym wyszedł z pokoju.

*.*.*

Bliźniacy zostali trochę dłużej w Skrzydle Szpitalnym, ponieważ mieli lekko pocharatane twarze. A mając na myśli lekko, mam na myśli bardzo.
Hermiona gdy tylko doszła do Pokoju Wspólnego rzuciła się na kanapę, z resztą tak jak cała reszta Gryfonów.
Ginny schodziła po schodach, gdy nagle zobaczyła wyczerpane i umęczone twarze przyjaciół, jak najprędzej chciała sie dowiedzieć co się wydarzyło.
- Co się stało? - spytała powaznym tonem. - Dekoracje były aż tak ciężkie? - zachichotała.
- Śmierciożercy zaatakowali. - powiedział zachrypłym tonem Harry.
- Co?! - Ginny na samą myśl o zakapturzonych postaciach miała ciarki. Co dopiero z  nimi  walczyć. - Nikomu sie nic nie stało? - zapytała przerażona
- Nie, mamy mini szkody. - rzekł sucho Ron. - Gdybyś zobaczyła Parvati.. - powiedział z goryczą w głosie.
- Co sie jej stało? - spytała jeszcze bardziej przerażona
- Krew.. - Hermiona była cała blada na twarzy.
Do Pokoju Wspólnego weszli bliźniacy
- Nic wam nie jest?! - zapytała przestraszona Angelina.
- Nie. - powiedzieli jednoczesnie.
- To był koszmar. - George usiadł na jednym z foteli.
- Tylko dlaczego dzisiaj, dlaczego inni nie reagowali.. po co ten jednorożec? - Harry mówił głośno swoje pytania.
- Jednorożec? - spytała Luna, która właśnie przyszła ze swojego pokoju.
- Był cały zakrwawiony. - rzekł sucho Dean.
- Ale chyba wiadomo kogo to sprawka.- Fredowi na samą myśl o Voldemorcie gotowało się w ciele.
Hermiona mimo iż była cała blada, zmęczona i przestraszona wzięła krzesło od stołu i przysiadła sie przy "magicznym oknie"
Fred próbował się zaśmiać, lecz ból mu to uszkodliwił.
Podszedł do gryfonki.
- A ty znowu przy oknie. - powiedział z boleśnym usmiechem.
- Tak. - rzekła naturalnie. - Próbuje znaleźć odpowiedź na wszystkie pytania Harrego. 
- W oknie? - Fred miał zaskoczoną mimikę twarzy.
- Tak. - szepneła cicho. - No bo czemu inni nie reagowali? - spytała tak cicho, że zapewne rudzielec tego nie słyszał. - Nawet Draco uciekł z przerażenia. 
- Tego nie wie nikt.
- Fred? - zaczęła
- Tak?
- Czemu tak jest.
- Jak? - zapytał zdziwiony.
- Że codziennie musi sie coś złego stać. - po jej policzku spłynela łza.
- Taki jest świat. - rzudzielec spojrzał na szatynkę . -Nie płacz. - rzekł zatroskanym głosem.
- Mówiłeś tak samo, gdy sie dowiedziałeś że moja babcia zmarła. - westchnęła próbując się otrząsnąć. - Nie znasz innym gadek? - próbowała się uśmiechnąć
- Wszystko będzie dobrze. - poklepał ją po ramieniu.
- wiesz że nie bedzie, a i tak to mówisz. - zaśmiała sie gorzko przez łzy.
- Gdy uwierzysz, wszystko sie stanie mozliwe. - uśmiechnął się.
- Wiesz co by mi poprawiło humor? - patrzyła smutno przez okno
- Co? 
- Taniec. - spojrzała na rudzielca.
- To chodź. - Fred wskazał wzrokiem na drzwi .
- Teraz? 
- Skoro ma cie to uszczęśliwić, to chodź. - pociągnął szatynkę za rękę.
Nikt ich nie ujrzał, kiedy wyszli z Dorminatorium.


_________________________________________

8 rozdział.
Od jutra rozdziały będą od 1-7 razy w tygodniu.
Zaczyna się szkoła, po 2 tygodniowej przerwie, a ja muszę się wziąść za naukę.
Z dedykacja dla sernika, kremówki , bobiki oraz wszystkich czytelników
Proszę komentować, to tak wiele dla mnie znaczy!!


Pozdrawiam



Jula

sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 7

Po obiedzie, gryfoni poszli do Pokoju Wspólnego, aby chwilę odpocząć przed robieniem dekoracji.
Hermiona wzięła krzesło i usiadła przed oknem. Nie wiedziała co ma myslec o balu.. chciała iść.. ale było jej głupio gdyby to zrobiła dzień po pogrzebie strasznie bliskiej jej osoby.  Do zamyślonej gryfonki podeszła Luna.
- Spodobało ci sie to okno. - uśmiechnęła sie 
- Tak. Jest takie magiczne.. piękny widok z niego widać. - odwzajemniła usmiech.
- Widzę że o czymś zawzięcie myślisz. - białowłosa oparła sie o ścianę przy oknie
- Tak.. myślę  o tym czy mam iść na bal. - patrzyła smutno w okno.
- Czemu miała byś nie iść? - Luna zdawała sie być zdziwiona
- Bo jest to dzień po pogrzebie babci. Po pierwsze nie wiem czy sie pozbieram, po drugie nie wypada iść na imprezę dzień po pochowaniu buni.
- Racja, ale Fred wyjdzie z Hogwartu
- Gdzie wyjdzie? - Hermiona nie do końca zrozumiała Lunę.
- No , ukończy Hogwart. Nim się obejrzysz już go nie będzie. A ja widze że coś między wami zaczyna iskrzyć, Miona. Mnie nie oszukasz.
- Zaczynam się zastanawiać co jest dla mnie tak naprawdę ważne.. 
- A narazie co wywnioskowałaś?
- Że bunia była kimś w rodzaju drugiej matki. - łza poleciała jej po policzku.
- Wiem co czujesz. Ja wogóle nie mam mamy. 
- Zazdroszczę ci tego, że mimo tej ogromnej straty, potrawisz ciągle chodzić usmiechnięta. - Hermiona cicho zachichotała
- Ona na pewno by chciała żebyś tam poszła.
- Kto? Gdzie? - szatynka zapatrzyła sie w piękny pejzaż za oknem
- Twoja babcia .. bal. - powiedziała spokojnie Luna
- Ale to będzie dla mnie ból.. a potem tak normalnie mam sie bawić? -   Hermiona bawiła sie z zdenerwowania palcami.
- Uspokój się. - Luna położyła ręke na palcach przyjaciółki - Ona chce zebyś była szczęsliwa, a ja wiem ze szczescie ci przyniesie ten bal. 
- Skad to wszystko wiesz?
Luna sie zasmiala.
- Tak mam.
-  Co byś zrobiła na moim miejscu? - szatynka spojrzała na białowłosą
- Poszłam bym tam. Wyobraź sobie że robisz to aby uszczęsliwic bunię.
- Ale ja tego nie robie dla buni. - Hermiona patrzyła smutno na swoją przyjaciółkę.
- Ją to uszczęśliwi, uwierz mi.
- Ale niby czemu ma to ją uszczęśliwić?! - Hermiona lekko się wzburzyła.
- Miona, spokojnie. - Luna patrzyła spokojnym wzrokiem na szatynkę - Bo ona chce twojego szczęścia. Nie chce żebyś była smutna. Zrób to dla niej. Proszę. 
- Przepraszam. - westchnęła - Na pewno mam tam iść? - Hermiona chciała się w 100% upewnić.
- Tak. - uśmiechnęła sie szeroko.
- Dziękuje. - szatynka przytuliła białowłosą.
- Dla Buni. Pamiętaj. - Luna spojrzała głęboko w oczy przyjaciółki i odeszła.
Po chwili do Hermiony podszedł Fred.
- Gratuluję zemsty. - podał szatynce rękę.
Uścisnęła ją ,nie słusznie, gdyż  prąd ją kopnął
- Ałaj! - krzykneła.
- Jeden z moich i Georga gadżetów. - uśmiechnął się łobuzersko. 
Widział obrażoną minę gryfonki.
- Chciałem przetestować. - szturchnął dziewczynę
- Idiota. - szepnęła.
- Co powiedziałaś? - Fred udawał że nie słyszy.
- IDIOTA! - krzyknęła
- Osz ty.. - rudzielec spiorunował szatynkę wzrokiem, po czym zaczął ją łaskotać.
- Ałaj! Fred!! Przestań! - gryfonka nie mogła ze śmiechu.
Gdy Fred w końcu przestał ją łaskotać dziewczyna leżała na podłodze. 
Niespodziewanie pociągnęła bliźniaka za nogę i ten też znalazł się na podłodze.
- Ładnie, Granger- uśmiechnął się łobuzersko
Hermiona wstała i otrzepała rzeczy. Usiadła z powrotem na krześle.
- Przez ciebie nie mogę być poważna. - spojrzała w okno.
- Czemu masz być poważna? - rudzielec usiadł wygodnie na podłodze.
- Wiesz co, zdaje mi się że wczoraj mi babcia zmarła. - powiedziała surowo.
- Przepraszam. - rzekł cicho. 
- Nie masz za co, no chyba że za te włosy. - patrzyła suchym wzrokiem na jezioro otaczające Hogwart.
Fred zaśmiał się znacząco
- Idę.
- Ale gdzie? - otrząsnął się z głębokiego śmiechu.
- Na bal.
W ciele Freda zrobiło się strasznie ciepło.
- Bunia pewnie by chciała abym była szczęśliwa.
- A co cie tak uszczęśliwa w kwesti balu? - rudzielec patrzył badawczo  na szatynkę.
- Ten taniec mnie wciągnął. - uśmiechnęła się
- Mnie też - Fred zarumienił się.
Z tej " wciągającej " rozmowy wybudził ich warkot megafonów:
- Proszę uczniów od klas 5-7 o zebranie się w Wielkiej Sali.
- Tu są jakieś głośniki? - zdziwiła się Hermiona
- A nie wiedziałaś? - Fred gromko sie zasmial
- Lepiej się nie śmiej, tylko chodź do tej Wielkiej Sali.

♣.♣.

Gdy zeszli na dół, zamiast wszystkich talerzy i całej reszty na stołach leżały przeróżne materiały ; wstążki, serpentyny, balony, 
- Co my mamy stroje szyć czy salę dekorować? - zdziwił się Fred
- Macie dekoracje robić. Instrukcje co i jak znajdziecie na stołach. - powiedziała przejęta McGonagall.
Fred podszedł do jednego ze stołów i wziął instrukcje
- Wielki papierowy skrzat - Gryffindor. - powiedział suchym tonem. - Ale czemu my.. - chciał już coś powiedzieć do profesor McGonagall, lecz ona już wyszła.
- Kto będzie przywódcą? - spytał pewny siebie George
- Przywódcą czego? - zakpił Ron
- No robienia skrzata. - rzekł George.
- Na pewno nie ty. - zaśmiał się Ron, za co oberwał od brata.
- Dziewczyny, róbcie głowę. - powiedział stanowczo Harry.
- Bo co? - zagroziła Angelina.
- No właśnie. My robimy Nogi i ręce, wy robicie głowę. - dodała Hermiona.
Chłopacy z pogardą patrzyli na dziewczyny.
- Już dobrze! - powiedział w geście poddania Fred.
- Bracie, co ty robisz, nie tak łatwo oddamy nóg i rąk! - krzyknął oburzony bliźniak.
- Chcecie walczyć? - zagroziła Paravati.
- Ale czym? - spytał Harry.
- Tym. - Lavender wzięła ze stołu papierową rurkę i uderzyła nią Harrego.
- Wojna!! - zawył George
- Wojna! - powiedziała złowieszczo Hermiona.
Cały gryffindor w klasach 5-7 zaczął walkę na papierowe rurki. 
Dziewczyny vs. Chłopcy
Do walczących podszedł blond - ślizgon z swoimi "podwładnymi"
- Patrzcie, ci idioci bawią się jakimiś papierowymi rureczkami. - zakpił Draco.
- Idź do swoich , Ślizgonie. - rzekł z pogardą Fred.
- Bo co? - Malfoy miał na twarzy wymalowany kpiący usmieszek
- Bo zachowujesz się jak idiota. - powiedziała odwaznie Hermiona.
- Odezwała się szlama. - Draco wraz z swoimi "giermkami" zaśmiał się
- Zamknij się. - rzekł surowo Fred.
- U.. szykuje się nowy kochaś? Przepraszam.. nowy nie wypał? - Draco uśmiechnął się kwaśno
- Zamknij się. - powtórzył tym razem Harry.
- Grozi mi ten co się boi Czarnego Pana. - Malfoy miał namalowaną na twarzy wrogość.
Harry chciał się rzucić na Ślizgona, lecz powstrzymał go Ron:
- Stary, nie warto.

Nagle wszyscy usłyszyli głośny huk, natychmiast się odwrócili a na posadzce ujżeli martwego.....


___________________________________

No i jest 7 rozdział! :)
Dziękuje za ilość odwiedzin, 
dziękuje mojej asystentce - sernikowi, choć zbytnio nie musiała nic robić xd
Proszę , komentujcie, to dla mnie bardzo ważne. Dodałam mimo że nie było 3 kom, bo blooga pisze dla siebie a  i tak wiadomo że mi to  nie przyniesie popularności.
Kolejny rozdział najprawdopodobniej jutro.


Jula