" Miłość jest krucha, a my nie zawsze potrafimy o nią dbać "

wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 31 - "Nie!! Ja tam nie wchodzę!!"

Teraz będe dawała rozdziałom tytuły ;p
No to macie =)
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Hermiona usiadła na podłodze i płakała nad kulą.
- Przecież to tylko kula. - rzekła Parvati.
Szatynka najchętniej by ją za to co powiedziała udusiła.
To nie jest zwykła kula.
Ta kula posiada ogromną ilość wspomnień.
Tych dobrych, tych złych.
Bo życie to nie bajka.
Ale to co dobre minęło.
Straciła to co tak bardzo kochała. - wspomnienia.
Z Fredem.. a teraz już bez.
Była na niego zła.. nie mogła być wściekła.
Bo w końcu potraktował stolik  nocny jako krzesło.
Hermiona sięgnęła po książkę i zaczęła szukać zaklęcia które mogło by uratować kulę.
Załzawiona ledwo wypowiedziała zaklęcie.
Nic.
Kolejne - nic.
Nic nie pomagało.
" Co z tą magią?! " - krzyknęła w myślach.
Właściwie to niewiedziała dlaczego to małe cacko miało dla niej tak ogromne znaczenie.
Przyjaźniła się  z Fredem. " Miała go w zanadrzu oparcia " 
To nie to samo.
Gdy coś się rodzi z dwojga dusz zostawia pamiątkę.
Co nie?
To była ta  pamiątka.
Która niestety przepadła.
Hermiona rozpłakała się na dobre.
Ginny podeszła do niej i objęła ją ramieniem.
- Nie płacz. - szepnęła.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Kilka dni później

Hermiona włożyła szczątki szklanej kuli do szkatułki.
Pojednała się z Fredem.
Ale nie powiedziała mu co dokładnie strzaskał - nie mogła..
No bo to nie jego wina.
Z resztą tłumaczyła tak każdy jego wybryk.
Nastał ponury poranek.
Deszcz uderzał o rynny, leciał wprost do jeziora.
Niebo było prawie czarne.
Wszystkie zwierzęta pochowały się do swoich mieszkań.
Hermiona pusto patrzyła w okno.
Tak, to duże w Pokoju Wspólnym.
Miała ochotę zadać tyle  pytań Fredowi.
Ale ona wybrała bezczynne szukanie odpowiedzi w smudze deszczu.
Dzień był chłodny, także uczniowie nie wychodzili z Hogwartu.
Szatynka weszła do swojego pokoju.
Z tajemnego schowka wyjęła medalion Malfoy'ów.
Trzymała go u siebie., bo czuła że zagadka z tym tajemniczym przedmiotem nie została jeszcze do końca rozwiązana.
" Ale tu duszno. " - pomyślała.
Podeszła otworzyć okno.
Oparła się na parapecie, a medalion położyła obok siebie
Wychyliła lekko głowę.
Deszcz muskał jej twarz i włosy.
Hogwart zdawał się być ozdobną koroną Szkocji.
Otaczająca flora była niczym włosy.
Zwierzęta niczym ozdoby, 
Jezioro niczym twarz,
a wzgórze na którym znajdował się zamek wyglądał niczym głowa, na której widniała owa korona.
Hermiona czuła że żyje.. czuła że mogła by się oddać deszczowi
Poczuła ten sam przypływ emocji, co wtedy gdy pierwszy raz pocałował ją Fred.
To był jeden z najpiękniejszych dni w jej życiu.
Odkryła w nim bratnią duszę.
Jednak  nie było im pisane bycie razem, tylko bliska przyjaźń.
- Oszalałaś?! - krzyknął Fred który niewiadomo skąd znalazł się w pokoju. - Przeziębisz się!- odsunął ją od okna
- Niby nie widzisz, a patrz jak wszystko pojmujesz. - uśmiechnęła się łobuzersko.
- Jesteś cała mokra. - dotknął jej twarzy
* To miłe * - pomyślała.
Zakrzeczał kruk.
Hermiona energicznie się odwróciła.
AMULET ZNIKNĄŁ.
- O NIE! - krzyknęła i wyjrzała przez okno.
Kruk odlatywał z medalionem w szponach.
Hermiona pospiesznie wybiegła z pokoju, Hogwartu.
Znalazła się przed zamkiem.
Przemoczona do suchej nitki.
Rzucała przeróżne zaklęcia - próbowała zapanować nad ptakiem.
Niby leciał, ale podążał w jej kierunku.
Wyglądało to komicznie.
W końcu niechętnie trzymała szpaka w swoich rękach.
Wyrwała mu medalion.
Przeczytała inicjały które widniały na obrączce.
" L.M "
* Stary Malfoy. * - pomyślała -  * Wykrył nas *
Puściła ptaka a ten naskrzeczał i zaczął gonić szatynkę.
Pospiesznie uciekła do zamku.
Usunęła się na drzwiach i ciężko oddychała.
- Wszystko okey? - ni ztąd ni zowąd pojawił się George.
- Tak. - rzekła zadyszana.
Pokazała mu medalion.
- Co się wydarzyło? - zapytał z zaciekawieniem.
Lubiła tę jego ciekawość.
- Długa historia. - nadal dyszała. - Wiesz może która godzina? - podniosła się.
Zachwiała się.
- Wpół do pierwszej. - spojrzał na zegarek.
* LEKCA Z JONATHANEM!! * - spanikowała i znów zaczęła biec.
Przemoczona wtargła do bibloteki.
Nowy zmierzył ją dziwnym wzrokiem.
- Zignoruj to. - uśmiechnęła się. - Jak ci poszedł test z Obrony przed Czarną Magią?
- Dobrze.  - odwzajemnił uśmiech.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Hermiona pociągnęła usta błyszczykiem.
Miała od dziś zacząć uczyć Freda w jakimś innym miejscu.
Dzisiaj miał jej ono pokazać.
Wyszła z pokoju z kilkoma książkami.
W Pokoju Wspólnym siedział już rudzielec.
To przerażające, ale z dnia na dzień jego oczy były coraz bladsze... powoli przybierały kolor biały.
STRASZNE.
- To idziemy? - spytała.
Pokiwał twierdząco głową.
Szli krętymi korytarzami, aż Fred się zatrzymał.
- Nie!! Ja tam nie wchodzę! - powiedziała z oporem.
Rudzielec jej nie słuchał.
Pociągnął ją do środka.


poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 30 */*


Poranek był rześki.
Słońce wdzierało się do wszelkich zakamarków ziemi.
Budziło te duże i małe istoty które czekały na rażące promienie słoneczne.
Świat budził się do życia.
Był początek marca.
Dni mijały szybko, zgodnie z tykaniem zegarka.
Ślepota Freda nie mijała.
Lecz znalazł ów sposób aby móc sobie z tym radzić.
Magia.
Ale ona nie wszystko zdziała.
Próbowali wszelkich sposobów aby odczarować zły urok medalionu Malfoy'ów.
Jak się okazało, w niepowołanych rękach ten przedmiot może mieć skutki uboczne.
Nie wiadomo jak długie. 
Harry, Ron, Hermiona, Fred i George wiedzieli już, że ów medalik wpływa źle na duszę.
Prowadzi do opętania i agresji.
Wszystko jasne.
Ale ani Hermiona ani Fred nie żałują rozstania.
Nawet się z tego cieszą.
Dziwne, nie?
Stali się przyjaciółmi.
Herma pomaga jak tylko może rudzielcowi, a on odwdzięcza się uśmiechem, niestety bez urokliwych brązowych oczu.
Szatynka była w biblotece z Jonathanem.
Ba, korki z Obrony przed Czarną Magią.
Jak się okazało "nowy" nie jest w wszystkim tak dobry.
Hermiona co chwila zerkała na zegar mierząc czas.
Miała pomóc Fredowi, również w nauczaniu.
Chwilami myślała : " Jaka byłam głupia że zgodziłam pomagać się Jonathanowi i Fredowi naraz. " 
Rzeczywiście.
Uczenie raz w dniu dwie zupełne inne  osobowości mętliło dziewczynie troche w głowie.
Czasami mętlik był tak wielki że kręciło się w głowie.
Ale nie w tym rzecz.
" Jeszcze pięć minut " - myślała gorączkowo.
Nie to, że spieszyło jej się do Freda.
Wręcz przeciwnie.
Najchętniej odpuściła by to sobie.
W końcu bycie "nauczycielką" nie było łatwym zajęciem.
Ale obiecała już nie narzekać, bo w końcu sama tego chciała.
 - Na dzisiaj już koniec. - minęło przysiężone 1,5 h. - Poćwicz jeszcze raz zaklęcia Poow.
Szatynka zebrała książki i luźnym krokiem wyszła z bibloteki.
Jonathan był dobrym .. kolegą.
Niestety nie wyszło z przyjaźnią.
Nie że była to wina Freda i Georga.. z którym Hermiona też się zaprzyjaźniła.
No dobra.
Może trochę była to ich wina
Może coś więcej niż trochę.
Hermiona weszła do Dorminatorium.
Skierowała się do pokoju Freda, w którym były wyczarowane dwa dodatkowe krzesła i stolik.
Inni nauczyciele również przychodzili tu czasami uczyć rudzielca.
Czasami.
Trzeba było im ściemnić że Fred ma tymczasowy kłopot z wzorkiem.
Jakoś umknęli uwagą.
Zapukała.
Usłyszała przenikliwe "prosze" i weszła do środka.
Pierwsze co ujrzała to rudzielca nad specjalnymi książkami.
" Wow. On się uczy. Do czego ja go doprowadziłam " - pomyślała z lekkim żartem.
Z resztą nie tylko ona go zmieniła.
Ta cała ślepota zrobiła z niego porządniejszego człowieka.
Takiego bardziej.. mądrego?
Nie można tego tak nazwać.
Nie można określić tego w jakim stanie umysłowym on teraz jest
Przyjmijcie to, że się zmienił, i tyle.
- Hermiona? - zapytał
- Tak?
- Jak sądzisz dlaczego nam nie wyszło? - często zadawał to pytanie.
Nie męczyło to szatynki, bardziej ciekawiło dlaczego nie ustaje z tym.
Ciągle mu odpowiadała a on i tak żądał więcej  wyczerpujących i ciekawych odpowiedzi.
- Z innej perspektywy? - westchnęła - Znowu? - powiedziała z udawanym zmęczeniem.
- Uwierz mi ciągle mnie to dręczy. - spojrzał blado.
Nie dość że miał twarz białą jak ściana to jeszcze oczy.. nie nie wypada mówić o jego oczach.
On od tego nie zależy.
- Za mało się do tego przykładaliśmy. Próbowaliśmy zrobić z tego jakiś dorosły związek typu kobieta ciągle gdzieś wychodzi albo jest w pracy a męszczyzna wyjeżdża  wciąż w sprawach biznesowych. Od czasu do czasu małe randki. Tyle że nie jesteśmy dorośli.  I że to nie przetrwało tych "odległości ". - była zadowolona z tego co powiedziała.
Fred widocznie rozmyślał nad wypowiedzią przyjaciółki.
- Powiedzmy że rozumiem. - odrzekł po chwili. - Cieszę się że jesteśmy przyjaciółmi.. Że to nie przepadło. - uśmiechnął się blado.
- Ja również.
Dźgnął ją w brzuch.
- Ale ja i tak wiem że się o mnie martwisz. - powtórzył po raz tysięczny.
To szatynkę irytowało i bawiło.
Powtarzał te słowa od pierwszego dnia ślepoty.
Z początku tego tragicznego skutku ubocznego ignorowała go zupełnie.
Potem zrozumiała, że potrzebuje pomocy.
Z lekcji na lekcje byli coraz bliżej.
No i przyjaźń.
Całkiem dziwne, co nie?
Chociaż czasem Hermiona miała go naprawdę dosyć.
Jak wyjeżdżał z tymi swoimi ciękimi ripostami, albo jak na ślepo próbował ją wyłaskotać albo dźgnąć lekko.
To drugie kończyło się dla szatynki ogromnym bólem żeber albo brzucha.
No cóż.
Ale postanowiła wytrzymać. 
Dla niego.
Tylko tyle mogła zrobić.
Chwila.. a właściwie dlaczego ona to wytrzymywała i się tak poświęcała?
Moment. Tego nie wie nikt.
Serce każdego człowieka to ocean głębokich tajemnic.
I to jedna z tych której zapewnie Hermiona nigdy nie wydusi z siebie.
- Dlaczego ty to dla mnie robisz? - wyczuł wszystko.
- Możemy przejść do lekcji? Jutro mamy test. Chcę się jeszcze pouczyć. - zmieniła temat. - Przyniosę ci jutro specjalny dla ciebie. - uśmiechnęła się delikatnie
- Dlaczego ty to dla mnie robisz?
- Dla przyjaciół wszystko.
- Ale po tym co było?
- Co było? - zdziwiła się chwilowo. - Chwilowe zauroczenie i od razu mam przekreślić przyjaciela? Co to to nie. A co do incydentu z zerwaniem.. byłeś pod wpływem czarnej magii. Rozumiem. - zrobiła "poważną" minę.
- A co jeśli by jeszcze coś z tego wyszło? - zapytał z nutką nadzei.
Zbił Hermionę z tropu.
- Możemy przejść do lekcji? - próbowała zmienić temat.
- Tak. - rzekł sucho.
- Fred.. - powiedziała przepraszalnie. - Nie wiem. Nie mam pojęcia. Może zakocham się w Snapie.. nie to nie możliwe.. zapomnij co powiedziałam. No dobra.. może nie wiem... zakocham się w ... jakieś jaszczurce.. Stop. Gadam do rzeczy. - wybuchła śmiechem.
Fred podążył w jej ślady.
Łzy spływały po jego policzku.
- Ty płaczesz? - zdziwiła się.
- Ze śmiechu. Jak pokochasz Snape'a to daj znać. - starał się otrzeć łzy.  - Albo jaszczurkę.
Złapał się niesfornie za brzuch.
- Odwołuje lekcje. Foch. - zrobiła obrażoną minę, mimo iż wiedziała że Fred nie może zobaczyć tej dobrej gry aktorskiej.
Wzięła książki i wyszła z pokoju.
- Ej no! - krzyknął Fred, lecz nie w porę.
Szatynki już nie było w jego pokoju.
Ruszyła do swojego.
Usiadła do łóżku.
- A ty nie na lekcji z Fredem? - zdziwiła się Luna
- Obraziłam się na niego. - cicho zachichotała.
- Ach, ta dzisiejsza młodzież.. - powiedziała sarkastycznie Ginny.
- Odezwała się dorosła. - parsknęła śmiechem Hermiona.
Spojrzała na swoją półkę nocną.
Kilka książek, chusteczki, długopis.. notatnik Freda..szklana kula.
Wspominałam coś o niej?
Chyba nie.
Transmutacja wydaje się czasem przydatna.
Hermiona odkryła tam coś interesującego.
Pamiętacie  naszyjnik z różyczką od Freda?
Szatynka zamieniła go w szklaną kulę z Hogwartem w środku.
Pewnie myślicie że to nie ma związku, co ?
W szklanej kuli, przed miniaturowym "Hogwarcikiem" rozprzestrzenia się duże skupisko zrośniętych czerwonych różyczek.
A co z tym zmienianiem się kolorów?
Szklana kula świeci się na dany kolor.
Teraz błyszczała niebiesko-fioletowym kolorem.
" Dziwne " - pomyślała szatynka
Kula to jedyna pamiątka po Fredzie.
Przed ślepotom, w trakcie związku.
Do Motylarni Hermiona już nie zaglądała.
Po incydencie z medalionem.. nie mogła się oswoić z tym wszystkim.
Może kiedyś  tam wróci, może nie. 
Tego nie wie nikt.
Do pokoju wparował Fred.
- Chodź na leeekcje.. - jakby poprosił jakby rozkazał.
- Nie. Obraziłam się. - niby obrażona, ale jakże uśmiechnięta.
- No chodź. - podszedł do jej łóżka.
Usiadł *o licho* na stoliku nocnym
- Fred! Nie siadaj tu! - krzyknęła.
Rudzielec niefortunnie wstał.
Szklana kula spadła roztrzaskując się z małym hukiem, na milion kawałeczków.
- Co zrobiłeś?! - ponownie krzyknęła.
- Nie.. nie chciałem. - dobrze wiedział co zrobił. *Magia* .Jąkał się.
- Wyjdź. - wskazała na drzwi.
- Ale.. - próbował przemówić.
- WYJDŹ - powiedziała gniewnie.
I już go nie było.
Hermiona spojrzała na roztrzaskaną kulę.
Łza za łzą do porządnego płaczu.. z tęsknoty?

_ _ _ _ _ _ _ _ _ 
Macie wcześniej.
Jestem w miarę zadowolona..
Co wy sądzicie?
Nie wiem kiedy nn.
Całuję.
Jula - Księżna Marry

niedziela, 24 lutego 2013

Ogłoszenie

Hej!
To już miesiąc od założenia tego bloga.
Tyle się podczas tego czasu zmieniło..
Nie sądziłam że tego bloga będzie czytał ktoś inny niż moi przyjaciele (xd)
Dziękuje.
Z całego serca.
To wiele dla mnie znaczy i cieszę się  że mogę prowadzić tego bloga dla siebie i dla was.. 
I że został tak mile przyjęty:)
Dziękuje nie tylko za to że to czytacie, ale też za to że komentujecie.
Naprawdę wejście tu i czytanie tych wszystkich komentarzy, informacja że to się wam podoba, to poprawa dnia.
Jednak mam złą wiadomość.
Nie mam pojęcia kiedy się pojawi nowy rozdział.
Dzisiaj jestem tu, ale nie mam pomysłu.
W "robocze" dni tygodnia muszę siedzieć z nosem w książkach -.-
I jeszcze treningi..
I w tym tygodniu dwa razy zawody..
i w następnym jedne..
Przepraszam.
Być może pojawi się szybko a być może nie.
Nie mam pojęcia.
Jeszcze raz dziękuje i przepraszam.
To wy się przyczyniacie do istnienia tego bloga <3

Wasza autorka.

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 29 X.X


Znaleźli się w "Zakazanym Lesie"
Ujrzeli Freda.. strzelającego do jednorożca.
Dokładnie tego samego, który był w ciemnej części Motylarnii.
Dokładnie ten sam, który wybuchnął, a potem powstał z drobinek.
Hermionie napłynęły łzy do oczu
- Co ty robisz?! – krzyknęła do niego.
Odwrócił się.
Jego oczy były czarne.
Coś było nie tak.
Pod jego koszulką lśnił jakiś  naszyjnik.
Hermiona podeszła do niego i zerwała z jego szyi medalik.
Cisnęła go na ziemię.
Fred kręcił się aż w końcu upadł.
Oczy miał zamglone, szare, bezbarwne.
- Co to było? – zdziwił się George.
- Pamiętasz jak porwał mnie Draco? Dokładnie w tym samym lesie? Żądał ode mnie jakiegoś medalionu jego ojca.. – spojrzała na naszyjnik. – Może  to był ten. To na pewno ma związek z Sam-Wiesz-Kim. Fred mógł zginąć.. dlatego wtedy był taki i dlatego.. – chciała powiedzieć o ciemnej sferze, ale zamilczała. – Weźmy go do zamku. Trzeba całą sytuację przedstawić Harremu i Ronowi.
- A co z moim bratem?
- Musimy się teleportować do Dorminatorium. Nie możemy tego powiedzieć dyrektorowi póki nie mamy ustalonej wersji. – podeszła do swojego byłego. Wydawał się być martwy. To przeraziło szatynkę.
- A co jeśli coś mu jest? – George coraz bardziej panikował.
- Zawsze tak robiliśmy, cokolwiek się działo. Najpierw nasza własna wersja i zrozumienie tego wszystkiego. – zaczęła się niecierpliwić.
Przypomniało jej się o jednorożcu.
Spojrzała na niego.
Wzrok magicznej istoty był jakby zamrożony. Z jego boku ciekła krew.
- Co on zrobił.. – szepnęła
Rzuciła jakieś zaklęcie.
- Co ty robisz? – zdziwił się George.
Hermiona nadal trudziła się z prawidłowym działaniem zaklęcia.
- Nie pozwolę temu jednorożcowi umrzeć.
Najwidoczniej magia podziałała.
Jednorożec wstał.
Spojrzał po Hermionę i Georga.
Nie wiadomo czy tak się przestraszył czy po prostu szybko odbiegł.
- Dobra bierzemy go. – złapała za ramię Freda. Coś sobie przypomniała. Puściła rękę rudzielca i schyliła się po medalion. Był cały czarny. Z „amuletu” usłyszała bijące krzyki.
Przeraziła się.
Zlapała Freda za ramię, a Georga za rękę.
Poczuła bijące ciepło od jego ręki.
To ją w jakiś sposób wzmocniło.
Deportowali się do Zamku, a wilki głośno zawyły.

^^*^^

Gdy znaleźli się w Dorminatorium, Hermiona z trudem trzymała Freda.
- Ale on ciężki! – jęknęła
- A  jaki wysoki. – dodał George.
Byli w pokoju wspólnym.
Gryfoni spoglądali na nich.
- Harry, Ron.. w tej chwili do Freda i Georga pokoju. – zarządziła szatynka.
Chłopacy w osłupieniu ruszyli po schodach, za bliźniakami i Hermioną.

W POKOJU
- Boże co on zrobił? – Ron wskazał na nadal nieprzytomnego Freda
- Długa historia. – westchnął George.
- Ale i tak musimy wam wszystko powiedzieć. To podejrzane a z resztą myślę że to jest powiązane z Sami-Wiecie-Kim.  – szatynka zrobiła mordercze spojrzenie.
- No to nawijaj. – rzekł Harry.
Hermiona zaczęła opowiadać od początku.
Musiała wspomnieć o ciemnej sferze, choć dodała że małe jest prawdopodobieństwo bliskości tych zbiegów okoliczności.
Powiedziała również o medalionie, o którym mówił Draco.
Na końcu George opowiedział o strzelaniu do jednorożca i ostatecznym zerwaniu naszyjnika.
- Podejrzane.. Naprawdę myślisz że to ten naszyjnik? – zapytał Ron.
- Są liczne szanse.. no bo ta ciemność.. zło.. agresja.. przemoc.. – Hermiona mówiła nadąsanie.
- Trzeba będzie się nad tym głęboko zastanowić. – rzekł Harry. – Są jakieś szanse że to ten medalion… ale ta Motylarnia? Ciemna sfera? W gruncie rzeczy wszystko do siebie pasuje.. tylko ten naszyjnik.. jakie może mieć właściwości… - Wybraniec głośno myślał.
- Sprawdzę dzisiaj w Biblotece, może coś znajdę. – rzekła Hermiona.
- Może Jonathanek będzie coś wiedział.  – powiedział sarkastycznie George.
- Ty też masz zamiar zachowywać się jak niedorozwinięte dziecko? – szatynka zmierzyła go wzrokiem.
To był dopiero pocisk.
-  Ale ma zamglone oczy. – zwrócił na to uwagę Ron.
- Ej, budzi się! – krzyknął George.
Rzeczywiście Fred zaczął się podnosić.
- Ale ciemno.. – rzekł zaspale Freddie.
- Jakie ciemno, bracie? – zdziwił się George. – Przecież firany są odsłonięte. Jest jeszcze dzień? – jakby zapytał
- Dobra, to nie są żarty  nic nie widzę. – rudzielec zaczął panikować.
Wstał z łóżka na którym leżał.
Wyciągnął ręce jakby lunatykował
Przewrócił się o walizkę, która leżała na podłodze.
-  Chwila.. zamglone oczy.. – Hermiona głośno myślała. – A co jeśli on oślepł?! – zerwała się.
- Jaki by miał być tego powód? – skwasił się Ron.
- Ten medalion.. zapomniałam wam o czymś powiedzieć.. wtedy gdy szczelił do tego jednorożca.. jego oczy były niemal czarne.. a gdy zerwałam ten przeklęty wisior.. te oczy.. one .. wyblakły. – przeraziła się.
- Szczeliłem do jednorożca?! – przestraszył się podnoszący Fred.
George wstał i spojrzał w oczy brata.
Były.. a raczej ich nie było.
Czysta mgła.
- Ona może mieć rację. – rzekł równie przerażony George.
Do pokoju wparował Jonathan.
- Czego chcesz? – syknął George.
- Jest tu He.. – zaczął. – O jesteś. Co z naszą lekcją w bibliotece? – zapytał
Hermiona zupełnie o niej zapomniała.
- O kurczę! Zupełnie o niej  zapomniałam.  -  powiedziała głośno. - Nastąpił mały wypadek.. – szepnęła.
Jonathan podszedł do Freda. Spojrzał w jego ślepia.
- On oślepł?!
- Skoro drugi kujon tak mówi, to Miona może mieć rację. – odrzekł George
- Chwila. – w końcu przemówił Fred. – Ja oślepłem?! – krzyknął z przerażenia.
- Chwila.. Joni.. wiesz coś o medalionie Lucjusza Malfoy’a? – spytała szatynka.
- Chyba o medalionie Malfoy’ów. – poprawił ją. – Wiem tylko tyle że jest to strasznie niebezpieczny przedmiot. – przyglądał się  badawczo oczom Freda – Oraz że może spowodować nawet śmierć.
- A no  nie wiem.. może spowodować ciemność.. prowadzić do agresji… oślepić? – zapytał jakże głupi Ron.
Hermiona położyła rękę na twarzy.
„ Wydał nas” – pomyślała załamana.
Miała na myśli swojego przyjaciela który jakże treściwie zadał pytanie.
- Myślę że tak. Jak już mówiłem to bardzo złowrogi przedmiot. – westchnął. – Chwila.. Fred miał z nim styczność?
- Wiedziałem że przez pytanie jakże błyskotliwego Rona wszystko się wyda! – nadąsał się George.
- Ej moment. Nie kapuje. Co ja zrobiłem? – przemówił Fred
- Oślepłeś. – stwierdził Jonathan.
- Chwila. Kto do mnie mówi.. wyczuwam jakiś żałosny głos. – Fred nawet na ślepo potrafił żartować sobie z ludźmi.
- Ale wróci mu wzrok? – spytała z nadzieją w głosie Hermiona
- Tego nie wie nikt. – rzekł Joni.
- Miona? Ty ze mną zerwałaś czy to był też kawałek któregoś z moich koszmarów ? – zapytał Fred.
Hermiona „zamarzła”.
- Tak.  -  rzekła  sucho.
- Zerwaliście?! – zdzwili się Harry, Ron i Jonathan.
- TAK! – krzyknęła szatynka. – Nie róbmy z tego afery. – jej ton się nieco uspokoił. – Fred załóż to. – podsunęła mu do ręki okulary przeciwsłoneczne
"Ta.. okulary w zimę" - pomyślała.
Chłopak niezdarnie założył je.
- Nie zdejmuj ich! – oznajmiła – Dobra. Udajemy że się nic nie stało. A i Jonathan..  – zmierzyła go wzrokiem. – Jak  piśniesz chociaż jedno słówko jakiemuś uczniowi lub nauczycielowi to będziesz musiał sobie poszukać kogoś innego do pomocy z  Obroną przed Czarną Magią. – powiedziała groźnie.
- Dobra.. – nowy przestraszył się.
Wszyscy zaczęli wychodzić z pokoju.
- Martwisz się o mnie. – zaczął Fred.
- Nie  nie martwię! – oznajmiła Hermiona
- Martwisz się. – na ślepo dźgnął ją w  brzuch
- Fred! Przestań! – prawie krzyknęła.
- Możesz mówić co chcesz ale ja i tak wiem że się o mnie martwisz.
Hermiona była zła na siebie że pomyślała
„Jak dobrze że wrócił stary Freddie”
Nie była świadoma że mu się od kilku sekund przygląda w osłupieniu.
I dobrze że on tego też nie był świadomy.
Wróciła do rzeczywistości i zaczęła schodzić po skrzypiących schodach
- Chwila.. kto mi pomoże zejść? – zapytał przestraszony Fred.
- Nie masz chyba 2 lat żeby bać się iść samemu po schodach. – powiedziała Miona ostrzegawczo.
Fred po chwili zakapował o co chodzi.
- A . Tak. Racja. – burknął i po omacku chwycił się poręczy.

__________________
Macie!
Jestem z tego rozdziału zadowolona.
Bardzo. :)
Ale to wy powiedzcie  jak to waszymi oczami wygląda. ;p
Dziękuje za ponad dwa tysiące odwiedzin <3 :)
Pozdrawiam
(Jula) Księżna Marry

PRZECZYTAŁEŚ/AŚ? - SKOMENTUJ!                            

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 28 *

Hermiona nie miała możliwości wyjścia z sfery.
Jakby jakaś moc od Freda jej to uniemożliwiała.
Wyczarowała mały nożyk i przysiadła obok ławki, która miała drewniane oparcie:
" Człowiek nie potrafi żyć bez miłości, a z niej umiera. " - takie słowa wygrawerowała.
Coś ją dotknęło, od rozmowy z Ginny.
Coś ją ruszyło.
Nie mogła zerwać z Fredem, nie potrafiła.
Ich związek można było nazwać toksycznym.
Ona z Wenus: nauka i książki to jej hobby. Jest typem romantyczki, lecz stara się być twarda.
On z Marsa: największy żartowniś w szkole, książki ma odłożone na najwyższą półkę. Jest typem czarującego i błyskotliwego człowieka.
I jak tu dogodzić?
Nawet nie można powiedzieć dokładnie co ich połączyło..
Bal.. ? Walentynki.. ?
Nikt chyba nie znał odpowiedzi na to pytanie.
Nagle, jednorożec który uległ wybuchnięciu powstał z drobinek.
Wolno szedł. A potem zaczął galopować po polanie, która ukazała się oczom szatynki.
Jej czarne ubarwienie znikło, a bariera która ją oddzielała od rudzielca, zanikła.
Chłopak wstał i się wyciągnął.
Wszystko co czarne zniknęło.
- Po co to wyczarowałeś?! - powiedziała głośno.
Fred zaczął wypatrywać źródła które to niego mówiło.
To co zobaczył, zdziwiło go.
- Miona? Co ty tu robisz?
- Potrzebowałam tu przyjść.
- Nie zabronisz mi tam wejść. - wskazał na nadal niewiadomy las.
- Owszem, mogę. Tam jest niebezpiecznie. 
- Martwisz się o mnie, wow. 
- Zawsze się martwiłam, ty idioto! 
- Jonathan stracił całe towarzystwo? Czy nasza słodka Hermiona chce mieć kolejnego przyjaciela? - mówił oburzonym tonem.
Szatynka dała mu siarczysty policzek.
- Weź się zastanów, co robisz i mówisz. To koniec. Mam ciebie dosyć. - i zniknęła.

^^*^^

Znalazła się sama na jakimś korytarzu. 
Upadła na podłogę i zaczęła mocno szlochać.
Nie mogła uwierzyć w to co się stało.
Gdy usłyszała co mówi o Jonathanie, zdawał się być zły na samego siebie i zdruzgotany..
A teraz pogrywał z nią, stąpając na liniach jej nerwów i wytrzymałości.
Nie mogła uwierzyć że mu zaufała.
Nie mogła w nic uwierzyć.
Że go pocałowała, że z  nim rozmawiała.. że się z nim zaprzyjaźniła.
" Nie... " - pomyślała - " Nie żałuję tego, wspomnienia zostaną, a on człowiekiem takim jakim był takim będzie.. " - westchnęła.
Podniosła się tak, aby móc siedzieć na podłodze.
Korytarzem przechodził George.
Zauważył szatynkę.
- Co się stało? - podszedł do niej.
- Spytaj się swojego brata. - szlochała. - Wszyscy jesteście tacy sami. - parsknęła. - Jak ja mogłam dać mu tę szansę.. - powiedziała cicho.
- Co zrobił? - powiedział z powagą sytuacji.
Szatynka opowiedziała mu o wszystkim co się zdarzyło.
Nie obyło się bez niepotrzebnych łez.
- Gdzie on teraz jest? Mam ochotę mu wygarnąć. No bo jak tak można.. mówił w Hogsmeade że zrobi wszystko żeby to naprawić.. i żeby zaakceptować Jonathana.
- Od kiedy ty jesteś po mojej stronie? - zdziwiła się.
- Wszyscy gryfoni muszą się trzymać razem. Poza tym to on wyraźnie zawinił.
- Nie. To też moja wina. Bo po co tak poleciłam na tego Jonathana? 
- No właśnie. - parsknął.
Hermiona zmierzyła go wzrokiem.
- Poszedł do tego lasu.
- Pozwoliłaś mu?! - George prawie że krzyknął
- On i tak ma w nosie że się o niego martwię.
- Ale przecież ciebie Malfoy w tym lesie porwał.
- Z tym knypkiem, to on sobie poradzi.. z resztą pewnie ciągle ma problemy.. z kroczem. - mówiła z lekkim zająknięciem.
- Miona, nie oszukujmy się. To część Zakazanego Lasu. Nigdy tam nie jest bezpiecznie. Wiem że coś do niego czujesz. - nalegał George.
- To niemożliwe żeby to był Zakazany Las.
- Przestudiowałem mapę, i odkryłem jakieś przejście. Zapytałam się też Lupina.. 
- Lupina? Kiedy ty z nim rozmawiałeś? - zdziwiła się.
- Bo ja wiem.. wczoraj, przedwczoraj?
- Nic mu nie będzie. Jakoś sobie poradzi. - była zawzięta w swoim zdaniu.
- On nie jest taki dobry z magii. Co jeśli mu się coś stanie? - George zaczął panikować.
- Od kiedy ty jesteś taki troskliwy o brata? Jeszcze nie dawno podawałeś mu nieznane środki, bez konsekwencji.. a teraz się o niego boisz? - miała zmieszane uczucia. - Czy to ma sens?
- Twój naszyjnik chyba wyblakł.
Hermiona spojrzała na niego.
Czarny.
Jak grób.
Chwila.. jak grób?!
Hermiona się zerwała i pociągnęła  za sobą.

Szybko przeszli przez  Zielone Drzwi i koc na ścianie.
Cała Motylarnia była ciemna.
- George, wyczaruj światełko.. - szepnęła szatynka.
Szli po ciemku, gdy nagle usłyszeli huk pistoletu.
Hermiona zaczęła wrzeszczeć i biec.. w stronę Lasu..
A George pobiegł za nią..


____________________
Beznadzieja. -.-
XOXOX.
Jula. :3

środa, 20 lutego 2013

Rozdział 27 ☁

Będzie krótki. Mało czasu na kompa.. a raczej mało mogę być na kompie.. no cóż. Trochę żałuję tego, że ich skłóciłam, ale jakoś to naprawię :)
Z dedykacją dla Clar, Klaudii, Princessy , Czekoladki :3 , Nimfadory, Anonimka i wszystkich innych czytelników. Każde wejście na tego bloga daje mi niezwykłą radość, a pisanie jego to czysta przyjemność ;)
Kawałek przy którym pisałam : Little Mix - Change Your Life ❤ oraz Taylor Swift - 

I Knew You Were Trouble ❣

PS Przy rozdziale będą teraz "znaki" które będą świadczyły o tym jaki będzie rozdział.
Sami musicie się ich domyśleć. :D
______________________________________________

Hermiona długo rozmawiała z Ginny.
Opowiedziała jej o tym co się stało.
Była załamana, ale nie płakała.
Postanowiła być silna. 
Bo się taka czuła.
- Co masz zamiar zrobić? - spytała rudowłosa
- Chyba z nim zerwę. - poczuła że ma coś w gardle, czego nie może przełknąć
Może i jej się strasznie podobał.. może nawet go kochała.. ale jaki to miało sens skoro ciągle się na nim zawodziła? Ciągle ją ranił i dawał powody do tego, aby z nim zerwać.
Miarka się teraz przebrała. Nie potrafiła nic więcej powiedzieć. Siedziała w milczeniu.
- Nie.. - szepnęła Gin. - Nie rób tego.
- A jest jakieś inne wyjście?! - szatynka wybuchła - Co mam zrobić skoro on ciągle daje mi do tego powody?!
Westchnęła, bo pożałowała że nakrzyczała na swoją przyjaciółkę.
- Przepraszam. - rzekła cicho.
- Nie ma sprawy, wiem że jesteś nerwowa. - Ginny zawzięcie myślała. - Hermiona?
- Tak?
- Nie twierdzisz że za mało dajesz od siebie w tym związku? Że to się opiera na kłótniach.. bo za mało się widujecie? Że praktycznie tylko ten jeden wieczór coś znaczył? - spojrzała prosto w oczy szatynki. - Robicie to na oklepane. Wyglądacie jakbyście się nienawidzili. Nie angażujecie się ani trochę. Masz racje, teraz rozumiem że twoją decyzję o rozstaniu.
Do Hermiony coś trafiło.
Nie potrafiła wstrzymywać łez które zbierały się do ich oczu.
Coś zrozumiała. 
Że Ginny ma rację.
Pierwsza łza.
Druga łza.
Zrozumiała coś jeszcze.
Że ma przed sobą, w głowie obraz wysokiego rudzielca z brązowymi oczami, w których zawsze skakały wesołe ogniki.
Ale to się zmieniło kiedy zaczęli chodzić. Fred jakoś.. pomarkotniał?
Hermiona już nic nie rozumiała.
Wyszła z pokoju trzaskając lekko drzwiami.
Ginny ciężko westchnęła.
- Tylko nie zbłądź. - szepnęła.

^^*^^

Szatynka nie miała innego pomysłu.
Skierowała się do pokoju z Zielonymi Drzwiami.
Wypowiedziała zaklęcie i przeszła przez koc.
Znalazła się w Motylarni.
To co ujrzała wywołało w jej mózgu jeszcze większą burzę.
Połowa pomieszczenia była pełna kolorowych kwiatów, blasku słońca i cichego strumyczka..
A druga była ciemna, ponura. W tej drugiej części rośliny były obumarłe, a strumyk niewiadomo jak uciął się, bo koryto było puste w drugiej połowie, tak że było widać dwa zupełnie inne światy.
Na ciemnej stronie była skórzana ławka, a pod niej jakiś urywek papieru.
Hermiona wzięła zawiniątek i go przeczytała.
" Śmierć silniejsza niż miłość? Czy miłość silniejsza niż śmierć?
A właśnie.. czuje jak zamieram.. coś odemnie odchodzi, odlatuje.
Zapadam się w ziemię. Jeśli nie jestem szczęśliwy, to motylarnia też nie.

                                                                                                                    Nieznany. "
Hermiona jeszcze bardziej była zagubiona.
Przysiadła na ławce.
Przeczytała jeszcze raz tekst.
Rozejrzała się po ponurej stronie.
Szatynka sama stała się smutna.
Jej szata poczerniała.
Na ustach pojawiła się czarna szminka, a oczy miała pomalowane ciemnymi barwami.
Zobaczyła, choć nie wiedziała czy nie ma zwid, jednorożca.
Wszedł w ciemną strefę.
Wybuchnął, pozostawiając po sobie miliony czarnych drobinek.
Hermiona się przeraziła.
Chciała uciec z smutnej sfery, lecz jakaś bariera jej to uniemożliwiała
Trzymała się przezroczystej blokady, niczym mim w "niewidzialnym pudełku".
Ujrzała jak ktoś wchodzi do Motylarni.
Fred.
Przysiadł przy jednym z drzew.
Ciemna sfera i szatynka były dla niego niewidoczne.
Hermione przeraziło to co ujrzała.
Freda ubrania stały się czarne, tak jak drzewo które podpierał.
Kawałek trawy, tej na której siedział.. zamieniała się również w czarny..
Siedzieli tak przez dłuższy czas.
Hermiona bez świadomości co to wszystko znaczy..
Fred bez świadomości że jest w jego pobliżu ukochana..


_____________________
I jak? :D
Pozdrawiam ( Jula ) Księżna Marry. 




wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 26

Szatynka poczuła jak się robi coraz bardziej czerwona.
- Od dzieciństwa byłeś taki mądry? - zapytała przerażona
- Nie. - uśmiechnął się szeroko. - Jakoś teraz nabrałem postępów. - pogładził książki. - To.. oni byli? 
Dziewczyna milczała.
- Czyli to oni? Niech zgadnę mówili że jestem rozpuszczonym lalusiem? Który zawsze wygrywa i wszystko dostaje?
Hermiona czuła jak zamiera. Przerósł jej oczekiwania
" Jak można być tak mądrym ?! " - jej myśli kłębiły się.
- Rzeczywiście taki byłeś? - zapytała, czekając na odpowiedź
- Czyli tak powiedzieli.
- Nie powiem tak nie powiem nie. - westchnęła. - No więc?
- Tak, byłem taki. Głupio mi przez to jak kiedyś się zachowywałem. Gdy tupnąłem nogą, dostawałem to co chciałem. I z wiekiem coraz więcej wymagałem. W końcu trochę podrosłem, i zrozumiałem że to wszystko było idiotyczne. Że nie mogę być takim człowiekiem.
- Chyba trochę za późno. - powiedziała łagodnie.
- No, niektórych straciłem z grona znajomych. Zapewne Fred i George już nigdy do niego nie dołączą.
- Gdyby nie byli tacy zawzięci.. to były by jakieś szanse. - spojrzała w podłogę. - Joni? Mogę tak do ciebie mówić? 
- Jasne. 
- Mogę ci się wygadać jak przyjacielowi?
- Po to tu jestem. - uśmiechnął się życzliwie.
- Fred jest o ciebie zazdrosny. Dlatego chciałam wiedzieć jaki jesteś. Nie zrozum mnie źle.
- O. - rzekł sucho. - To wy tak na poważnie?
Szatynka skinęła głową.
- To może lepiej się wycofam? - wstał i odszedł.
Hermiona poczuła się głupio.
Poszła za Jonathanem.
- Zaczekaj! - krzyczała.
Nie wiedzieli, że ktoś ich obserwuje.
- Ja nie chcę znowu być tym złym.. tym który wszystko dostaje. - westchnął ciężko. - Mogę się przyjaźnić z kimś innym.. jakoś sobie poradzę.
Złapała go za rękę.
- Czekaj. Wysłuchaj mnie.
Twarz obserwatora spurpurowiała.
- On mi nie ma prawa zabronić z kim mam się przyjaźnić, a z kim nie, Joni. Jesteś bardzo sympatyczny, a ja nie chcę dla jakiegoś chłopaka rezygnować z naszej znajomości.
- A co jeśli Fred z tobą zerwie? 
Hermiona o tym nie pomyślała. Ciężko westchnęła.
- To będzie jego problem. On nie może być zazdrosny. On musi rozumieć że jest dla mnie najważniejszy. On musi mi zaufać.
- Przecież wiadomo że my nie ten.. teges.. - zaczął machać rękoma. - Poza tym nawet gdybym cię pokochał nie miał bym serca was rozdzielać. Wyglądacie na szczęśliwych.
" Ale tak chwilowo nie jest " - chciała powiedzieć.
- Dziękuje. Widzisz.. nie lubię takich Gryfonów którzy sami pałętają się po szkole.. chce się zaprzyjaźnić. Bez a może z konsekwencjami.
- No to lamcia?
Ułożył palce w motyw lamy.
Szatynka podniosła zdziwione brwi, ale po chwili skonstruowała palce tak samo jak on.
- Lamcia. - zachichotała.
Zdenerwowany do czystości "podglądacz" opuścił miejsce obserwowania.

^^*^^

Jak myślicie kto był tym szczęściarzem i był przy tym niefortunnym zagraniu na temat przyjaźni pomiędzy Jonathanem a Hermioną?
No kto mógł być takim szczęściarzem?
- Oczywiście Fred Weasley.
Zdołowany opadł na kanapie w Pokoju Wspólnym Gryfonów, na której leżeli George i Lee.
- Gdzie ty byłeś? - zapytali zaciekawieni.
- Na próbie.. - mruknął
- Na jakiej próbie? - byli zdziwieni
- Pamiętacie, jak po balu wracaliśmy na chybiuł trafił do Dorminatorium?
- Tak.
- Wtedy kiedy zacząłem śpiewać tę włoską balladę.
- Tak.
- Na  nieszczęście słyszała to pani Holewicz..
- Kto to?
- Ugh. - burknął. - To zastępczyni Flitwicka.
- Czyli mój braciszek chodzi na chór? - na twarzy Georga pojawił się "wielki banan"
Fred milczał i smutno patrzył przed siebie.
- Idziemy do tego Hogsmeade? - zapytał Lee.
- Idźcie sami. - mruknął Fred.
- Ej, co jest? - zdziwił się bliźniak
- Co jest? Wkurzyłem się. Mionka zaczęła się przyjaźnić z lalusiem. Powiedziała że jeśli będe zazdrosny to mój problem, bo ja jej niczego nie zabronie.
- I... ? Przecież mówiła prawde. - rzekł Lee
- To zabolało. Jakby ten laluś był ważniejszy odemnie.
- Y... - George chwycił się za głowę. Wskazał za Freda.
Stała tam Hermiona, a za nią Jonathan.
- Podsłuchwiałeś! Znowu! I do tego wyciągasz jakieś pochopne związki. - powiedziała głośno.
Fred zamilczał.
- Zaufałam ci. - westchnęła - Nie było warto. - do Jonathana: - Chodź.
Ruszyli po schodach, po czym szatynka energicznie trzasnęła drzwiami.
- Co za idiota! - osunęła się na drzwiach.

W Pokoju Wspólnym
Fred miał twarz w rękach.
- Wiecie co.. pójde z wami do tego Hogsmeade. Piwo to nie jest dobre rozwiązanie na kłopoty.. ale może chociaż trochę przemyślę to wszystko. Mam mały mętlik. - skierował się do wyjścia.
Za nim poszli George i Lee.

- Może pójde do siebie? - spytał Jonathan
- Zostań jak chcesz, przyda mi się wsparcie.
- Ale chyba bardziej babskie. - wskazał na Ginny która siedziała na łóżku.  - Jutro o tej samej porze w biblotece? 
- Tak. - powiedziała cicho.
Odsunęła się od drzwi, tak aby Jonathan mógł przejść.
- Trzymaj się. - potrzepał jej włosy i wyszedł.
Hermiona wstała i usiadła na swoim łóżku.
- Chyba to koniec.. - powiedziała smutno.



_____________________________
Hahahaahahah *.* 
Robie z tego horror. 
Nie miejcie mi za złe, ale teraz się trochę pokłócą.
Przepraszam że taki krótki i że są być może błędy
Pozdrawiam wszystkich :)
(Jula) Księżna Marry

PS Nie wiem kiedy następny . xd 

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 25

Hermiona zdenerwowana opadła na łóżko.
Mruknęła pod nosem i oparła się na dłoniach.
Do pokoju weszła Ginny.
- Co ty taka obrażona? - przysiadła się koło przyjaciółki.
- Fred jest zazdrosny. - burknęła.
- Jak to?
- O tego Jonathana. Całkiem miły z niego chłopak. Co ja już przyjaźnić się nie mogę?! - powiedziała nieco głośniej.
- Oczywiście że możesz i nikt nie ma prawa ci tego zabronić. Ale spójrz też na to z Freda perspektywy . Jesteś jego dziewczyną, a tego gościa nienawidzi od piaskownicy. To już mu tak zostanie. Może rzeczywiście Jonathan coś przeskrobał i ma dużego minusa u moich braci, a Fred chce cię ostrzec?  - rudowłosa miała "mądrą minę"
- Ginny.. ale on jest zazdrosny a nie zaniepokojony. - mruknęła szatynka.
Przyjaciółka spojrzała na naszyjnik. Wyciągnęła go spod bluzki, aby widoczny był medalik.
- Patrz. - wskazała na wisiorek. - Kipi fioletowym.
Hermiona na niego spojrzała.
- On cię kocha. Nie bądź zła o to że się troszczy. - stwierdziła Ginny.
- Dziękuje.. chyba pójdę z nim na ten temat podyskutować. - ruszyła do drzwi.
- Dyskutować? - zdziwiła się przyjaciółka. - A nie możecie normalnie porozmawiać?
Ale szatynki już nie było.
Zeszła po schodach i stanęła nad Fredem.
- Możemy pogadać? - zmierzyła go wzrokiem. - W cztery oczy.
Chłopak niechętnie wstał i ruszył za szatynką - w stronę dużego okna.
- Tak? - spytał niechętnie
- Słuchaj. Być może nie lubisz Jonathana.. 
- Ja go nienawidzę. 
- Możesz mi nie przerywać? - zmierzyła go piorunującym spojrzeniem. -  Chcę się z nim przyjaźnić. Jeśli tego nie masz zamiaru tolerować to przykro mi, ale nic z tego nie wyjdzie. 
Fred opuścił wzrok i utkwił go w podłodze.
- Dobrze. - mruknął.
- Weź się nie złość.  - przybliżyła się do niego. 
Fred kopał dywan.
Hermiona wślizgnęła się pod jego opuszczoną twarz i go pocałowała.
Natychmiast się rozpromienił.
- Muszę cię ostrzec, że jeśli cię skrzywdzi lub zostawi, nie przychodź mi płakać w rękaw.
- Och, stary, stary Freddie. 
- Wcale nie jestem taki stary! Między nami są tylko dwa lata różnicy! - wymachiwał rękami.
- Chwila.. Freddie.. - spojrzała na zegarek. - A co z próbą? - zmierzyła go opętanym wzrokiem
- Jest o 12. - machnął ręką.
Szatynka spojrzała na zegarek. 12:15.
- Fred. - wskazała na wielki zegar. 
- O FUCK! - rzekł, po czym pobiegł w stronę wyjścia.
Hermiona cicho zachichotała, po czym skierowała się do swojego pokoju.
" Nowy dzień - kolejny wpis w pamiętniku Freda " - pomyślała po czym po niego sięgnęła.
Otwarła go na drugim wpisie

W Hogwarcie pojawił się mój braciszek.
Do naszego grona dołączyła nijaka Granger. 
Muszę przyznać, że całkiem ładna z niej dziewczyna.
Ma naturalnie piękne włosy.
Ale dobra, wracając do rzeczywistości.
Dalsze kombinacje co wymyślić w wielkiej kwiaciarni..

Hermiona się szeroko uśmiechnęła
" Już jak tu weszłam wpadłam mu w oko " - pomyślała i poczuła jak na jej policzkach pojawiają się lekkie rumieńce.

Poszła znów do Pokoju Wspólnego.
- Ej, Mionka, widziałaś gdzieś Freda, mieliśmy iść do Hogsmeade? - zapytał George.
- Nagłe wyjście. - uśmiechnęła się tajemniczo.
Lee i George z zniesmaczonymi minami usiedli znów na kanapie.
Hermiona spojrzała na zegarek.
" Pora ruszać do bibloteki na spotkanie z Jonathanem" - z tą myślą wyszła z Dorminatorium.

Przechodziła przez różne działy, aż w końcu natknęła się na "nowego" siedzącego nad niewielką stertą książek.
 - Hej. - przywitała go serdecznie.
- O, Hermiona. - zamknął niewielką księgę. - Usiądź. - przełożył kolorowe okładki, i odsunął krzesło szatynce.
- Dziękuje. - usiadła.
- Mogłabyś mi dawać korepetycje z Czarnej Magii? - spojrzał na nią błagalnie. - Same punkty na minusie przez to złapałem. - skrzywił się.
- Hansletot to szkoła dla magów? - zdziwiła się szatynka
- Oczywiście. Myślisz że gdybym przyszedł do Hogwartu bez jakiej kolwiek wiedzy wszystko by było ok? - miał minę niedowiarka, a Hermiona nie bardzo rozumiała o co mu chodzi. - Pewnie szkoła by już spłonęła a ja był bym nie żywy. 
Hermiona z Jonathanem gromko się zaśmiali.
- Jesteś inny niż słyszałam. - wymsknęło jej się.
- No patrz. Dopiero co przyszedłem a już o mnie plotki krążą. - osunął się na krześle.
Hermiona poczerwieniała na twarzy.
- To kto i co ci o mnie nagadał? Podzielimy co jest prawdą a co fałszem. - uśmiechnął się serdecznie.
Szatynce spodobało się to, że z takim swobodem podchodził do tematu plotek.
- Nie mogę powiedzieć. - powiedziała po chwili ciszy
- O. Rozumiem. Tajemnica. 
- Nie tylko.. jestem na blisko z tymi osobami i mogłabym mieć kłopoty.
- Jak poważne? - chłopak przybrał wojową minę.
- Coś w stylu łaskotek albo dobrego eliksiru.
- Czyli zadziorka z żartownisiami? - był zazwyczaj inteligentny. Potrafił wszystko wyczuć.
- Nie wspominali o tym że jesteś tak przebiegły. - patrzyła na niego zafascynowana.
Jonathan cicho się zaśmiał.
- Czyli to chłopacy.. - złapał się za podbródek. W ciszy chwilę myślał. - Może jacyś bliźniacy?
Hermionę jeszcze bardziej zadziwiała jego wiedza.
Chłopak sięgnął po jakąś książkę. 
Jak się okazało, była to księga obecnych uczniów w Hogwarcie.
- Otworzymy od razu na Gryffindorze. - zdawał się mówić sam do siebie. - Wątpie abyś się przyjaźniła z kimś z  innego domu. - spojrzał na nią przyjaźnie
- Sugerujesz że nie potrafię się z nikim innym prócz Gryffindorem  przyjaźnić? - udawała obrażoną.
Jonathan znów cicho się zaśmiał. Podrapał się po nosie.
- Nie. Tylko przez ten krótki czas jestem w stanie określić, że wolisz swoich. - werbował kartki.
" Zaczynam się go bać " - pomyślała.
- O. Mam. - przyjrzał się uważnie stronie. - Tu są bliźniaczki Pooh, i bliźniacy Weasley.. chwila bliźniacy Weasley.. - zaczął powtarzać to nazwisko. - Znam ich. Chodziłem z nimi do przedszkola. Niezbyt się lubiliśmy.. - pokręcił głową. - Chwila.. to oni ci to o mnie powiedzieli?
Szatynka czuła jak robi się coraz bardziej czerwona.


_________________________
Wiem krótki, przepraszam. 
Mam dzisiaj mało czasu do dyspozycji na kompie.
I wiem, jest beznadziejny.
Ale to tylko taka przepustka do kolejnych.
Macie pytania? Pytajcie!
Nie wiem kiedy kolejny..
Pozdrawiam Klaudię, Clar, Czekoladkę i resztę innych czytelników :)
Zachęcam do komentowania:) !!
Pozdrawiam

(Jula) Księżna Marry