" Miłość jest krucha, a my nie zawsze potrafimy o nią dbać "

czwartek, 22 sierpnia 2013

*46*47*CZĘŚĆ I,CZĘŚĆ II*

cz.I
Jak często śmierć ponoszą osoby, wykorzystywane przez Voldemorta?
Jak często Fred ma ochotę wrócić do Hermiony i błagać ją na kolanach o wybaczenie?
Jak często Savannah myśli o Ronie i na odwrót?
Kogo kocha Luna?
Kto sprawił, że Hermionie rypła trochę pamięć? Kto spuścił żyrandol?
Jak często Ginny potrzebuje ramion Harrego?
♥♥♥
" Droga Hermiono.

Nie wiem, czy mam milczeć, czy krzyczeć, czy śpiewać, czy mówić.
Nie dostałem żadnego listu od ciebie, nie usłyszałem słowa od ciebie od prawie miesiąca.
To nienormalne, jak za tobą tęsknie.
To nienormalne jak się wobec ciebie zachowywałem.
To nienormalne, że pisze, w nadzei na kolejną szansę od ciebie.
wiesz jak to było?
Lee mnie podpuścił, że nie pocałuje Angeliny, kiedy tak bardzo kochałem ciebie i byłem z tobą.
Ukrywałem tą cholerną prawdę, bo wiesz że mi głupio i wiesz że zawsze musze stawić na swoim.
Owszem, zrobiłem to, ale to nic dla mnie nie znaczyło. Tłumaczyłem jej, że to była głupia umowa nic nie znacząca i nic nie warta, ale ona dalej się za mną pałęsała. 
George wiedział o tej sytuacji i wykorzystał to.
Brawo, zdobył ciebie, z tego co wiem, od Deana, z którym niedawno rozmawiałem przez ten cały telefon, nieźle wam idzie.
Ale wiedz jedno, nikt na ciebie nie zasługuje. Jesteś wyjątkowa i jedyna.
wiem coś jeszcze. słyszałem o tej akcji z żyrandolem, mam nadzieję ze teraz wszystko dobrze. 
chciałem ruszyć w pociąg, gdy się o tym dowiedziałem, ale mi nie pozwolili. Cały czas o tym myślałem i zastanawiałem się czy jesteś w pełni zdrowa i bezpieczna. dopiero  ostatnio, dzięki tej rozmowie z Deanem, jestem spokojny. Nucę sobię pewną piosenkę, do której tańczyliśmy na wierzy Astronomicznej, tej przepięknej nocy. Wzruszam się na myśl o Motylarni. Rozmawiałem z Dumbledorem i z tego co wiem, dokłada starań aby to miejsce wróciło do dostępnych.
Wiem też coś o Andrea. To on zrzucił na ciebie żyrandol.
Pewnie zmyślam? Nie był bym tego taki pewien.
Tutaj, w Argentynie szkoła znajduję się w czarnych, opuszczonych lochach. Wszyscy są tak na prawdę zwolennikami i wysłannikami Czarnego Pana. Widziałem ojca Andrea z znakiem Voldemorta. Szkoda mi tych ludzi, bo jestem pewnien że Sam-wiesz-kto ich wykorzystuje i oni nie mają na to wpływu. Tak, czy inaczej, cała ta akcja była zorganizowana aby dowiedzieć się jak najwięcej o tobie i aby cię wypytać, wykorzystać przeciwko Harremu, i zabić samego jego. Nieźle to uknuł, nie?
Ale z tego co wiem, nie dałaś się i nie pisnęłaś słowa o sekretach Harrego. Jestem z tego powodu na prawdę z ciebie dumny. I dlatego znajdowałaś się w szpitalu. to była zasadzka. przykro mi że Andrea niby był tak dobrym przyjacielem, a jednak próbował cię po prostu złudzić. jestem pewnien że mi nie wierzysz, ale wieści już obiegły Dumbledora i grono nauczycieli. Wszystko dzięki temu genialnemu telefonowi. Z resztą, nie czuję się już tu bezpieczni, bo Sam-Wiesz-Kto, jest cholernie wściekły i ma zacny plan aby pozbawić Argentynę ludzi, więc, wracam jutro dzięki dyrektorowi, w obawie że mnie również wymordują. A co z Andrea? Ma być przesłuchany i mieć oddesanne myśli co do  wszystkich planów związanych  Voldemortem i umieszczony w rodzinie zastępczej. Ludzie w Angli podarowują drugie szanse, więc co powiesz na drugą szansę dla mnie? 
Twoje i tylko wyłącznie twoje decyzje czy mi uwierzysz czy nie, czy mi wybaczysz czy nie.
Szczęścia.
Kocham Cię.
Fred Weasly (ponoć masz kłopoty z pamięcią)
***
Hermiona co sił w nogach pobiegła najpierw do gabinetu Dumbledora i dała mu do przeczytania list. Mało ją interesowało, że był tam wątek konfliktu i miłości, bo chciała znać prawdę. Czy to wina Voldemorta w postaci Andrea.
- Czy to prawda? - spytała, gdy profesor podniósł wzrok na nią.
- Niestety obawiamy się, że tak.. Hogwart znów nie był bezpieczny. I ty też nie byłaś bezpieczna. Chcieliśmy uniknąc na razie rozmowy na ten temat z tobą, ale najwidoczniej pan Weasley wszystko wyjaśnił.
- O mój Boże.. - szepnęła i zakryła usta dłonią. Po jej policzku pociekła łza.
- To nie jest jego wina. Ponoć miał ataki agresji, znaczy się.. Czarny Pan atakował go gdy tylko robił coś nie tak, mutował się, przeobrażał coraz bardziej, aż w końcu zrobił to i ogarnęła go zupełna nienawiść.
- Gdzie teraz jest? - spytała szatynka
- Nie chciałabyś go widzieć.. on ciągle .. nazywa panią szlamą.. - dyrektor spuścił wzrok. Był bardzo otwarty co do dziewczyny, zawsze.
- To przykre. - spuściła wzrok. - Tak bardzo go polubiłam.. Mam nadzieję że znajdzie sie w dobrych rękach. - słabo się uśmiechnęła i wyszła z pokoju, kiwając głową w stronę Dumbledora.
On tylko ciężko westchnął i spojrzał przez okno na ranne, przykryte obłoczkami niebo.
***
George rozmawiał z Angeliną w pokoju Gryfonów, gdy szatynka weszła do Dormitorium.
Spojrzała na rudzielca, a on, gdy tylką ją zobaczył uśmiechnął się ciepło i ruszył w jej stronę przepraszając Angelinę, jednocześnie kończąc rozmowę.
- Jak się czujesz? - pyta się ciepło.
- Wiedziałeś, że Fred był tak głupi i postawił na swoim że pocałował Angelinę przez to że Lee go podpuścił. - patrzyła na niego złowrogim wzrokiem. - A ty wciąż próbowałeś mnie zdobyć, ukrywając to. Czemu go nie zatrzymałeś? 
- Bo się w tobie zakochałem. - odrzekł krótko.
- Miłość jest przereklamowana, wiesz? Zawiodłam się na was, na prawdę. - spuściła wzrok i odeszła uśmiechając się szczerze po drodze, do zakochanych gołąbków na sofie czyli Harrego i Ginny którzy wyglądali na tak bardzo szczęśliwych. Kiedy zaczęli ze sobą być?
A wchodząc po schodach zobaczyła Rona rozśmieszającego Savannah.. nawet głupi ma szczęście..
"Nawet większe ode mnie.. " - myśli Miona.

CZ.II

"Drogi Fredzie!

Z tego co wiem, znajdujesz się już w Hogwarcie, ale nie mam odwagi z tobą porozmawiać.
Siedzę wciąż w pokoju, udawając różne bóle, gdy tak na prawdę cierpię w środku. 
Zawiodłam się na tobie i na George'u i nie mogę się pogodzić z tym, że cząstka Voldemorta w Andrea go zabiła. Nie wiem czy jesteś na świeżo, ale zmarł ciężką śmiercią wczoraj w nocy.
Nie umiem się pozbierać.
Ale chyba nauczyciele i Dumbledore wiedzą, o co tak na prawdę chodzi.
Pomijając to, otrząsnę się kiedyś, nie? (mam taką nadzieję)
Twój list mnie bardzo wzruszył.
Jednak nie zapominam o tym, że dałeś się podpuścić.
Mogłeś dać sobie spokój. Wszyscy wierzyli że rzekomo mnie kochałeś.
Ale to była twoja decyzja, i dzięki twojej ,.. rzekomej podświadomości i głupocie zmieniłeś wszystko.
Zraniłeś mnie.
Tak potwornie mnie zraniłeś.
Może na ciebie narzekam, ale mówię co czuje, a dawno ci tego nie mówiłam i chyba to ważne.
Oczekujesz drugiej szansy.
Próby ponownego zaufania.
To tak jakby wykasować tamte okrutne chwile i iść przed siebie.
Chciałam bym tak umieć, ale niestety nie jestem już taka jak dawniej.
Przepraszam, że cię nie wpuszczam do pokoju, a raczej proszę o to Ginny, ale gdy tylko bym Cię
zobaczyła, wpatrzyła się w twoje błyszczące niczym gwiazdy w bezchmurną noc oczy, to od razu zmieniłam bym decyzje.
Muszę to przemyśleć.
Przez wypadek z żyrandolem uzyskałam większy szacunek i zaufanie do Georga.
Na prawdę, go bardzo polubiłam, bardziej niż kiedykolwiek.
Wyjaśniliśmy sobie wszystko.
Ale napisałeś, i musiałam zadziałać.
To boli, że  ukrywałeś to.
Daj mi czas.

Miona."

Fred trzasnął o obramowanie łóżka i rzucił poduszką na podłogę.
Wszystko przez jeden głupi pocałunek i jedno wielkie podpuszczenie, udowadnianie czegoś o czym wszyscy wiedzieli. Hermiona ma rację. Absolutną racje.
Jeden głupi błąd i tracisz wszystko.
Musi z nią porozmawiać. Wyszedł z pokoju, w którym był sam i trzasnął drzwiami

***
- Ron,przestań! - śmiała się dziewczyna.
Głupek rudzielec robił co chwila zeza i śmieszne miny aby rozbawić swoją połówkę.
- Bo ci tak zostanie! - powiedziała powaznie Savannah.
- I wtedy Cię stracę? - pyta. - Zostawisz zezowatego chłopaka?
- Nigdy. - uśmiecha się.
- To wielkie słowo, uważaj lepiej. - odwzajemnia uśmiech. - Gdzie ty mnie znalazłaś i czemu ze mną jesteś? - rudzielec nasuwa kolejne pytania.
- Nie miałam prawa wyboru, miłość. Zdaję się że.. w Hogwarcie. - Savannah ogląda się wokół i przez chwilę myśli. - Moment! Dzisiaj jest nasza miesięcznica! - patrzy wesołym wzrokiem na chłopaka.
- Myślisz że zapomniałem? - wyciąga z kieszeni czarne pudełko i je otwiera.
- O Boże! .. - szepcze zaskoczona. Ku jej oczu ukazuje się wisiorek z napisem "forever". - Piękny. Dziękuje. - dziewczyna przytula Rona, on ją zaś odciąga i namiętnie całuje.

***
- Ginny musisz mnie do niej wpuścić! - mówi stanowczo Fred. - To sprawa śmierci i życia.
- To umrzyj albo przeżyj, ale cię do niej nie wpuszczę. Nie kazała mi. - rudowłosa miała zawinięte ręce na ramionach i wyprostowaną postawę. Stała przed drzwiami pokoju szatynki.
Fred pchnął się na nią.
- Muszę! Tam! Wejść! - cisnął przez zęby.
- Nie musisz. - odepchnęła go. - Ona nie była z tobą szczęśliwa, braciszku. 
- A z Georgem albo teraz.. jest szczęśliwa? - spytał.
- Nie do końca.. chociaż z twoim bliźniakiem bardziej niż z tobą. - Ginny zmierzyła go wzrokiem.
- Sama mnie uczyłaś że trzeba dawać drugie, trzecie.. szanse ludziom, mówiłaś tak zawsze, gdy się kłóciłem z.. - zamilkł.
- Z Georgem? To może najpierw się z nim pogodzisz? - sapnęła.
Fred z spuszczoną głową udał się do pokoju sąsiedniego do swojego. George się tam przeniósł, kiedy się pokłócili, a raczej zignorowali to że są braćmi.
Przez chwilę zatrzymał się aby zapukać, ale jednak zrobił to. Dwa głuche dźwięki.
Drzwi otworzył Lee.
Zmorzyła ich grobowa cisza.
- Stary przepraszam za tamto.. - zaczął Jordan. Tak na prawdę nie wiele rozmawiali na ten temat, od czasu "podpuszczenia".
- Zawołałbyś George'a? - rudzielec zignorował to, co mówił jego "przyjaciel"
Po chwili w progu drzwi stanął brat bliźniak Freda.
Urósł, ale tylko odrobinę. Wyglądał na zaspanego.
Patrzyli na siebie w ciszy.
- Chciałem się z tobą pogodzić.. raczej Ginny mi kazała.. mieliśmy się nie kłócić o dziewczyny. - zaczął Freddie.
- Ale ona jest wyjątkowa. Oby dwoje ją kochamy, a ona chyba kocha też nas obydwóch. - odezwał się George.
- Niech sama zadecyduje, albo po prostu nas sobie odpuści. Nie jesteśmy jej warci. Z resztą.. nienawidzi nas.. chciałem z nią porozmawiać.. - żali się Fred.
- Jest twoja. Zdaje się że ciebie bardziej kocha. Jesteście sobie przeznaczeni. Niezaleznie od tego co do niej czuje, zdobądź ją. Ja też z nią porozmawiam, i ją przeproszę. - George uśmiechnął się, poklepał brata po plecach, mrugnął do niego okiem i zniknął za drzwiami.
Te gesty znaczyły jedno - bliźniak mówił szczerze.
Popędził po schodach, w dół, przed siebie do wieżyczki dziewczyn i stanął znów przed pokojem Miony. Nie było nikogo na straży. Zapukał, lecz nikt nie odpowiedział. Wszedł do środka.
Na łóżku, sama leżała Miona. Biała jak ściana. Miała szeroko otwarte oczy. Przeraził się.
Sprawdził puls. Słaby. Spojrzał na stolik. Tabletki nasenne. Puste pudełko. Krzyknął.
Jak mogła coś takiego zrobić?! Nie było czasu na nic. Zaczął reanimację. 
30 uciśnięć. 3 usta - usta. 30 uciśnięć. 3 usta-usta.
Zamrugała powiekami.
Które pod pływem ciężaru, opadły.

***
Obudziła się w tym samym miejscu co była. Podniosła się. Bolała ją głowa. Na stoliku obok leżała szklanka wody. Na głowie miała najwidoczniej jakiś okład. Było ciemno, co oznaczało że przespała dużą ilość czasu. Na podłodze leżał Fred. Ciężko oddychał, a raczej chrapał.
- Fred? - powiedziała ciężkim,ochrypłym głosem.
Chłopak jak na komendę wstał z podłogi.
- Wstałaś. - przeciągnął się. - Jak się czujesz?
Żadnych pytań dlaczego to zrobiła.
Patrzył na nią tak opiekuńczo, wyglądał na takiego zatroskanego i.. zaspanego.
- Wiedzą o tym co się stało? - spytała.
- Rozmawiałem wyłącznie z McGonagall. Ile wzięłaś tych tabletek.
- Dwie. - szepnęła.
- Na pusty żołądek? - usiadł na skraju łóżka.
Kiwnęła głową.
Fred schował twarz w dłonie.
- Myślałam że całe opakowanie skonsumowałaś. Martwiłem się. - spojrzał na nią.
- Zostały tylko dwie.
- Jak je uzyskałaś? - spytał
- Mam apteczkę, na każdy rok ją biorę. - bawiła się palcami.
- A co z resztą?
- Spłukałam w toalecie, bo bałam się że wezmę więcej. - w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Oh.. - powiedział krótko Fred.
- Wszystko wydawało się być bez sensu. Nie mogłam zasnąć, nie mogłam nic zrobić. - zaczęła. - Przepraszam, że cię niepokoiłam. Chciałam "odlecieć".  - spuściła wzrok. - Nawet najlepsze uczennice mają problemy z psychiką i spaniem.
- Chcesz iść do psychologa ? - zapytał.
- Nie. Nie będę już ich brała. Wszystkie spłukałam. Chciałam zasnąć. Drugą wzięłam tylko dlatego, żeby już nie myśleć i nie czekać... - westchnęła.
- McGonagall zajżała do twojej karty zdrowia. Małym druczkiem było napisane na pewnej stronie że po jednej takiej tabletce tracisz przytomność. Masz wyniszczony organizm, gdy je zażywasz. Dlatego tak twój organizm zareagował na dwie.. - podrapał się po głowie.
- O Boże.. mogłam umrzeć.. - jest świadoma swojego błędu. - Coś było kiedyś z tymi tabletkami, ale teraz nie jestem w stanie sobie przypomnieć... - usiadła na skraju łóżka i przysunęła się do rudzielca. - Jak mnie znalazłeś i co zrobiłeś? - spytała.
- Musiałem z tobą porozmawiać. Leżałaś nieprzytomna i biała jak ściana. Musiałem cię reanimować, miałaś bardzo słaby puls. - czy on płacze?
- Dziękuje.. - szepnęła - Dziękuje..
Oparła się o jego bok, a on się w nią wtulił i ucałował jej głowę.
- Nigdy więcej nie dotykaj tabletek nasennych. - rozpłakał się - Jeśli nie będziesz mogła zasnąć, po prostu przyjdź po mnie, a zrobie wszystko żebyś zasnęła, księżniczko. - uśmiechnął się delikatnie. - Tak cholernie przepraszam za to co zrobiłem. To był największy błąd mojego życia. Chciałem coś udowodnić, ale nie mam pojęcia co. Wszyscy przecież wiedzieli. Miałaś racje.
Skinęła głową.
- Byłam surowa w tym liście, bo .. nie miałam już siły. Chciałam o tobie zapomnieć, odtrącić cię, pomyśleć czy to ma sens. Wahałam się, wciąż. - po jej policzku pociekła łza. - Ciągle cię kocham, to jasne, ale ja muszę ci stawiać warunki, na przykład jak ten czas, który oczekiwałam.
- Nic nie ma sensu. A czasu nie dostałaś, bo się wydarzyło właśnie to. - nadal ją do siebie tulił. Mógłby zostać tak na zawsze.
- Może los tak chciał. - szepnęła. - Żebyśmy się pojednali. Żebyśmy wybaczyli sobie wszystko i zapomnieli o przeszłości. - spojrzała mu w oczy.
- A chcesz tego? - spytał.
Nie usłyszał odpowiedzi, bo jej twarz zbliżała się do niego.
Tkwili w pocałunku i mogli by tak zostać.. na zawsze.

-----------------------------------------------------------------------------
dla mnie genialnie. po raz pierwszy tak mi się spodobało.
musiałam uciec do drastycznej metody połączenia ich.
nie wiem czy wam się spodoba więc..
przeczytałeś? skomentuj!



czwartek, 1 sierpnia 2013

...

Zawieszam. Już nie umiem. Nie potrafię pisać. Nie wiem czy odwieszę, ale wiem że się tu pojawię aby kolejny raz wam podziękować.. próbowałam nagrać wideo, ale się nie udawało.
Przepraszam
.
A teraz, ci którzy to czytali : wypowiedzcie się co sądziliście ogólnie o moim blogu i co sądzicie o tym wszystkim. Będzie mi miło.
Dziękuje za wszystko.
Kocham was ;(

środa, 31 lipca 2013

Aloha

Aloha!
Wróciłam wczoraj, myślę nad rozdziałem, chce zeby to było coś specjalnego. Wiem że nie piszę już tak samo jak kiedyś, dlatego chcę to trochę zmienić. Mam nadzieję że post się pokaże niebawem i będzie dla was oświeceniem i miłą przygodą, trzymam się w przekonaniu, że znów się  poczujecie jak uczniowie Hogwartu i uczestnicy wydarzeń.
Pzdrxx Śpiąca...
PS Co z tymi fanami #FanSleepPrincess?

poniedziałek, 22 lipca 2013

Łzy, krew, krzyk

Łzy, krew, krzyk.
Hermiona niemal natychmiastowo została przeniesiona do Skrzydła Szpitalnego. Jak się okazało, rozcięła sobie czoło szkłem z żyrandola. Przyjaciele niecierpliwie czekali, aż pani Pomfrey skończy swój mini zabieg przy użyciu szwów. Wcześniej jeden z Gryfonów zawiadomił profesora Dumbledora, który w tej chwili pomagał w zabiegu.. a raczej kontrolował jego przejścia.
- Czy to nie dziwne, że żyrandol na nią spadł właśnie wtedy, kiedy chciała się z nami pogodzić? - chlipie Ginny.
- Spokojnie, nic jej nie będzie. - tuli ją Harry.
- Skąd możesz to wiedzieć?! Że nie dostała jakiegoś wstrząsu, amnezji?! Tylko na razie zaszywają jej czoło, dalsze perspektywy rozwiążą po obudzieniu się jej! A co jeśli ona się nie obudzi? .. - znów wybucha płaczem.
- Nawet tak nie mów. - syczy George.
- Amnezja z tego co wiem, jest w podeszłym wieku, Gin. - odrzeka Andrea, najspokojniejszy z ich wszystkich.
- Co ty możesz wiedziec o niej i o bólu, skoro znasz ją tydzień?! - wścieka sie rudowłosa.
- Wiem o niej więcej niż ty. - warczy Andrea.
- Ej, spokój. Na pewno nic jej nie będzie. Przysięgam na moje uczucia do ciebie. - Harry całuje ją w czoło.
- Weźcie skończcie, jeszcze bardziej mi się rzygać chce. - sapi Ron.
Jak widać, przyjaciele są nieco poddenerwowani całą sytuacją, no ale kto by nie był? Osoba którą kochasz dostaje z szklanego żyrandola w głowę. Nie wiadomo jak się odzwierciedli psychicznie to wszystko.
- Czemu właściwie ten żyrandol na nią spadl? - pyta Ron który wyrwal się z głębokiej refleksji. - Przecież one się trwale trzymają. Nigdy nie było takiego wypadku, jak ten. Chyba że..
Wszyscy kierują wzrok na rudowłosego.
- Myślisz, że ktoś to zrobił specjalnie? - zapytuje Andrea.
- Fred. - George marszczy brwi. - Co jeśli chciał już to wszystko skończyć . Z nią skończyć?
- Nie wydurniaj się. - Ginny nadal chlipie
- Może znów był pod złym władaniem? - pyta bliźniak. - Albo on albo Malfoy albo Sami- Wiecie- Kto. - mówi George.
- Voldemort? - Harry patrzy z niedowierzeniem. - Zamek jest pod ochroną. Wątpie żeby udało mu się coś zdziałać, tutaj. Malfoy? Nie odważył by się. Tępy z niego tchórz i tyle. A Fred? Serio? Zwątpiłeś w swojego brata? Może po prostu poluzowały się śrubki czy coś..
- Chyba już od dawna ci się wierci w głowie, stary. - odrzeka Andrea.
- Wierci? Sam nie jesteś święty. Myślisz że tego nie widzę, jak się przystawiasz do Miony?! W Freda, owszem, zwątpiłem, bo ostatnio nie jest taki sam jak kiedyś.- krzyczy bliźniak
- Ale czy to ma oznaczać, że zabiłby osobę którą kocha za wszelką cenę? I nie przystawiam się do niej, jest po prostu wyjątkowa i próbuję jej to pokazać. Szanuję ją, okey? I tak mam lepszy plan niż ty.. - cedzi ciemnoskóry.
- ZAMKNIJCIE SIĘ! ZACHOWUJECIE SIE JAK DZIECI, JESTEŚCIE ŻAŁOŚNI. MIMO ŻE NIE PRZEPADAM ZA ANDREA.. I GEORGE JEST TEŻ NIEZŁYM PACANEM, TO KTOŚ MUSI WASZE ZACHOWANIE OGARNĄĆ - krzyczy przegłuszając tych dwóch 'debili' jak to sobie powiedziała Gin w głowie. - JEŚLI SIĘ MACIE TAK ZACHOWYWAĆ, TO ŻADEN Z WAS NIE ZASŁUGUJE NA MIONKĘ. OBYDWOJE JESTEŚCIE DLA NIEJ WAŻNI I NIE WAŻNE KOGO ZNA KRÓCEJ DŁUŻEJ KTO SIĘ BARDZIEJ PRZYSTAWIA A KTO MNIEJ. ONI O CZYMŚ ROZMAWIAJĄ, CHODŹCIE TU WSZYSCY. - mówi do przyjaciół, wskazując, aby podeszli do drzwi. - Słyszycie coś? - pyta, głosem spokojniejszym.
- Chyba coś o Hermionie. - syczy George patrząc złowrogo na Andrea.
- Zamknij się. - Ginny spojrzała na brata wzrokiem Bazyliszka
Ron skupia się i dokładnie słyszy to, o czym rozmawia pani Pomfrey i Dumbledore
- Jak to się stało? - pyta dyrektor
- Z tego co wiem, od dzieciaków, to spadł na nią żyrandol. - ostatnie słowa pielęgniarka szepcze.
- Żyrandol? - dziwi się Dumbledore. - Nie możliwe. - wzdycha. - Filch sprawdza dwa razy na miesiąc ich stan, są one bowiem bardzo ciężkie i ostre.. ale nigdy nie było z nimi problemów, zawsze były dobrze przymocowane. 
- Ostre i ciężkie? - mówi niezadowolona Pomfrey. - Hogwart jest ponoć bezpiecznym zamkiem.. z tak złowrogim oświetleniem? 
- Niech pani sobie ze mnie nie kpi. 
- A co jeśli to któryś z uczniów.. albo co jeśli to sprawka..? - pyta cicho pielęgniarka. Ron ledwie słyszy te słowa.
- Jak tylko panna Granger się obudzi i jeśli cokolwiek powie, jesli będzie co kolwiek pamiętać... miejmy nadzieję że nie straci pamięci... proszę przyjść do mojego gabinetu i zawiadomić mnie o jej stanie. Proszę dawać ogólnie znaki czy rany krwawią.. - profesor się peszy.
-Dobrze. A co do podejrzeń? 
- Zwołam naradę. Czy mi się zdaje czy te drzwi są poruszane. Chyba oni nas nie podsłuchują? - słychać kroki Dumbledora w stronę drzwi.
- Odsuńcie się i udawajcie że wszystko jest okey! - krzyczy Ron w ostatnich sekundach.
Dumbledore otwiera drzwi i rozgląda się po uczniach. Zmizerowane twarze.
- Nie nudziło wam się? - pyta ich podchwytliwie.
- Niee.. - ciągnie Ron.
- Mniejsza o to. Idźcie na zajęcia czy do swoich Dorminatoriów i niech zostanie tylko jedna osoba. - profesor patrzy po uczniach. - Kto chętny?
- Ja zostanę z nią, póki się nie obudzi. - zgłasza się wcześnie George.
- Zatem, na stanowiska, pan Weasley was o wszystkim poinforumuje. - odgania uczniów, w momencie gdy bliźniak wchodzi do Skrzydła.
Przechodzi koło pustych łóżek aż w końcu staje przy jednym na którym leży piękna lecz nieprzytomna i blada dziewczyna. Siada obok niej i bierzę jej rekę. Całuje dłoń.
- Mimo tego że nie wiem co do mnie czujesz, zawsze będę przy tobie. - szepcze.
Teraz jest sam, z pół przytomną Mionką. Teraz może się rozkleić i to robi.
- Nie możesz nas zapomnieć. - może i facet, ale płacze. Dlaczego? Bo ma uczucia. - Zrobił bym dla ciebie wszystko. - dodaje po chwili.
Szatynka najpierw chwilę się wierci a potem otwiera po woli oczy.
- Kim jesteś? - pyta.
A George zupełnie się rozpłakuje.
- Żartowałam. - mówi twardo.
Patrzy na nią zza jednej dłoni, którą próbował zakryć ból.
- Jesteś George Weasley, mój przyjaciel. - uśmiecha się z lekka boleśnie.
- Cieszę się.. - mówi chlipiąc.
- Rozpłakałeś się, czemu? - pyta. Chyba nie do końca jest świadoma miejsca, w którym się znajduje.
- Spadł na ciebie .. żyrandol.. mogłaś pamięć stracić. Zupełnie. - wyciera łzy.
- Nie straciłam.. zupełnie. - rozgląda się wokół siebie. - Jestem w jakimś szpitalu?
- Skrzydło Szpitalne. Hogwart. Mówi ci to coś? - pyta.
- Szkoła, do której chodzę? - jest nie do końca pewna. - Wybacz, fakty i fałsze i w ogóle wszystko mi się miesza. Muszę do siebie dojść. Nie pamiętam wypadku, nie kojarzę Hogwartu.. ale pamiętam ciebie, dlaczego?
George nie wie co powiedzieć. To dziwna .. zaiście dziwna sytuacja.
- Może to taki uraz powypadkowy? - próbuje się do tej teorii przekonać. Że wszystko jej się przypomni.
- Pamiętam Ginny.. Harrego.. Rona.. Fr... - nie chce kończyć. Coś kłuje ją w gardle.
- Nie musimy o nim rozmawiać. Chciałbym się cieszyć tym, że mogę z tobą znów pogadać. - uśmiecha się, przez boleśnie skrzywdzone oczy. - Pamiętasz może nasze ostatnie spotkanie?
Kręci przecząco głową.
- To dobrze... - uśmiecha sie bliźniak.
- Pamiętam chyba wszystkie osoby, z szczególnością  tego, kim dla mnie byli. Ale nie pamiętam miejsc, wydarzeń. To trochę nurtujące. - Poprawia się na siedzeniu
- Wrócisz do siebie. - uśmiecha się. - Jestem pewny.
Ona odwzajemnia uśmiech.
- Muszę ci coś powiedzieć. Dusi mnie to od bardzo dawna.. bo słuchaj.. ja.. - nie jest chyba w stanie powiedzieć tych dwóch prostych słów
- Jesteś we mnie zakochany.. - po chwili się śmieje. - Dziwne, że to zapamiętałam.
- Skąd to wiesz? - dziwi się. - Miało być romantycznie..
- A nie jest? - śmieje się dalej.
Dzień spędzają na śmianiu się i przypominaniu Hermionie najważniejszych sytuacji, wydarzeń, miejsc.
Tłumaczenie kim na prawdę jest, dawanie komplementów po drodze ... flirt.
Tylko czy mają świadomość, że w jednym z pokojów w Gryffindorze wściekły chłopak z oczami ociękającymi krwią przeklina pod nosem.. i czy mają świadomość że pewnien rudzielec patrzy teraz na chmury w Argentynie, ubolewając nad swoją głupotą i myśląc o pięknej dziewczynie..

----------------------------------------------------------------------------------------
Następny, tak w kolejnym tygodniu i mały szantaż.. jak będzie pod poprzednim albo pod tym rozdziałem 5 komentarzy... brakuje mi was.. ale jak nie będzie tych pięciu to i tak zapewne napiszę, ale później.
Pozdrawiam, Śpiąca...

piątek, 19 lipca 2013

Podziękowania

Patrzę sobie tak na licznik odwiedzin i wyświetlenia od pierwszego posta. Trzeci post miał około 300 wejść. Gdy tak przewijam kolejne rozdziały i patrzę na komentarze, to chce mi się płakać. Nie wierzyłam że kiedykolwiek ktoś prócz Princessy i Czekoladki, wejdzie tutaj lub coś skomentuje. Pod ostatnim rozdziałem jest tylko jeden komentarz, który i tak mnie cholernie cieszy. Ktoś jednak tu został. Dziękuje tez Clar za miłe słowa przez GG. Jestem strasznie związana z tym blogiem i tymi bohaterami i mimo tego co się ma wydarzyć .. mam iść do gimnazjum, chce tu nadal być. chociażby raz w miesiącu. dla was. dla fanów? Dziękuje wam z całego serca za to że, doceniacie to co ja tu pisze. Proszę, komentujcie ostatniego posta, jestem ciekawa czy ktoś został. A i.. przykro mi ale już nie będę czytała chyba żadnego waszego bloga. Jest ich z 10 a ja jestem daleko do tyłu. Przeczytałam tam wiele, i stwierdzam że to wy budujecie Fremione. Gratuluję wam wszystkim za wasz mały sukces i liczę na to że nie przestaniecie robić tego co kochacie i co doceniają inni. Oczywiście to nie są same fremione, jak widać. Są tu blogi o różnych tematykach związanych z magią. Życzę wam .. wydania książki bo chyba wszyscy chcemy do tego dążyć. Jak wydacie jakąś książkę, to się pochwalcie z radością przeczytam :-) Kocham was, na prawdę i nie wiem kim bym była bez was. Jeśli są tu jacyś fani, to co wy na to aby się nazywać #FanSleepPrincess ? (fani śpiącej królewny) jeśli macie jakieś pytania to mój ask to @romantyczka007, moje gg to: 46727307 a mail: youareperfect1914@wp.pl
Dajcie znać w komentarzy co sądzicie o tych fanach albo jakie macie pomysły na inną nazwę :-)
Tak mnie wzięło na ten pomysł.
W wtorek lub środę wyjeżdżam, w miejsce gdzie raczej będę odcięta od internetu więc rozdział postaram się dodac jeszcze przed wyjazdem ;-)
Nastepne podziękowanie będzie na specjalnym wideo. Postaram się, dla was.
Dziękuje jeszcze raz, wiedzcie że jesteście wspaniali.

niedziela, 14 lipca 2013

Powrót? - "Like a Hogwart"

*tydzień później*
Hermiona usiadła na dziedzińcu. Kwieciła się jedna z najpiękniejszych pór roku. Drzewa wznoszące się na wzgórzach puszczały wolno kwiaty, które odfruwały do jeziora otaczającego zamek. Wspaniały widok. Choć to nie dozwolone, dziewczyna wspięła się po jednej z kolumn i usiadła na dachu dziedzińca Hogwartu. Niech się dzieje co się chce. Dzięki Andrea odkryła to, że życie ma się jedno i należy robić to co się chce a nie to co wolno i należy. Obserwowała ten jakże wspaniały krajobraz. Żyć i nie umierać. W tym momencie coś ją zaniepokoiło bo usłyszała jak ktoś wchodzi na dach. Skurczyła nogi odwracając się co chwila  aby zobaczyć jaki  nauczyciel ją przyłapie. To bez sensu. I tak ją rozpoznają po włosach. Poza tym jaki nauczyciel ma taką kondycję żeby tu wejść? Odwróciła się zupełnie. Uspokoiła się. Andrea. Mimo że znają się jedynie tydzień, to wiedzą o sobie wszystko. Usiłują codziennie doprowadzić do nocnych pogawędek w Salonie Gryfonów, kochają swoje towarzystwo.
- Wciąż myślisz o Fredzie? - pyta przysiadając się obok niej.
- Teraz raczej podziwiałam widok. Ale dopiero przed chwilą tu przyszłam. A raczej weszłam.. potem ty się pojawiłeś.. - mówi.
- Często cię tu znajduje. - na chwile przerywa pytanie o Freda.
- Ja ciebie pierwszy raz tutaj widzę. - wspomina. - Mało mnie interesuje kto tu wchodzi.
- Ta.. od razu. Widziałem twoją minę jak wchodziłem. - uśmiecha się. Dziewczyna odwzajemnia uśmiech. 
- Jak myślisz, czemu on taki dla mnie jest? - pyta. Zupełnie nie w kontekście.
- Nie przejmuj się nim, nie wie co traci. Poza tym dał ci tego całego buziaka we śnie. Nie chciał cię budzić albo nie chciał z tobą rozmawiać.. - zatkał sprawę. 
- Ty to umiesz poprawić człowiekowi humor. - klepie go po plecach. - Dobra, postaram się mieć to gdzieś. - mówi stanowczo i prostuje się, po czym mimowolnie opada. - Może przestał mnie kochać? - pyta i patrzy w oczy Andrea. Te piękne, szczere oczy.
- Nawet jeśli, to inni cię kochają. Zawsze będziesz kogoś miała. - stara się ją pocieszyć, ale jakie są tego rezultaty?
- Nic z tego nie będzie. Nie wierzę w to. Za mało w siebie wierzę. Ty wyjeżdżasz za niecały miesiąc.. Ron ma Savannah.. Harry chyba z Ginny.. George.. szkoda mi na niego czasu. - odpiera.
- Dlaczego szkoda ci czasu na Georga? Niezły z niego gość. Myślę że nic ci nie zrobi. - nie wiem czy zauważyliście, ale polszczyzna Andrea szybko się polepszyła.
- Nie chodzi o to czy zrobi, tylko jaki jest. Każdy postrzega innych inaczej. 
- No dobra. Rozumiem. Ale on cię kocha. - szepcze ostatnie zdanie ciemnoskóry.
- Co? - dziwi się szatynka. - To już wyjaśnia to, że chciał mnie pocałować. Nie ważne. Wolę ciebie. Bo ty się chyba we mnie nie zakochasz? - patrzy na niego wyczekująco, jednak on milczy. - Wam do końca szajba odbiła? Znasz mnie tydzień. Odpowiedz na pytanie. Ja nie chcę cię stracić. 
- Nie stracisz. - mówi.
- Mam nadzieję. Potrzebuję cię stary. - uśmiecha się, łagodząc sprawę.
- Czemu mi nic nie powiedziałaś, o tym że George chciał cię pocałować? Pogadał bym z nim. - odrzekł.
- I tak już to chyba zrobiłeś, sądząc po tym, jaką informację wyniosłeś. Z niektórymi sprawami człowiek musi sam żyć, bez niczyjej pomocy. Ile ja mam lat? Muszę wszystko wszystkim mówić? - pyta.
- Lepiej idź spać, skoro nie wiesz ile masz lat. - uśmiecha się ponownie.
- Uważaj żeby nikt cię do wody nie wrzucił. - śmieje się szatynka.
- Mógłbym z tobą rozmawiać codziennie, 24 godziny na doba. - wymykają mu się słowa.
- Słowo "doba" odmienia się, wiesz? Ile ty potrzebujesz tych lekcji żebym mówić płynnym angielskim? Z resztą i tak po co wszczynam awanture.. świetnie ci idzie.- odpuszcza.
- Dziękować. - Andrea wybucha śmiechem, a Hermiona wstaje i pastwi się nad nim z góry morderczym wzrokiem. Szatynka nienawidzi jak ciemnoskóry specjalnie mówi niepoprawnie.
Wieczór powoli mija, w przyjemnym towarzystwie. Przyjaciele milczą, gdy słońce zachodzi. Znajdują w pobliżu krzak róży i obsypują się płatkami, nie widząc nic innego poza sobą. Hermiona na chwile zapomina o przyjaciolach i nie przyjaciołach. Nagle słychać głos pani McGonagall. Szatynka i ciemnoskóry "rzucają" się na brzuch na dachu i w ciszy starają się nie zwrócić na siebie uwagi. Gdy nie wyczuwają nikogo na dziedzińcu z powrotem śmieją się i bawią do upadłego. Gdy się robi późno "zjeżdżają" po kolumnie. Starają się być cicho lecz już po chwili kierowania się do Dorminatorium słyszą śmiechy i znajome głosy. Chowają się za jedną z kolumn i wyglądają za znajomymi. Jak się okazało Ron i Savannah oraz Harry i Ginny byli na podwójnej randce. Zazdrościć tej miłości. Hermiona twierdzi, że musi z nimi jak najprędzej porozmawiać. Odnowić kontakty. Trzeba walczyć o tych, na których nam zależy. Niespodziewanie Hermiona krzyczy słowo wolność i szczęście.
- Ciszej! - mówi z lekka śmiejąc się Andrea. - Ten dach to był zły pomysł.
- Dosyć smutku i złości. Chce żyć pełnią szczęścia. I ty masz mi w tym pomóc. - uśmiecha się.
- Dobrze. - niespodziewanie przytulają się, jednak po chwili, niczym poparzeni odsuwają się od siebie z lekkim rumieńcem.
Stanęli w progu Dorminatorium, rozglądając się czy jakiś nauczyciel nie jest w środku. Bezpiecznie weszli do Pokoju Wspólnego i Hermiona rzuciła się na kanapę, na której nikogo nie było. Zaś Andrea przysiadł się do kanapy naprzeciwko na której siedzieli Ginny, Harry, George i Ron.
- Przepraszam was wszystkich za taką nagłą nieobecność.. jesteście w końcu moimi przyjaciółmi. - szatynka uśmiecha się szeroko. - Chce się.. - szatynka nie jest w stanie dokończyć, bo żyrandol, który wisiał nad nią niespodziewanie spada i z hukiem uderza w Hermiony głowę. Ostatnie co widzi to przerażenie.. przyjaciół?

----------------------------------------------------------------------------------
na razie nie stać mnie na więcej. dziękuje za to że chcieliście i chyba wierzyliście że wrócę. dedykacja dla wszystkich czytelników <33 niedlugo mam nadzieje kolejny rozdział. przepraszam za treść jeśli coś było powtórzone.. mam nadzieje ze sie spodoba i przyjmiecie to ostatnie wydarzenie.. :) zwrot akcji tak zwany. kocham was wszystkich <3 licze na to, że bedziecie komentowali :)
Śpiąca ..

piątek, 24 maja 2013

Ogłoszenie

Wiem, jesteście mną zawiedzeni, ja sobą z resztą też. Obiecałam sobie że skończę moją historię Freda i Hermiony, a wyszło inaczej. Zawiodłam was. Zniszczyłam historię która miała zakończyć się wspaniałym happy endem,.. wiem, wszystko zniszczyłam. Mi też nie jest teraz łatwo. Końcówka roku, przyspieszenie. Codziennie siedzę na kompie, i zamiast się zmobilizować to mulę w jakiś głupich portalach społecznościowych.. spróbuję jeszcze raz siły w  bloggowaniu i niebawem być może założę nowego bloga. Nie będzie on zapewne tak samo popularny jak ten.. nie, on nie jest popularny.. ma po prostu duży licznik wyświetleń.. w końcu być może jakiś dzieciak ciągle odświeżał codziennnie tą stronę.. nie wiem. przepraszam was z całego serca, wątpie, że wrócę do tego fremione, zniszczył się mój odłamek miłości do tego gatunku potterowskiego. Przykro mi że piszę wam to na blogu.. a nie na jakimś video. Nie miecie do mnie pretensji, ja już nie potrafię, moja dusza fremione wyczerpała się.
                                                                                                       - chyba po raz ostatni, Śpiąca.. ;c

niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział 43 cz.2 - " Z trzech punktów widzenia "

Obudziła się zesztywniała, na twardej ławce. Miała na sobie wzrok Rona.
- Przepraszam. - odrzekł krótko. Hermiona siedziała w niezręcznej ciszy.
- To ty siedziałeś cały czas przy mnie? - zapytała.
- Nie. - zaprzeczył. - Wtedy... nie chciałem cię nazwać kujonicą. Trochę się wkurzyłem. Lolek mi uciekł..
- Lolek? I to był powód żeby mnie przezywać? Wiesz jak ja tego nie znoszę..
Hermiona zerknęła w lewo. Zauważyła twarz osoby, która od razu znikła gdy szatynka spojrzała w jej stronę.
- Wybacz, ale ja już pójdę. Nie mamy chyba o czym rozmawiać. - odparła smutno.
- Mamy. Słyszałem że chcesz się ze mną dalej przyjaźnić..
- A ja słyszałam że kochasz Savannah. - odpowiedziała na zaczepkę, nadal spoglądając w lewo.
Ron zarumienił się.
- Mogę ci coś powiedzieć? W końcu nadal ci ufam. - uśmiechnął się przyjaźniej.
Hermiona przyjrzała mu się uważnie zastanawiając się, czy to nie podstęp. Ron był najwidoczniej szczęśliwy. Tylko zazdrościć. Westchnęła, po czym powiedziała:
- Może kiedy indziej, musze teraz iść, - i podążyła w stronę wcześniej obserwowaną. Było trochę  ciemno i ponuro, bo korytarz nie był za dobrze oświetlony. Kilka kroków dalej ujrzała cień i mroczną ciemność, z której wynurzył się wyższy chłopak, o ciemniejszej karnacji i zaczesanej "grzywce" do góry. Z odległości widać było, ze jego oczy są brązowe, lub piwne.
- Andrea. Nowy być - wyciągnął przed nią rękę. Od razu było słychać że nie jest Anglikiem.
- Kim jesteś i czego chcesz? - zapytała.
- Jestem z Argentyna. Przyjechałem na wymiana. Jeden gość pojechał do Argentyńskiej szkoła, a ja przyjechać tutaj. - uśmiechnął się serdecznie. Wyglądał naprawdę sympatycznie.
- Na ile tu zostajesz, Andrea? - zapytała, być może z nudów.
- Na miesiąca. - odparł.
- Widzę że angielski ci nie służy. - postarała się uśmiechać, ale niezbyt jej to wychodziło.
- A widzę że tobie tak.. - szepnął jej na ucho.
- Bez flirtu. - odparła krótko. - Kto wyjechał do Argentyny?.
- Jakiś Fred Weasley.
Hermiona się załamała, nie wiedząc czemu. Od dłuższego czasu czegoś jej brakowało, czegoś oczekiwała. Jej serce nie było w jednym kawałku.. jeden odłamek pozostał przy Fredzie. Więc jednak go kochała.. bez żadnej świadomości.. być może do teraz go kocha, ale serce nie odpowie szczerze na każde pytanie.
- Wszystko ok? - zapytał Andrea
- Tak, oczywiście. - rzekła sucho. - Fred chciał się z kimś pożegnać, widziałeś go?
- Tak, z jakąś Hermioną, jak przyjechałem.. potem z czystym sumieniem odjechał. Być może się z nią spotkał. Jak myślisz to jego dziewczyna? Wyglądał na bardzo przejętego.
Cios niczym nóż w serce. Więc to on pocałował ją we śnie w policzek. Tak delikatnie.. bez rozpływania się! Przecież zdradził.. chicał być z Ang.. Właśnie.. coś tu nie pasowało.. w jednym dniu spotyka się z Angeliną i mówi że nie chce już z nią być. Szopka dokładnie odegrana przez najlepszego aktora.
Szatynka wyciągnęła do ciemno skórego rękę.
- Hermiona Granger jestem.
Patrzył na nią osłupiony.
- Jesteście para? - zapytał z ciekawością.
- Powiedzmy że byliśmy dwa razy. Za pierwszym mnie zdradził . Nie wiem czemu ci to mówie. - rzekła obojętnie.
- A jednak ja musieć być dla ciebie kolegą skoro to mówić.. - uśmiechnął się tajemniczo. - Andrea Tyroff.
- Tyroff? Co to za nazwisko?
- A co ? Coś ci nie odpowiadać, a co to za nazwisko Granger?
Hermiona zawsze lubiła ludzi którzy bronili swego.
- Czuję że dam radę się z tobą zaprzyjaźnić. - uśmiechnęła się.
- Oprowadzić mnie po szkoła?
- Jeśli chcesz. - rzekła obojętnie.
I ruszyli w długą oprowadzkę po jakże dużej szkole.

^^*^^

- Pożegnałeś się z swoim bratem? - zapytał Lee
- Po co? - żąchnął George
- Bo to twój brat? O co wam znowu poszło? O Granger? Przecież to widać że dwie strony się do niej pchają. No to opowiesz coś więcej?
- Nie. Nie. Nie. Nie powiem nic. Sprawy prywatne.
- A niby jestem twoim przyjacielem.. - zesmutniał Lee.
- Tak kocham Hermionę, i Fred chyba tez.. próbowałem ją dzisiaj pocałować.. - szepnął.
- Nie gadaj?! I co z tego wynikło? - zapytał z zaciekawieniem Jordan.
- Gówno.

^^*^^

- Czym się interesujesz? - zapytała pewna ładna Gryfonka.
- Tobą. - zażartował rudzielec.
- Słodki jesteś. - uśmiechnęła się tajemniczo. - Ktoś o nas wie?
- Nie.. - powiedział krótko.
- Na pewno? - zapytała
- Tak, przysięgam na miłość do ciebie.
- Też cię kocham.
- Naprawdę?  - chłopak zdzwił się.
Przybliżyli się do siebie i chyba sami wiecie co dalej ...

^^*^^

- Będziesz Puchonem, Ślizgonem, Krukonem czy Gryfonem? - zapytała szatynka
- Chyba Gryfon. W mojej szkole byłem Krukonem.
- To zapraszam Cię do naszego Pokoju Wspólnego. - ruszyła pierwsza wzdłuż korytarza prowadzącego w stronę Pokoju Gryfonów.


_ _ _ _ _ _
Na razie tylko wprowadzenie nowej postaci. rozdziały będą krótsze i głupsze -.- nie wiem kiedy 3 część 43 rozdziału..
Śpiąca..

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 43 cz.1

Hermiona, gdy szła do Pokoju Wspólnego, zakazanym przejściem, usłyszała czyjeś kroki. Schowała się za jedną z kolumn. Ciężko oddychała.
- Freddie, ale przecież tak fajnie nam było kiedyś! I teraz z resztą też.. - powiedział jakiś głos.
- Daj mi spokój. - odrzekł, no raczej Fred.
Para podążyła dalej, a Hermiona mogła umknąć z ukrycia. Szczerze mówiąc nie obchodziło ją to, czy on coś czuje do jakiejś dziewczyny, czy nie. Chciała dać mu drugą szansę, chciała im dać drugą szansę, a on wyjeżdża z czymś, co dłuższy czas ukrywał. Zdrada. Głośno i smutno, westchnęła i pobiegła po schodach do góry. Skręciła w prawo i już była niedaleko drzwi, gdy zobaczyła Freda. Nie patrzyła na niego wtedy, gdy rozmawiał z tajemniczą nieznajomą, ale teraz mu się przyjrzała. Usunął grochówkę z twarzy i zmienił ciuchy. Należało mu się z tą zupą. Widocznie czekał za czymś. Za Hermioną? Postanowiła nie iść do Pokoju. Żeby tylko się na niego nie natknąć. Wycofywała się, bacznie obserwując rudzielca, gdy na kogoś wpadła. Ron. Wypadło mu coś z ręki i pobiegło hen daleko. Być może był to ten głupi szczurek.
- Wielkie dzięki kujonico. - parsknął.
- Dobra, rozumiem że mi się należało, ale żeby od razu kujonico? Nie stać Cię na coś lepszego? - wkurzyła się. Nienawidziła jak ktoś tak na nią mówił. I znów poszła w dalsze korytarze, modląc się żeby nie wpaść na nikogo. Ten dzień nie należał do najmilszych.

^^*^^

Usiadła na jednej z ławek, przy dziedzińcu. Było tu pusto, bo niektórzy wyjechali do swoich rodzin. W Hogwarcie raz na cztery miesiące można wyjechać do swoich bliskich. Nadszedł kolejny termin. Hermiona nie miała ochoty wcześniej stąd wyjeżdżać, ale teraz żałowała tej decyzji. Nie miała z kim pogadać. Żeby chociaż natknąć się na samotną Ginny, bez Lori. Wsparła nogi na ławkę i oparła głową o kolana. Coś huknęło. Spojrzała w stronę, z której dobiegł ją odgłos. Wychyliła lekko głowę. Zaśmiani George i Lee, biegli w stronę szatynki.. a raczej gdzieś na przód. Za nimi sypał dym. W końcu znaleźli się obok Miony.
- Widzę że ci humor wrócił. - powiedziała cicho.
- Wiesz co, ja pójdę się pouczyć Eliksirów. - zaśmiał się Lee.
- Już ci uwierzę. - również zaśmiał się George, patrząc  jak rozbawiony Jordan biegnie truchtem w stronę Dorminatorium. - Tak. Humor wrócił. A co tam u ciebie?
- Nudy. Żałuję że nie pojechałam do rodziców.
- Masz przecież nas. - uśmiechnął się sympatycznie.
- Mam tylko ciebie.. - westchnęła. - Ginny ma Lori, Ron nazwał mnie dziś kujonicą, Freda oblałam grochówką..
- Grochówką? - zdziwił się rudzielec. - A Harry?
- No i Harry.. mam was dwóch. Nikogo więcej. Pewnie nie długo zostanę sama na lodzie. - oparła czołem o kolana.  George podniósł jej podbródek, nawet nie wiadomo jak i przybliżył się do niej.
- Nie, George, nie! - zaprotestowała. - Ja tak nie potrafię.
Wstała i ruszyła znów nie wiadomo gdzie.
A George został sam na sam z ponurymi myślami.

^^*^^

Hermiona sama nie wiedziała co już naprawdę czuje. Kogo kocha, kogo nie powinna kochać.. kogo powinna.. w gruncie rzeczy niczego nie powinna, ale ona czuje, gdzieś głęboko w sercu, że coś nad nią wisi. Coś jej ciążyło, być może to całe zamieszanie z Fredem. Nie poczuwała miłości do niego, lecz coś zaiskrzyło.. a może nie powinno? A co z Georgem? Przecież to on teraz ją wspiera i jest, a ona nie daje mu ani grama szansy, a właściwie, skąd może wiedzieć, czy to on właśnie jej nie kocha? ... z resztą kto by chciał dziewczynę w takim stanie. Smutna, załamana, niezdecydowana. Rozmyślała tak na podłużnej ławce, i nawet się nie spostrzegła gdy usnęła. Podczas snu, poczuła muśnięcie po policzku i męski zapach. To jej pomogło psychicznie chociaż przez chwilę pomyśleć pozytywnie..

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Wiem, krótki i beznadziejny .. przepraszam :C , zawodzę was ;_; następny nie wiem kiedy. </3
Śpiąca...

wtorek, 9 kwietnia 2013

Przepraszam

Przepraszam, że nie piszę nic. Nie mam średnio czasu - właściwie to go mam.. ale nie umiem skupić pomysłów w całość. Brakuje  mi czegoś.. następny rozdział, mam nadzieję że niebawem.
I'm so sorry...

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 42


- Gdzie żeście byli?! – tymi słowami powitała ich profesor McGonagall. Wiedzieli że nie będzie łatwo się wymówić. Nastała krępująca cisza, którą przerwał Fred:
- Byliśmy u swoich rodzin.
- A trudno powiedzieć jakiemuś nauczycielowi? Myśleliśmy że się wam coś stało. – profesorka złożyła ręce na klatce piersiowej i oczekiwała wytłumaczeń.
- Musieliśmy natychmiast wyjechać. Harry oczywiście pojechał z nami do Nory.- rzekł Fred.
- Tak czy siak było to nie rozważne. – wydawało się, że syknęła. – Chodźcie za mną.
Uczniowie zrobili to co kazała, z lekko zmieszanymi minami.
Nauczycielka doprowadziła ich do wyższych komnat zamku, na ostatnim piętrze. Uchyliła przed nimi drzwi. Hermiona krzyknęła.
- że co mamy z tym zrobić? – zdziwił się Fred, pytając za wszystkich. Widzieli stado szczurów które były dosłownie wszędzie. Po chwili szklany żyrandol, który wisiał na suficie spadł. Przyjaciele się podkurczyli.
- Tu jest nie bezpiecznie.. – szepnęła Hermiona.
- Wypłoszcie je. – rozkazała McGonagall.
- Niby jak?! – oburzył się  Fred.
- Magia potrafi czynić cuda. – profesorka zamknęła potężne drzwi zostawiając uczniów na pastwę szczurów.
- Ja tego sprzątać nie będę! – oznajmiła Hermiona. – Za bardzo się brzydzę.. - usiadła w grymasie na podłodze. Po chwili podbiegł do niej mały szczurek. Szatynka cicho jęknęła. - Ja stąd wychodzę!
- Nie. - rzekł surowo Fred. - Wpakowaliśmy się w szukanie amuletów, więc teraz musimy odprawić czarną robotę. WSZYSCY RAZEM. - nie patrzył w oczy Hermiony, być może nie potrafił, po tym co zrobił, lub jego myśli przybrały egoizm i znienawidził ją. Z resztą i tak dziewczynę to nie obchodziło. Obrażona wstała z podłogi i cicho mruczała coś pod nosem. Po chwili głośno odrzekła : - Wybacz, ale nie będę tego sprzątała. - zabrała się za otwieranie ciężkich drzwi.
- Jak chcesz. - Fred puścił ją wolno. - Ale jak profesorka wróci tu sprawdzić czy uwijamy się z robotą, to ty będziesz miała ochrzan od niej. - spuścił oczy i wyczarował jakiś wielki spray. - Wy też macie zamiar się buntować? - zwrócił się do reszty. Jego brat unikał go jak ogień. Wzięli za różdżki. - Zaklęcie lento. - powiedział, trochę uspokojony. Czarodzieje mieli przed sobą sporo spray'ów. Hermiona poddała się i posłuchała Freda. Również wyczarowała to co pozostali.
- No i co mamy z tym zrobić? - zapytał Ron.
- No jak to. Spsikaj tym te szczury. - odparł Fred biorąc się za pas z tą czynnością. Szczury kolejno znikały.
Przyjaciele zaczęli odwalać karę. Szło im to łatwo, ale i wolno. Godzinę po zmagali się z jednym z najszybszych szczurów. W końcu Harry się na niego rzucił. Trzymał go na rękach, i już Hermiona miała psikać trutką, gdy Ron zabrał   owego szkodnika.
- Ron co ty wyprawiasz?! -  zapytał Fred. Wstał z zimnej posadzki przyglądając się bratu.
- No.. szkoda mi go.. a skoro Parszywek to ten cholerny Peter ... to może ja go zatrzymam? Wydaję się taki słodziutki... - przyjaciele patrzyli na niego jak na psychopatę. - No co? Niektórzy hodują świnie a wy macie coś do szczurów. Pff.. - wyszedł z pomieszenia obrażony. 
Reszta towarzystwa trochę rozbawiona opuściła pomieszenie za nimi.
Hermiona po raz ostatni spojrzała na pustą salę. Skądś ją kojarzyła. Tylko skąd?
- George, poczekaj. Co z tym żyrandolem? - spojrzała na smętny widok roztrzaskanego szkła.
- Nie nasz problem. Odwaliliśmy swoje. - mruknął.
- ej, co jest? - zapytała. Wypowiedziała zaklęcie, a żyrandol pojawił się na swoim dawnym miejscu, calutki.
Zauważyła, że George wyszedł już, więc samotnie opuściła dane pomieszenie, piętro. Po drodze ktoś ją zatrzymał. Tym kimś był Harry.
- O, Harry. A ty nie z Ronem? - uśmiechnęła się delikatnie, idąc wciąż na przód. Przyjaciel zdziwił się że ona go tak bez obojętnie minęła. Zaczął ją doganiać.
- Pytasz się tak, jakbyśmy byli nierozłącznym małżeństwem. - trochę się skrzywił. - Możemy pogadać? - zapytał. - Oczywiście, jeśli  masz czas.
Hermiona przystanęła. Przypomniało jej się że to jest jej przyjaciel. Że zawsze trzeba mieć w pokrewnej duszy wsparcie. 
- Jasne. - odparła szeroko uśmiechając się. - Jeśli ty mi coś obiecasz.
- Tak?
- Wracamy do naszej przyjaźni. I że.. no wiesz  nie rozdzieli nas już nic. 
- Myślałem, że się cały czas przyjaźnimy. - lekko się zmieszał.
- Ale chce żebyś był blisko. I ty, i Ron. Potrzebuje was. Po tej kłótni z Fredem. No potrzebuje was i Georga. 
- A właściwie to o co poszło z Fredem? - zapytał
- Możemy porozmawiać za pół godziny ? Na błoniach? - spytała, jakby się jej spieszyło.
- Jasne. Gdzie ci tak spieszno? 
- George mi gdzieś zniknął. Coś dzisiaj jest chyba nie w sosie.
- Podoba ci się. - odparł Harry.
- Co? - zapytała szatynka, po czym się zaśmiała. - To przyjaciel. Cenię go sobie. Tak jak was. Dlatego chcę odnowić naszą przyjaźń. Dobra. To do zobaczenia za pół godziny. - uśmiechnęła się, szybko pokiwała i rzuciła się biegiem w stronę schodów.
- Ach.. te kobiety.. - odrzekł Harry, powoli idąc przed siebie.

*^^*

Dopiero w pokoju wspólnym zobaczyła Georga. Spał na jednej z kanap.
Nie chciała go budzić, więc wzięła jednego z koców i przykryła go nim. Tym gestem go właśnie zbudziła.
- Nie budzi się śpiącego. - odparł, podnosząc się na sofie.
- Przepraszam. Chciałam pogadać. Czemu jesteś taki skołowany?
- Miłość potrafi zniszczyć psychikę.
- Haha. - Hermiona się zaśmiała. - To kto jest tą szczęściarą.
Nie mógł powiedzieć "Ty", chociaż taka była prawda. George już od dawna upodobał sobie Hermionę, a że chodziła z jego bratem, to nie mógł, nie potrafił, teraz gdy droga była wolna, a horyzonty były otwarte, zatkało go.
- E... Angelina. - spanikował.
- Ale przecież ona cię zdradziła.. znaczy się miała cię za jednego z dwóch. A ty ją jeszcze kochasz? No nic. Cieszę się że dowiedziałam się co ci jest i przykro mi z powodu tej miłości. Umówiłam się z Harrym na błoniach, więc muszę jeszcze pędzić się przebrać. - cmoknęła go w policzek. - Do zobaczenia potem.
Jak on kochał te wesołe oczy!
- Randka? - speszył się.
- Nie. Chce ze mną o czymś porozmawiać.
- Więc randka. 
- Nie! Spotkanie towarzyskie.
- Czyli przed randzie.
- Co? A z resztą nie ważne. To nie jest randa i kropka.
I pobiegła po schodach w górę, do swojego pokoju.

*^^*

Niewiele czasu  minęło, do chwili gdy Miona ruszyła na błonia.
Po drodze zobaczyła coś co ją ukłuło i spowodowało że nagle pomyślała o biednym Georgu.
Widziała Angelinę z Fredem. "A ponoć tak bardzo mnie kocha" - parsknęła w myślach.Bo w końcu to przykre, gdy ktoś kto dla ciebie wiele znaczy,a kłamie w żywe oczy.
  Można powiedzieć że Fred jest kobieciarzem, bo potrafi uwieźć a potem w aktorski sposób zostawić. No ale taki jest ród męski. Nie zrozuzmiały, gra na  swoich zasadach. Widocznie wybrał Angelinę. Hermiona nie myślała już dłużej o tym, i nawet się nie spostrzegła że przyglądała się parze. Z małym smutkiem   zbiegła po schodach. Bo w końcu nie można płakać cały czas. Co nie?

Wyszła z zamku i biegiem pobiegła w dół wzgórza, bo w końcu była już spóźniona. Zobaczyła Harrego przy wierzbie. Siedział oparty o drzewo.
Gdy tylko ją zobaczył, energicznie wstał.
- Spóźniłam się, przepraszam, ale coś przykuło moją uwagę. - uśmiechnęła się przepraszająco.
- Zawsze znajdziesz wytłumaczenie. - znowu usiadł.
Hermiona w duchu ucieszyła się na tą rozmowę, ale zaniepokoiło ją trochę to, że chce pogadać w cztery oczy. Krępująca sprawa. Usiadła.
- A więc??... - zapytała.
- Utrzymujesz kontakt z Ginny? - wyrwał się.
- Teraz nie. - westchnęła. - Ta nasza przyjaźń, a raczej koleżeństwo jest skomplikowane. Czemu pytasz? 
- Dlaczego to jest skomplikowane? - zapytał. Nie chciał odpowiadać na pytanie.
- Łączy nas jakaś więź, ale ona często się urywa. Jej najlepszą przyjaciółką jest Lori, chociaż bywają okresy gdy tylko ja z nią rozmawiam. 
- I tak tego nie zrozumiem, bo kobiety. - uśmiechnął się.
Hermiona zachichotała.
- Kim jest Lori? - zapytał
- Tak jak już mówiłam: najlepsza przyjaciółka Ginny,  Puchonką. Jest w jej wieku. Nic więcej o niej nie wiem. - zamyśliła się. - A i .. Lori ponoć kręci z Malfoy'em.
- A Ginny na to?
- Jak na lato. Ignoruje to. W końcu każda ma inny gust.
- A jaki jest twój? - spytał
Hermionę zatkało.
- W tym momencie nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Myślałam że Fred wytycza gust, ale jak się okazało, zawiodłam się na nim. - spojrzała smutno przed siebie. WSPOMNIENIA - UGH.
- To powiesz w końcu o co poszło z Fredem? 
Hermiona ciężko westchnęła i zaczęła opowiadać od początku. O tym że Fred rozkochał ją w sobie, o tym że mieli już chodzić, o tym że coś zaiskrzyło no i o bolesnej prawdzie. (oczywiście nie opowiadała to w pod punktach tak jak ja, narratorek, no ale..) Wspomniała również o tym że George też ucierpiał, i że spóźniła się na spotkanie z nim, bo zobaczyła parę zdrajców.
- Współczuje. - powiedział w końcu Harry.
- Nie dzięki. - odparła. - Nie żałuje wspomnień. Żyje się na własną odpowiedzialność.
- Co dalej?
- Jak to co? 
- Co masz zamiar zrobić z Fredem? - zapytał Wybraniec
- Mam zamiar go ignorować. Jak ognia. 
- Nie dasz mu szansy?
- Po co, Harry? To egoista. Popaprany egoista. - westchnęła. Zachciało jej się płakać. - Dlatego was potrzebuje. Muszę się wspiąć znów na szczyt, bo trochę zjechałam w dół. - po jej policzku spłynęła jedna jedyna łza. - Co u Rona? - otarła ją. Pora zakopać przeszłość. 
- Pora ci to powiedzieć. Zakochał się.
- Co?! Ronald Weasley się zakochał?!
- Robił to już kilka razy, tylko zwykle mu przechodziło po kilku dniach.. - westchnął Harry
- A teraz? - zapytała
- Teraz to mu nie przechodzi od kilku miesięcy...
- I ja nic o tym nie wiedziałam?! - oburzyła się.
- Byłaś zapatrzona w Jonathana i Freda. Nic więcej nie widziałaś. Ślepota! - dźgnął ją w brzuch.
- Ej! To Fred był ślepy.. no może ja też byłam na was. A propo Jonathana.. co z nim.. nie widziałam go już dawno... - oparła się wygodnie o korę. Spojrzała w chmury wyczekując odpowiedzi.
- Przeniósł się.
- Szkoda, nawet fajny był.
- Ktoś tu poczuł mięte do nowego? - Wybraniec powiedział głosem a'la z reklamy Colgate.
- Hahahahaaha. - szatynka zdrowo się zaśmiała. - Był po prostu sympatyczny nic więcej. - zapanowała chwilowa cisza. - To... Kto jest tą szczęściarą?
Harry się zmieszał: - YY.. ale skąd wiesz... że ten.. no..
- Chodzi o Rona! - uśmiechnęła się.
- A.. no więc... to ty. - powiedział trochę skrępowanie.
- CO?!
- Prima Aprilis. - zaśmiał się.
- Dziś nie jest pierwszy kwietnia. - skrzywiła się.
- Wiem. Jak ten czas leci.. - napotkał oczekujący wzrok Hermiony. - Aha. Jasne, miałem ci powiedzieć. To Savannah.
- Ta Savannah?! - Hermiona była zaskoczona/zdziwiona
- Tak.
- Ale przecież to chrześniaczka McGonagall.. i że on ten teges.. ?
- Tak on się w niej zakochał. Trochę o niej wiem, bo Ron nie raz mnie wysyłał żebym się czegoś dowiedział. Jej rodzice - mugole zginęli w jakimś wypadku samochodowym. Więc przygarnęła ją nasza profesorka. Zapisała ją do Hogwartu. No i tak to się skończyło że zamąciła naszemu przyjacielowi w głowie.
- W ogóle go nie obchodzi  to, że jest chrześniaczką swojego znienawidzonego nauczyciela? 
- Nie. Miłość go uskrzydliła. - Harry wzruszył bezradnie ramionami.
- A ty? Jak się odkrywasz w miłości? - zapytała.
Harry znowu się zmieszał. Nie chciał odpowiadać na to pytanie. Zamiast pleść nie wiadomo jakie głupoty, po prostu zamilczał.
- Więc dlatego chciałeś porozmawiać na osobności... - Hermiona zaczęła rozumieć. - Chodzi o Ginny, prawda?
Jakby weszła do jego myśli.
- No.. wiesz.. tak wyszło.. ale przysięgaj że nikomu tego nie powiesz. Nawet Ron tego nie wie. Potrzebuje kobiecej rady. Co mam zrobić żeby mnie zauważyła?? - mówił strasznie szybko.
Ach.. MIŁOŚĆ!
- Zaczaruj ją. - odparła krótko. - Dziewczyny lubią miłe niespodzianki, miłych facetów, miłe zachowanie.
- Czyli wszystko co miłe to dobre? 
- Tak. - odrzekła. Nigdy by nie pomyślała że Harry się zakocha w Ginny. NIGDY. - Chwila.. a co z tym okresem.. kiedy pojawialiście się razem i śmialiście? - zapytała
Wybraniec posmutniał.
- Spodobał jej się ktoś inny. Powiedziała to oczywiście delikatnie. Teraz nie wiem nic czy się z nią ktoś spotyka czy nie.. A ty masz o tym pojęcie? - spytał z nutką nadzei.
- Jest to jeden z okresów gdy najlepszą przyjaciółką Ginny jest Lori.
- Gdzie mogę ją znaleźć?
- Najczęściej? Jest taki mały pokoik na trzecim piętrze. Drzwi są strasznie wąskie. Spotyka tam się często z Ginny, lecz i tak wieczorami przychodzi tam sama. Drzwi mają numer 5.
- To numerują drzwi w Hogwarcie? - zdzwił się czarnowłosy
- Sale nie służące do lekcji, chyba tak. 
- Myślisz że powinienem z nią porozmawiać?
- Jeśli ci na Ginny zależy..
- Robi się późno. Idę ją namierzyć. Muszę się przekonać sam, pytając Lori.
Dziękuje Hermiona. Bardzo mi pomogłaś. - najpierw wstał Harry, potem Miona. Chłopak podniósł ją mocno ściskając.
- Wystarczy! - krzyknęła. - To boli.
Zaśmiali się.
- To ja będę leciał. - pokiwał i zaczął biec w stronę zamku.
- W razie czego wiesz gdzie mnie szukać, Harry! - krzyknęła, lecz Wybraniec był tak daleko, że raczej jej nie usłyszał.
Hermiona znów usiadła. Cicho westchnęła. Myślała o miłości. Wszędzie jej pełno, ale nikt się nie przyzna do niej bez zarzutów. Wiatr zaczął smagać jej włosy. Usłyszała niebawem pomrukiwanie sowy która zrzuciła jej jakąś małą karteczkę na kolana.

 Jeśli masz czas i ochotę, przyjdź do Motylarni, za dziesięć minut.
Będę tam czekał.
Fr  George.

Miała ochotę i czas, ale coś jej nie pasowało. Spotkanie w Motylarni? Podpis nadawcy zaczynał się na Fr.. lecz potem został skreślony i pojawiło się imię George. Fred? Czysta ciekawość i determinacja, doprowadziła szatynkę do Motylarni, aby poznać prawdę kto ma tam na nią czekać.

Gdy dotarła, ujrzała człowieka, którego się spodziewała. Oszusta, kłamliwego zdrajcę. Inaczej Szyszkę*. Stał z bukietem kwiatów.
- Jesteś żałosny. - odrzekła. - Najpierw miziasz się z Angeliną a potem przychodzisz z bukietem kwiatów, podszywając się pod swojego brata.
Fred podszedł do niej i ulękł na kolanach.
- Przepraszam. Z całego serca.
- Już ci nie ufam i już ci nie zaufam.
- Miona, ale ja cię kocham!
- Jesteś żałosny. Tyle ci powiem. - sięgnęła po różdżkę i wyczarowała dzbanek z grochówką w środku. Całą zawartość wylała na głowę Freda. - Idź do Angeliny żeby ci to coś na głowie zdjęła. Popamiętasz mnie, Fred. - dała złowieszcze spojrzenie i zniknęła. A rudzielec klęczał osłupiony z spływającą grochówką po szyi.

*  szyszka - inaczej Fred ; poprzedni rozdział
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _
I jak?
Przepraszam że tak późno. Obiecuję się zdyscyplinować. Rozdziały teraz będą rzadziej, bo po prostu brak czasu i weny. Dziękuje za ponad 4000 wejść. Kocham was i przepraszam.
Spóźnione: Wesołych Świąt! :)

Całusy :)
~.Śpiąca.~

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 41

Hermiona obudziła się w pokoju, który był wyznaczony dla niej, - U Kruma.
Podejrzewała, że Fred ją tu przyniósł. Zupełnie nie wiedziała w co się pakuje.. czemu z nim jest.. czy go w ogóle kocha? Ale nie tym chciała sobie krzątać głowę. Wstała, ale niespodziewanie upadła. Zaczęło jej się kręcić przed oczami. Do pomieszczenia wszedł Fred. Przypatrywał się niej przez moment.
- Dobrze się czujesz? - zapytał.
- Trochę mi słabo.. - szepnęła ponownie się kładąc. - Jak Ron i Harry? - spytała trzymając się o czoło.
- O wiele lepiej. Siedzą teraz przy kominku. Ty wyglądasz gorzej, bo wiedźma rzuciła w ciebie soplem. - wskazał na okolicę lewej brwi szatynki. Hermiona przejechała tak palcem. Poczuła mały plaster.
- Mam przecięte? - wskazała na opatrzoną ranę.
- Tak. Niestety. - usiadł obok jej na łóżku. - Martwiłem się...
- Nie musisz.. - westchnęła. - Fred możemy porozmawiać? - postanowiła z nim pogadać, otwarcie, bo nie chciała się dłużej męczyć z tymi samymi uderzającymi jak fala pytaniami o ich związek. " Czy to słuszne? "Czy go kocham? Czy to potrzebne?"
Wiedziała że go kocha, ale raczej jak najlepszego przyjaciela. To co się zaczęło a nie powinno, nie że jej przeszkadzało, tyle że karciła się za to, że nie czuje nic więcej niż braterska przyjaźń. Doceniała jego miłość i nie chciała go skrzywdzić, bo bała się że źle to odbierze..
- Tak? - speszył się trochę. Zaczął pocierać ręce.
- Kocham cię.. - szepnęła, a na twarzy rudzielca zatriumfował uśmiech. Przybliżył się do niej, lecz szatynka się odsunęła.- ... ale jak brata, który zawsze jest przy mnie. Wybacz. -  spłynęła jej jedna łza po policzku.
- E... - nie wiedział co powiedzieć. - I tak nie zasługuję na twoją miłość.. - postanowił powiedzieć jej to teraz. Był gotowy i czuł że skoro i tak się wszystko rypło to powie jej gorzką prawdę. - Przepraszam, pewnie znienawidzisz mnie że to przed tobą ukrywałem.. ale nie potrafię.. zawsze starałaś się mnie nie skrzywdzić.. chociaż ja pokazywałem że nie warto się ze mną zadawać. ZAWSZE znajdowałaś to co dobre, a nie co złe we mnie. Nie potrafię już dłużej kłamać. Podczas gdy byliśmy ze sobą po raz pierwszy.. spotykałem się jednocześnie z Angeliną. Nie wiem dlaczego. Próbowałem odreagować to wszystko, opierając się, czuć ostoję przy Ang. Czułem że nie kochasz mnie.. i nie  potrafiłem sobie z tym radzić. Przepraszam. - Hermiona nie potrafiła powiedzieć ani słowa. Zatkało ją. Ona się tu zastanawia.. czy go kocha.. jak to odreaguje.. czy ma z nim być żeby go  nie zranić a on wyjeżdża z pustym słowem przepraszam! Mógł od razu powiedzieć.. zdradzam cię z Angeliną. ~szatynka zadygotała~ - Przepraszam. - powtórzył.
- Wyjdź. - wskazała na drzwi.
- Hermiona, ale.. - zaczął, lecz mu przerwała.
- WYJDŹ! - powiedziała nie co głośniej.
Przybliżył się do niej. - Daj mi to jaśniej wytłumaczyć... cokolwiek.
- DO CHOLERY ZOSTAW MNIE, WYJDŹ I NIE ODZYWAJ SIĘ DO MNIE CHOCIAŻ BY JEDNĄ LITERKĄ. - krzyknęła, energicznie wstając. Fred aż podskoczył. - JESTEŚ PODŁĄ ŚWINIĄ! OKŁAMYWAŁEŚ MNIE, PODCZAS GDY JA.. PODCZAS GDY JA ROBIŁAM WSZYSTKO ABY CI POMÓC.. ABY CI BYŁO DOBRZE, ABY CIĘ NIE ZRANIĆ! ZOSTAW MNIE, A JEŚLI CHOCIAŻ BY DOTKNIESZ MNIE JEDNYM PALCEM, TO WYWALĘ CIĘ Z TEGO DOMU. JESTEŚ EGOISTĄ FRED. PODŁYM, ZAKŁAMANYM EGOISTĄ.
Fred spuścił głowę i wyszedł z pokoju. To nie był jednak dobry moment.
Hermiona grzmotnęła poduszką o ścianę i oparła się o nią, powoli zsuwając się w dół. Dała upusł łzą. Postanowiła już nigdy nie odezwać się do Freda, chociażby zakochała się na śmierć, na zawsze.

^^*^^

5 minut wcześniej
George siedział przy stoliku, pijąc bezkofeinową kawę. Wpatrywał się w kominek, a czasem przysłuchiwał się rozmową jego brata z Harrym. Niekiedy cicho chichotał przez głupoty jakie słyszał. Niespodziewanie usłyszał głośny krzyk Hermiony. Przestraszył się. Dziewczyna momentami nie panowała  nad złością. Chwile potem jego uszy dostrzegły, cichy, przenikliwy głos Freda. Uspokoił się, i sięgnął po kolejny łyk kawy. Po kilku sekundach znów usłyszał krzyk, tyle że tak porządny, że się zaczął zastanawiać czy Hermiona zaraz kogoś nie zabije. Harry, Ron i George obdarzyli się przestraszonymi, zdzwionymi minami. Po schodach zbiegł Fred z opuszczoną głową.
- Usiądź bracie. - George wskazał na siedzenie obok. Kątem oka zauważył łzy spływające po policzkach brata.. czy to możliwe że aż tak ostro poszli? - Co się wydarzyło? - chlipnął kawki. 
- Nie chce o tym rozmawiać. - szlochnął. - Zawaliłem.
- Nie pierwszy raz.. - szepnął jakby sam do siebie George.
- Weź się zamknij! - krzyknął Fred po czym wszedł do pierwszego lepszego pokoju, trzaskając drzwiami. Trzasnął swym ciałem o ścianę. Zniszczył wszystko. Poczuł się jakby serce pękło mu na miliony kawałków. Zabołało go uderzenie o ściane, więc osunął się na podłogę "Należało mi się" - pomyślał i zakrył twarz dłońmi.
%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%
- Skoro mój kochany braciszek... - rzekł sam do siebie George (oczywiście z ironią). - ... nie chce mi powiedzieć co się wydarzyło.. w takim bądź razie pójdę do istnego źródła - Hermiony. Muszę sprawdzić o co poszło. - odłożył pusty kubek do zlewu, i nie zauwazył zdziwionych min Harrego i Rona, po czym ruszył na górę, do Hermiony.
- Czy on rozmawiał sam ze sobą? - zapytał Harry.
- Odtrącenie ze strony najlepszego przyjaciela i bliźniaka to musi być cios. - odparł Ron.

^^*^^

George zapukał do pokoju.
- IDŹ SOBIE! - krzyknął głos od środka.
- To ja.. George.. - powiedział trochę speszony.
- IDŹ SOBIE! - powtórzyła - CHCE BYĆ SAMA!
George nie posłuchał jej i wszedł do pokoju. Poduszki były po rozrzucane, a dziewczyna siedziała pod ścianą. Podniosła twarz, która była blada i spuchnięta.
Rudzielec usiadł obok niej.
- Czy musisz zawsze nie słuchać? - starała się uśmiechnąć.
- Nie chce żebyś siedziała sama.. - odparł krótko. - O co tym razem poszło?
- Nie tym razem tylko nadeszła sprawa która skończyła znajomość moją i Freda. Ale ci nie powiem. Nie chce psuć waszych kontaktów.. - pociągnęła nosem.
- Dlaczego masz w ten sposób psuć nasze kontakty z Fredem..? - zdziwił się.
- Chodziłeś z Anegliną? - zapytała
George zrobił kwaśną minę. - Tak, ale rzuciła mnie, bo zakochała się w innym.
- No właśnie. - wzdrygnęła ramionami. - Zostawiła cię dla Freda. - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Nie ściemniaj. - zaśmiał się.
Hermiona miała poważną minę.
- A to idiota! - krzyknął. 
- Masz poduszkę. - podała mu ją.
Chłopak wziął ją w ręce i rzucił z całej pety w ścianę. Po chwili zbiór pierza upadł z grzmotem na podłogę.
- Jak on mógł. - szepnął George.
- Też tego nie rozumiem.. - zapatrzyła się przed siebie.. wszystkie te dobre momenty.. z Fredem.. och, pragnęła je jak najprędzej wypędzić z głowy.. Spojrzała na rudzielca,  który był blady jak ściana. - Nie załamuj się..
- HERMIONA, ALE TO MÓJ BRAT! - podniósł głos, a szatynka wzdrygnęła.
- Masz mnie. - szepnęła. Przytuliła się do niego. - Obiecaj że mi czegoś takiego nie zrobisz.. lubię cię George.. potrzebuję cię George.
Chłopakowi spodobało się to. - Nie zrobię ci czegoś takiego.. nie zostawię cię.. ale przyrzekaj że ty też nie zostawisz mnie.. muszę też mieć oparcie.
- Trzymamy się razem? - spojrzała mu w oczy.
- Spróbujmy się zaprzyjaźnić.
- A ja postaram się nie widzieć w tobie Freda.. mogę go nazywać szyszką? - delikatnie się uśmiechnęła
- Szyszką? - George zdziwił się, ale docenił mało udany żart. - Niech będzie .. Szyszka Weasley..
- Masz ochotę na spacer.. ? - zapytała. - Przyda  mi się trochę świeżego powietrza.
- Wolałbym spacer o północy.. - odparł.
- Niech będzie. - wtuliła sie w niego.
Tak. Potrzebowała go. Nie miała pojęcia jak bardzo.
- A poza tym jak po chorobie? - zapytała 
- A, wyszedłem z tego silniejszy.. - uśmiechnął się blado.
- I o to chodzi! - powiedziała optymistycznie. - Nawet gdy się świat zawali mamy innych przyjaciół.. 
- Miona? - zwróciła się w niego stronę. - Kochałaś Freda?
- Jak brata, najlepszego przyjaciela.. najwidoczniej bez sensu.. - oparła głowę na jego ramieniu.. siedzieli w ciszy. Ale ta cisza pomogła im zrozumieć, połapać się w tym jednym wielkim gównie.

^^*^^

Po ostatnie elementy wyruszyli George, Ron i Harry.. bez Hermiony, ponieważ była zupełnie bezsilna bo jakże banalnej i dotkliwej prawdzie. Gdy Fred i szatynka zostawali w domu, rudzielec się często ulatniał. A Hermiona albo patrzyła bezlitośnie w kominek.. albo  płakała. Bo to przykre gdy traci się osobę, którą się kocha. Harry opowiadał przyjaciółce o ponownym pojawieniu się Voldemorta przy jednym z elementów. Stoczyła się niewielka walka, na czele której chłopcy wyszli cało. Szukanie nie odbyło się również bez niebezpiecznych niespodzianek i emocji.. których część bohaterowie zachowali dla siebie. Zniszczyli elementy które mieli w zanadrzu, słysząc przerażliwe krzyki i widząc czarne wirujące dziury. Został tylko medalion. Jedyna rzecz która jest na szali pomiędzy dobrem a złem. Przyjaciele i Fred, i Hermiona stanęli przed domkiem Kruma, zasłaniając go zaklęciami. Teraz widzieli ten dom tylko oni. Tak jest w gruncie rzeczy bezpieczniej. Złapali się za ręce i deportowali  z powrotem do zamku.. ciekawi byli co się wydarzy w Hogwarcie.. jaka będzie reakcja na ich przybycie?


_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ 
Wiem - krótki
Wiem - głupi
Wiem - dawno się nie pokazywałam
Wiem - że się nie postarałam
Wiem - nie chciało mi się i nie miałam weny.
- Przepraszam .. dla wszystkich czytelników od Księżny Marry :)