" Miłość jest krucha, a my nie zawsze potrafimy o nią dbać "

piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 4

Hermiona całe popołudnie spędziła z Fredem,  bo mieli odwołane zajęcia, z powodu zebrania nauczycieli, czy coś takiego. Szatynka chciała poznać bliźniaka, chciała odkryć tę tajemnice którą ponoć skrywał. 
- Fred.. - zaczęła
- Tak? - spytał
- Fred !! - powtórzyła
- No co? - powiedział głośniej
- Fred, możesz nie ruszać ustami, tylko mi odpowiedzieć!! - wrzeszczała szatynka.
- Hermiona, słyszysz mnie? - zapytał powoli niepokojąc się.
- Co? - mówiła głośno - Mówisz za cicho. 
- Miona, coś tu nie tak. - złapał się za głowę. - Słyszysz mnie? - przybrał poważny ton. - Ale tak bez żartów
- FRED NIE MÓW DO SIEBIE! - darła się szatynka.
- Dobra. - wstał - Idziemy do skrzydła szpitalnego , przerażasz mnie. - złapał szatynkę za rękę i pociągnął ją w stronę szkoły.
Gdy byli przy jednym z korytarzy Hermiona zrobiła się cała blada i złapała się za usta. Zwymiotowała na podłogę.
Fred był coraz bardziej niespokojny, nie dość że nic nie słyszała to na dodatek zwymiotowała. Co dalej? 
Gdy dotarli do Skrzydła Szpitalnego, rudzielec wyjaśnił całą sytuację pani Pomfrey. Ta wzięła Hermionę za rękę i pokazała gestem że ma usiąść na łóżku.
- Trzeba zrobić przegląd. - powiedziała surowo pielęgniarka.
- Proszę pani ona znowu.. - Fred wskazał na wymiotującą Hermionę.
- O boże! - krzyknęła pani Pomfrey.
Po wymiotach na ciele szatynki pojawiły się kropki, mnóstwo kropek.. a raczej chrostek.. wyglądało to jak ospa.
- Muszę porozmawiać o tym z waszą opiekunką oraz  z dyrektorem. - spojrzała na karty które trzymała w ręku. - Z jakiego domu jesteście? - zerknęła przelotnie na rudzielca.
- Gryffindor. - powiedział  szybko.
- Przypilnujesz jej tu a ja poszukam profesora Dumbledora? - spytała spiesznym tonem.
- Tak. - Fred usiadł koło teraz leżącej szatynki. 
Wyglądała koszmarnie.. na całym ciele miała czerwoną wysypkę a jej twarz była blada. 
- Herma, słyszysz mnie? - spytał załamanym głosem
Nie usłyszał odpowiedzi.
Siedział przy szatynce dobrą godzinę.
Nagle nadbiegła pani Pomfrey z profesor McGonagall oraz z Dumbledorem.
- Wymiotowała? - spytała pielęgniarka.
- Dwa razy. - powiedział sucho rudzielec.
- Wymioty, wysypka i ogłuszenie.. - zastanawiał się głośno dyrektor. - Czy ona miała styczność z Mandragorą? - spytał poważnie 
Cała trójka dorosłych skierowała wzrok na Freda.
- Nie.. chyba nie.. - przeleciało mu przez myśl miliony spostrzeżeń. 
Dorosłym opadły ręce.
- To co to może być? - zapytała jakby samą siebie opiekunka domu Lwa
Nagle rudzielcowi przypomniał się kwiat ze szklarni. 
Energicznie wstał
- Czy mandragory mają kwiaty? - spytał przerażająco
- Tak. - powiedział  Dumbledore. - Niebieskie. 
Fred osłupiał.
- W środku kolorowe? - chciał się upewnić.
- Tak. - powtwierdziła pani Pomfrey. - Ale chyba nasza młoda gryfonka  nie miała  styczności z tym kwiatem? ... - na  twarzu pielęgniarki pojawił się zamęt.
- No.. miała.. - rudzielec wiedział że za to oberwie, ale nie chciał żeby Hermiona się przez to paskudztwo męczyła. - Skopiowałem kwiata  ze szklarni.. i dałem go Hermionie.. - mówił ociężale
- Cholera! - krzyknęła pani Pomfrey i pobiegła po coś.
- Skopiowałeś kwiata, którego nawet nie znasz?! - profesor McGonagall podniosła głos. 
- Tak.. ale to na przeprosiny miało być.. - rzekł ze smutkiem w głosie.
Opiekunka domu Lwa westchnęła.
- Ale chwila.. czemu tylko Hermionę to dopadło? - spytał rudzielec
- Kwiat mandragory atakuje osobę która jako ostatnia conajmiej dotknęła go. - 
dyrektor mówił z lekkim zdenerwowaniem, ale spokojnie.
Fred skrył twarz w rękach, mimo  że nie znał  dobrze gryfonki, to był załamany . Najpierw podsłuchiwał co mówi do Harrego, a potem podał jej kwiat mandragory. No poprostu świetnie.
- Fred, wiesz że poniesiesz za to konsekwencje? - spytała profesor McGonagall.
- Wiem. - powiedział obojętnie.
- Masz być przy Hermionie i się nią zająć póki nie wyzdrowieje. - przerwała. - Masz spełnić jej wszystkie zachcianki.
" No cóż to lepsze niż minusowe punkty lub mycie klas.. " - pomyślał rudzielec
- Ile to będzie trwało ? - spytał Fred
- Powrót do zdrowia? - zapytał Dumbledore. -  Nie wiem..
- A co z balem? - oprzytomniał rudzielec. - Przecież jest za tydzień.
- Racja.. - Dumbledore spojrzał po bokach. - Dispekto. - wypowiedział zaklęcie.
Hermionie zniknęły kropki, a jej twarz przybrała dawnego koloru. 
- Hermiono, slyszysz mnie? - spytała normalnym tonem McGonagall
- Tak.. - szatynka podniosła się na łóżku. - Co ja tu robie? 
Fred zrobił się czerwony jak burak.
- Masz cos z tym wspolnego? - usmiechnela sie.
- Niee... Pf. PFF ... Niee - kłamał ciągle parskając
Pani Pomfery przybiegła z jakąś małą fiolką.
- Dumbledorze co to miało znaczyć? - spytała pielęgniarka.
- Bal. - spojrzał spokojnie na pielęgniarkę. - Musiałem. - poruszył obojętnie ramionami. 
Pani Pomfey zrobiła oburzoną minę i skierowała się do swojego "biurka"
- Mogę już iść? - spytała szatynka
- Tak. Ale do Dorminatorium. - powiedzaiała surowo McGonagall.- Poleżysz sobie trochę. Fred będzie cię miał na oku. - spiorunowała go wzrokiem. - A ty, Weasley jutro masz odczepić wszystkie gumy od stolików w sali od Transmutacji. 
Fred zrobił załamaną minę i rzekł z lekką irytacją:
- Dobrze...
Hermiona wstała z łóżka szpitalnego i niepewnie wyszła wraz z Fredem ze skrzydła.
- Co się stało? - rządała wyjaśnień.
- Nie chce żebyś się dowiedziała. - przełożył ręce za kark
- Ale ja chcę wiedzieć co sie ze mną działo. - powiedziała dramatycznie
- Hermiona, nie sądziłem że z ciebie taka zawzięta dziewczyna. - rudzielec uśmiechnął się lekko pod nosem
- Nie zmieniaj tematu. - rzekła zadziornie. 
- No dobra... a więc pamiętasz ten kwiat który ci podarowałem na przeprosiny? - jego mina się skwasiła
- Tak. 
- To był kwiat mandragory. - przerwał aby wziąść oddech, patrzył na przerażony wzrok szatynki. - Wymiotowałaś miałaś wysypkę i nic nie słyszałaś.
- Boże.. - Hermiona była przerażona. - Ale chwila nastąpiło takie nagłe ozdrowienie?
- Nie.. ale Dumbledore przypomniał sobie o balu i wiesz.. 
- O. - powiedziała krótko. 
- Nie jesteś zła? - spytał niepewnie
- Oj,tam, oj,tam tylko dzisiaj podsłuchiwałeś i wprawiłeś mnie w mini chorobę od mandragory.. - machnęła ręką. - Trochę mi głupio że kumpluje się z takim człowiekiem który ciągle wprawia mnie w kłopoty, Fred. - uśmiechnęła się szyderczo.
- Przepraszam. - powtórzył
- Wybaczę ci, bo boję się że znów coś wykąbinujesz z prezentem przeprosinowym. - zachichotała.
- HA HA HA . Bardzo śmieszne. - zaśmiał się irionicznie
- Boję się co zrobisz mi na balu. -  szturchnęła gryfona łokciem
Fred tylko się jej tajemniczo przyglądał .
- Co? - spytała  zarumieniona przez wzrok rudzielca
- Sądziłem że jesteś inna. - patrzył przed siebie.
- Inna czyli jaka? - przerwała. - Kujonica , przyjaciółka mojego brata.. hm.. powiedzmy że ma ładne oczy ale ani trochę nie dorównuje Angelinie? - zaśmiała się.
Uwielbiał jak dziewczyna się śmieje, ale najbardziej zauraczał ją śmiech Hermiony.
- Prawie. - skrzywił się.
- Dzięki za szczerość. - opanowała śmiech i przybrała powagę.
- Uważałem cię za kogoś kto jest poważny. - spojrzał na szatynkę. 
- Czasami taka jestem, ale przeważnie lubię się śmiać. - spojrzała na rudzielca
- Zauważyłem.
- Fred... - przystanęła
- Tak?
- Serio chcesz się ze mną zaprzyjaźnić? - zerknęła w podłogę - Kujonica i żartowniś? Przyjaciele.. a tym bardziej bal?
- Tak .. - przerwał aby pozbierać myśli. - Nie wstydze się tego z kim się przyjaźnie. Dajmy na to tego mojego brata, Georga. - szatynka zachichotała. - Skoro już mówimy o balu.. to skoro mamy iść na niego razem. - z trudem to powiedział . - To wolę cie poznac i wiedziec czego mam sie spodziewac niz isc z kims kogo nie znam. - usmiechnal sie . 
Hermiona się zarumieniła.
- Czemu cię tak  stresuje ten bal? - spytała
- A ciebie?
- Jak podsłuchiwałeś, to chyba usłyszałeś odpowiedź. - powiedziała mądrze.
- Przepraszam. - powtórzył.
- Wybaczyłam ci już. - zesmutniała. - Ale mnie to trochę zabolało, Fred. - zerknęła na rudzielca
- Głupio mi po tych dwóch rzeczach... - przystanął a szatynka poszła w jego ślady. - Naprawdę przepraszam. - zrobił minę słodkiego psiaka.
- Z czasem zapomnę. - uśmiechnęła się. - Przynajmiej wiem że ci przykro.
- Strasznie. - poparł a jego oczy się szeroko się otwarły.
- Czemu się boisz iść ze mną na ten bal? - powtórzyła
- Bo zwykle spotykałem się z innymi typami dziewczyn a tu BUMM! Hermiona Granger. 
- To dobrze czy źle? 
- Czas okaże jaki z ciebie materiał na przyjaciela. - uśmiechnął się
- Nie sądziłam że jesteś aż taki mądry. - zachichotała a za ten tekst oberwała surowym spojrzeniem Freda. - Tylko tak się droczę.
- Wiem. 
Znaleźli sie w Dorminatorium . Usiedli przed kominkiem w Pokoju Wspólnym. Nagle podbiegli do nich wszyscy przyjaciele.
- Fred i Mionka ? - zaśmiał sie  George 
Fred walnął bliźniaka z brzuch.
- Hermiona gdzie ty tak długo byłaś?! - krzyknęła Ginny.
Luna się lekko uśmiechała, Herma odwzajemniła uśmiech.
- Co się działo? - spytał Ron
Harry klepnął lekko Hermionę.
- Nie jestesmy razem. Miona miała mały wypadeczek . - uspokajał Fred
- MAŁY? - powiedziała przesadnie Hermiona. - Ciekawe kto go spowodował - spiorunowała wzrokiem Freda
- Opowiesz nam wszystko potem w pokoju, chodźcie teraz na kolacje! - krzyknęła Ginny.
Hermiona kierowała się do wyjścia z Dorminatorium, lecz zatrzymała ją Luna.
- Miałaś rację. - szatynka przytwierdziła racje białowłosej.
Luna tylko się szeroko uśmiechnęła
- Chodź lepiej na kolację. - powiedziała spokojnie. - Zgłodniałam . - zachichotała.



___________________________________________


No i jest 4. <3
Dziękuje sernikowi. <3 Pozdrowienia dla Kiki o Oli :3
Dziękuje również Clar, która uświadomiła mi że czyta tego blooga xd 
I przedewszystkim dziękuje za licznik odwiedzin. <3
Licze na komentarze.
Pozdrawiam :3




Jula


2 komentarze:

  1. omg ale słodkie :3 czekam na więcej ~sernik

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za dedyk :D
    Oczywiście że czytam.
    Co z tego że są nowe. Skomentuję tego.

    Genialne, masz świetne pomysły i umiesz je opisać.
    Kiedy czytam Twoje rozdziały czuje sie jakbym była razem z nimi :D
    Dziękuję Ci za to :D


    Pozdrawiam, czekam na następni i zapraszam do siebie :D
    ~Clar <3

    OdpowiedzUsuń