" Miłość jest krucha, a my nie zawsze potrafimy o nią dbać "

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 9

- Tak właściwie Fred, gdzie masz zamiar iść? -  Hermiona otrząsnęła sie po głupim pomyśle 
- No jak to gdzie? - zapytał zdzwiony. - Chciałaś tańczyć. - uśmiechnął się uroczo
- Fred, ale dokąd?
- A, to niespodzianka.
- Myślałam że to ja zaskoczyłam cię tańcem po tej walce.
- Fakt, jestem obolały, ale spełnię wyjątkowo twoją zachciankę
Hermiona zaśmiała się cicho, zaśmiała z pewną goryczą
- Wybacz, ale  muszę ci zamknąć oczy. - spojrzał z sentymentem na gryfonkę. W jej oczach skakały wesołe iskierki, miała drobne draśnięcia na twarzy, a i tak była piękna.
Wysoki rudzielec prowadził dziewczynę , gdzieś do góry po schodach.
- Otwórz oczy.
Gdy tylko wykonała dane polecenie oniemiała z wrażenia. Byli na Wieży Astronomicznej. Gwiazdy były wysoko na niebie. Świeciły jak małe drobinki pyłku wysypane na czarny koc.
- Tu.. - brak jej było słów, gdy wkońcu je pozbierała powiedziała z podziwem. - Tu jest cudownie. - zerknęła na Freda. Patrzył beztrosko przed siebie, w piękną noc. Oparty był o balustrade wieży  a jego oczy skrywały to, że o czymś zawzięcie myśli.
- O czym tak myślisz? - zapytała szatynka
- O życiu. - westchnął. - Może głównie o tym ataku i o balu .. ale tak to o życiu. - spojrzał na Hermionę. 
Przestał się wspierać o balustradę i wyprostował się. Podał Hermione rękę.
- Zatańczysz ze mną?
Dziewczyna  lekko się  zarumieniła.
- A co z muzyką? 
Fred zaklaskał dwa razy dłońmi.
Z nienacka zaczęła grać muzyka
( James Blunt - You're Beatifull )
Poruszali się powoli w rytmie muzyki,  niekiedy powodowali obroty. Stale patrzyli w swoje oczy. Nie przerywali tego kontaktu. Próbowali siebie nawzajem pocieszać i rozśmieszać. Rozmawiali . O niczym i o wszystkim.
- Jeśli mam być szczera, to świetnie tańczysz.
Uśmiechnął się pod  nosem.
- Ty też- burknął przyjaciółce
- O wiele lepiej od twojego brata i Harrego.
Rudzielec zaśmiał się, naturalnnie
- Cieszę się że sprawiam ci radość. - westchnął patrząc głęboko w jej oczy.
- Nie mogę. - upadła na ziemię. - Jestem wykończona. - westchnęła ciężko. - Przepraszam. - uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie ma sprawy. - usiadł koło szatynki.
- Masz zamiar tu siedzieć? - zapytała zaciekawiona
- Póki nas nie znajdą i nie wygonią. - uśmiechnął się tajemniczo
- Oni trudzą się tam trudzą po tym napadzie a my tu balujemy. - spojrzała przed siebie.
- Ale chyba jak tak źle się dzieje, to potrzebne są takie chwile. - zerknął na Hermionę.
- Masz rację. Bunia była by ze mnie dumna. - spojrzała w niebo . Na ustach dziewczyny pojawił się wyraz "Allie" i położyła rękę na sercu. 
- Byłaby. - uśmiechnął się znacząco.
- Martwię się o Harrego. - westchnęła bezlitośnie.
- Czemu? - spytał zaciekawiony
- Pewnie będzie się obarczał tym, że Parvati ucierpiała.
- Ale to nie jego wina. - Fred miał mieszane uczucia
- I tak będzie się obarczał. - wzdrygnęła ramionami. 
- Przejdzie mu, nie martw się- poklepał Hermionę po plecach.- Chodź , pokażę ci coś. - pociągnął Hermionę tak, żeby wstała.
Wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę nieba , powiedział po cichu jakieś zaklęcie. 
Po chwili na niebie pojawiły się przeróżne kolorowe barwy ; różowy, zielony, niebieski, żółty;
- Zorza polarna. - Hermiona zmiękła, totalnie - Fred jak ty ją wyczarowałeś? - była pełna podziwu zachowania bliźniaka
- Znaleźliśmy  to zaklęcie gdzieś to z Georgem. - uśmiechnął się pod  nosem.
Szatynka podeszła do balustrady wieży i się o nią oparła. Obserwowała jak przeróżne polarne zwierzęta biegają po magicznym niebie. 
 - To jest cudowne, a zwłaszcza ta zwierzyna - uśmiechnęła się serdecznie do rudzielca.
Lekko się zarumienił.
- To nie sa zwierzęta. - zaprzeczył. - Tutaj w Hogwarcie, to Patronusy .
Hermiona zmieszała się na tą wiadomość.
- Kto je wyczarowuje? - zapytała z ciekawością
- To magia, Miona. -westchnął
- Racja. - uśmiechnęła sie szeroko i wbiła wzrok w istne cudo na niebie.
- Możemy już iść, chce się połozyć. - spytała 
- Jasne. - i ruszyli na dół, do swojego Dorminatorium

*.*.*

Harrego dręczyło wszystko. 
Ten cały atak śmierciożerców
Zraniona Parvati
Martwy jednorożec
Brak reakcji innych domów na atak.
Narastające niebezpieczeństwo w walce z śmierciożercami.
Zaryzykowanie przez przyjaciół zdrowia a może nawet śmierci
Nie umiał znaleźć odpowiedzi na te pytania więc poszedł do profesora Dumbledora. Nie mógł tak dłużej wytrzymać.
Zapukał do jego gabinetu.
- Prosze. - powiedział spokojnie głos z pokoju
- Dzień dobry. - oczy Harrego przybrały kolor blady, prawie że szary. Czuł że jest cały blady, ciarki przebiegały go po ciele. 
- O , Harry. - Dumbledore spojrzał na wybrańca. - Usiądź, proszę. - dyrektor zawsze był miły dla Harrego, z resztą taka była jego natura.
- Nie dziękuje, postoje. - jego ręką trzęsła się w opętane.
 - Wszystko w porządku? - Albus ciągle próbował odgadnąć po co Potter przyszedł do niego.
- Nie. - rzekł głośno. - To mnie dręczy. - twarz miał jakby obolałą
- Atak? 
- Tak. Może mi pan to wyjaśnić? - spojrzał błagalnym tonem na dyrektora.
- Ale co? - Dumbledore nie wiedział co ma tłumaczyć
- Czemu zaatakował? - Teraz .. - i czemu podłożyli tego jednorożca? - Harry nie był pewny w swoich słowach , miał poczucie że wypowiada coś zakazanego.
- Nie mam pojęcia. Chciał nas najprawdopodobniej zaskoczyć. Jeszcze nad tym  myślimy. Zbierzemy Zakon i przemyślimy całą sprawę. -  Dumbledore westchnął ciężko - Ten jednorożec to była pułapka. - spojrzał na Wybrańca.
- Czy Syriusz też będzie włączony w skład zakonu? - zapytał Harry . - Dawno go nie widziałem - uśmiechnął się pod nosem na myśl o wujku.
- No właśnie , Harry jest jeszcze jedna sprawa. - dyrektor był zmuszony to powiedzieć. - Syriusza zamknęli.
- W Azkabanie?! - Potter był przestraszony na samą myśl o tym paskudnym miejscu.
- Nie. - Dumbledore chciał przekazać tę wstrząsającą wiadomość jak najczulej. - Voldemort kazał Bellatrix znaleźć go i zamknąć, nie wiemy gdzie. - westchnął ciężko. - To jest drugi powód dla którego zwołujemy Zakon. 
Harry był przerażony, szybkim krokiem wyszedł z gabinetu.
Usiadł na ławce, w korytarzu. Zaczął ciężko oddychać. Spojrzał przed siebie. Usłyszał wicie wilka
" Muszę go odnaleźć " - pomyślał pewny że zaryzykuje dla ostatniego bliskiego. Dla  chrzestnego.
Natychmiast wybiegł z Hogwartu na poszukiwania.





_______________________________

Jest 9. :) 
Wiem że krótki, ale nie miałam weny i czasu na dłuższy. 
Jutro mam nadzieję że wstawię kolejny.
Proszę komentujcie, to mnie mobilizuje dla dalszego pisania.
Pozdrawiam :3


Jula

5 komentarzy:

  1. według mnie ten rozdział nie był dobry cały czas piszesz tylko dialogi a mało jest takiej jakby akcji. bo w końcu pisze się opowiadanie z dialogiem a nie dialog z opowiadaniem :P
    ~Czekoladka :3
    PS życzę weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie mam narazie czego opisywać. Akcja narazie się odbywa na rozmowach. W następnym rozdziale będzie się działo

      Usuń
    2. ale możesz napisać że on to powiedział nie koniecznie robiąc z tego dialog :P

      Usuń
    3. dzięki za radę, skorzystam. właściwie nie miałam zbytnio o czym pisać dlatego to tak wyszło. Muszę w końcu coś napisać , nawet nudny dialog, żeby akcja toczyła się dalej. :3

      Usuń
  2. Mi tam się podoba :D Ciekawie poprowadzony, po prostu czekam na jeszcze xD

    OdpowiedzUsuń