" Miłość jest krucha, a my nie zawsze potrafimy o nią dbać "

wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 10

Fred i Hermiona weszli w dobrych nastrojach do Dorminatorium. Spojrzeli na Pokój Wspólny. Można by powiedzieć że gryfoni w jakiś sposób sie tu zebrali. Szatynka przeleciała wzrokiem wszystkie znajome twarze. Lecz kogoś jej brakowała. Harrego. 
 - Gdzie jest Harry? - dziewczyna podeszła do Rona , który rozmawiał z Luną i Lavender.
- Wyszedł z pokoju o 18.00. - rzekł po czym wrócił do rozmowy z dziewczynami.
Fred przysiadł się koło Georga.
Hermiona dosyć niespokojnie spojrzała na zegar. Wskazywał godzinę 20.00
" Niemożliwe, aby na tak długo gdzieś wyszedł " - jej myśli obijały się o siebie ,  była zbyt zmęczona aby je uporządkować. Szybkim krokiem podeszła do Rona i pociągnęła go za rękę na bok. Rudzielec dał znać gestem że "dokończą tę rozmowę potem" , rudzielec spiorunował szatynkę wzrokiem
- Musisz być zazdrosna?! - krzyknął szeptem
Hermiona parsknęła na to śmiechem i zmierzyła Rona groźnym wzrokiem..
- Gdzie ty masz głowę?! - wykrzyczała mu w twarz , gryfoni spojrzeli na nich, a dziewczyna wzięła głęboki oddech i się uspokoiła. Ron chciał już coś powiedzieć , lecz mu na to nie pozwoliła. - Harrego nie ma 2 godziny! - mówiła pretensjonalnie, ale po cichu.
 - Niemożliwe. - na twarzy rudzielca pojawiło się zdziwienie. Zerknął na zegar. Pokazywał godzinę 20.05. Zrobiło mu się głupio
- Nie spiesz się z wytłumaczeniami. - westchnęła ciężko. - Musimy iść go szukać. 
Ron tylko pokiwał twierdząco głową.
Wyszli, a raczej wybiegli z Dorminatorium trzaskając drzwiami.
- Gdzie oni poszli? - spytała zdzwiona Ginny.
- Może niech Fred i George zerkną na mapę Hunkswotów. - Nevilla olśniło.
Fred wstał z kanapy i poszedł po schodach w górę do swojego pokoju. Wrócił do przyjaciół z jakimś niewielkim zawiniątkiem.
- Uroczyście przysięgam że knuje coś niedobrego. - nagle mapa sie otworzyła i ukazała wszystkie przejścia w Hogwarcie.
Ginny, Luna , Neville, Lee, Dean i Seamus oraz Lavender zebrali się wokół bliźniaków, którzy trzymali mapę.
Fred poczuł zmieszanie i zdziwienie.
- Kierują się do wyjścia. - powiedział za niego George.
Gryfoni zastanawiali się , po co Ron i Hermiona chcieli opuścić Hogwart i to o tej porze.
- Koniec psot. - mapka się zamknęła, wszystkie tajne przejścia zanikły. Teraz to był wyblakły papier.
Gryfoni byli zdziwieni zachowaniem Rona i Hermiony. 
- Powiemy o tym jakiemuś nauczycielowi? - spytała cicho Lavender.
- Raczej powinniśmy im pomóc, albo ich powstrzymać.  - rzekła spokojnie Luna.
Fred jak na ostatnie słowo wybiegł z pokoju. Za jego śladami ruszyli: Ginny , George wraz z Luną i Nevilem. 
 - Ciszej . - Fred szepnął schodząc po schodach.
- Bracie, wziąłeś mapę, prawda? - George patrzył niepewnie na swojego brata bliźniaka.
- Nie. - rzekł sucho. - Ale wiem że kierują się do wyjścia numer 3. - Fred powoli szedł w stronę wyznaczonego wyjścia, za nim szła reszta gromady
Na korytarzu paliły się pochodnie . Właściwie było to główne oświetlenie zamku. Rudzielec który szedł na czele usłyszał miauczenie.
- Kotka Filcha. - szepnął. - Ani drgnijcie. 
Gryfoni stali jak marmurowe posągi.
Jednak to nie mogło trwać wiecznie.
Jakiś pyłek wleciał do nosa Neville'a .
- A psik! - przyjaciele spiorunowali go wzrokiem.
Usłyszeli czyjeś kroki.
Fred pokazał reszcie gestami że na "3,4-ry" mają biec w prawo.
- 3.. - mówił najciszej jak tylko mógł. - 4.. ry! 
Ruszyli jak z torpedy. 
Niespodziewanie George się poślizgnął i upadł tyłkiem na posadzce.
Przyjaciele nie mogli sie powstrzymać ze śmiechu.
Fred zauważył dwie postacie. 
- Tam są! - powiedział dosyć głośno. 
Zaczęli biec tam , gdzie Fred widział dwie postacie.
Gdy w końcu dostrszegli że to Hermiona i Ron, stanęli ciężko dysząc.
Rudzielec i szatynka bali się odwrócić,  nie wiedzieli kogo ujżą.
Odetchnęli z ulgą gdy zobaczyli swoich przyjaciół
- Co wy tu robicie? - syknęła cicho Hermiona
- A wy? - zapytała Ginny.
- Szukamy Harrego. - szepnął Ron.
- A gdzie on jest? - Neville dyszał, ciężko dyszał. Biegi to nie jego bajka.
- Napewno nie w Hogwarcie. - westchnęła Hermiona.
- Sprawdziliśmy wszystkie miejsca gdzie mógł by być. - odrzekł Ron.
- To musi być gdzieś poza Hogwartem. - szepnęła Luna.
Nagle zauważyli Patronusa- łanię.
Patrzyła na nich, jakby czekała, aż za nią pójdą
Spojrzeli po siebie.
- Idziemy sami. - powiedział twardo Ron.
- Wykluczone. - Fred zerknął na swojego brata i Hermionę opiekuńczym wzrokiem.
 A łania nadal czekała.
Najpierw szli do niej niepewnie, lecz usłyszeli czyjeś kroki. Wybiegli z Hogwartu.
Usłyszeli głośne wycie wilka i czyjeś krzyki... z Zakazanego Lasu.



_________________________
Przepraszam że taki krótki, ale nie mam czasu. Jutro postaram się kontynuować. 
Szczerze mówiąc nie jestem z niego super zadowolona ale to wszystko ciągnie do tego balu i do tego zamknięcia Syriusza, a jakoś to musi iść.
Proszę komentujcie!! *.*

Pozdrawiam.

Jula


5 komentarzy: