" Miłość jest krucha, a my nie zawsze potrafimy o nią dbać "

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 23

Opuścili pokój trzymając się za rękę.
- Nic ci nie jest? -  spytał Fred
Hermiona kurczowo łapała się nadgarstków.
- Nie .. tylko trochę nadgarstki mi ścierpły. – uśmiechnęła się delikatnie.
- Przepraszam, zrobiłem aferę z niczego. – westchnął. – Bo w końcu z Georgem od razu byśmy poszli do tego lasu.. a to takie przyzwyczajenie..

- Może spędzilibyście jutro czas razem? – popatrzyła mu w oczy.
- Ale..
- Nie ma ale. – przerwała mu. – Fred, jesteście braćmi.. a ja sobie sama dam
 radę.
- Chciałem z tobą spędzić trochę czasu.. – zrobił minę smutnego szczeniaczka.

Szatynka się zaśmiała.

- Ja się nigdzie nie wybieram. Mamy do dyspozycji jeszcze dużo czasu.
- No dobra.. – powiedział jak obrażony przedszkolak.
-  Chłopaku, wyluzuj. – cmoknęła go w policzek.

Szli ociężałym krokiem w stronę Dorminatorium.

- Hermiona..?  - zaczął
- Tak?
Nagle spadła na nich surówka.
Hermiona przymrużyła oczy i wytarła z nich sos.
Rudzielec i szatynka stali w osłupieniu.

- O ! Tam – na korytarzu pojawiła się pani Holewicz wraz z jakimś starszym panem, najprawdopodobniej ze speców od wodociągów. – Proszę naprawić tę rurę. Ciągle wylatują z niej surówki ze starych obiadów.

Hermiona powstrzymała wymioty.

- O! Nasz Fred. – nauczycielka dopiero teraz zauważyła chłopaka który uśmiechnął się ironicznie i skinął głową. – Czemu cię nie było dziś na zajęciach? – zrobiła niespokojną minę. Spec od rur właśnie wchodził na drabinę z kilkoma narzędziami.
- Na jakich zajęciach?  - zdziwiła się Hermiona
Fred złapał się za głowę
- Fredzie Weasley czemu cię nie było dziś na chórze? – powtórzyła pani Holewicz
- Chórze? – Hermiona się uśmiechnęła, a potem cicho zachichotała.
- Pewne komplikacje. – spiorunował szatynkę wzrokiem.
- Poradzisz sobie Piviusie? – spojrzała na „speca od wodociągów”
- Tak – mruknął, można wyczytać że był zanudzony swoją pracą.
- Mój drogi. – skierowała się do Freda. – Żebyś mi jutro o próbie nie zapomniał. – machnęła mu wskazującym palcem przed nosem i odeszła triumfującym krokiem

Fred ruszył gorączkowo przed siebie, Hermiona przyspieszyła kroku, żeby za nim nadążyć.
- Chór? Serio? – uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Nikt nie miał o tym wiedzieć.. – nie patrzył na nią.
- To nie żaden wstyd. Nie wiedziałam że masz talent.
Przystanął.
- Bo nie mam. – mruknął
- Jak to? – zdziwiła się mając nadal uśmiech na twarzy
- Pamiętasz kiedy się pierwszy raz pokłóciliśmy? – szatynka przytaknęła – Wtedy, kiedy upiłem się z Georgem i Lee jak wracaliśmy do Dorminatorium zacząłem piać na cały głos. – szatynka zachichotała. – Na nieszczęście pani Holewicz to słyszała.
Hermiona nie mogła ze śmiechu. Otarła łzę rozbawienia i poklepała rudzielca po ramieniu.

Gdy się trochę uspokoiła zapytała:
- Co chciałeś wiedzieć, przed tą surówką. – dotknęła głowy, w celu sprawdzenia czy ma nadal ją na głowie. – niestety papka nadal była osadzona na włosach.
Fred się lekko zarumienił.
- Możemy to dokończyć Motylarni, po kolacji? – potarł rękoma
- Nie jestem pewna czy chce tam wracać..  – jej wzrok zbłądził
- Nie wyczaruje już polany, obiecuje.
- No dobra.. – uległa.
Fred pocałował ją w policzek i nadal dążyli do Dorminatorium.
Gdy się w nim znaleźli widok jaki napotkali zbił ich z wszelkich zamyśleń:
~ Ron+Luna
~ Ginny+Harry
~ Chris+Lavender
~ Dean+Parvati
~ George+Angelina
No może ta ostatnia para ich nie zdziwiła ale.. Ron i Luna?! Dean i Parvati..
Widać, że wszyscy nieźle świętują dzień zakochanych.
Hermiona dosiadła się do towarzystwa, a Fred pociągnął brata na bok.
- Jak mam się jej spytać o chodzenie? – Fred pokazał na szatynkę
George poruszał brwiami i pociągnął brata do pokoju.
Hermiona usiadła przed oknem i zaczęła rozmyślać o tym czy kocha Freda czy nie.
„ Biorąc pod uwagę zbieg dzisiejszych okoliczności..” – jej myśli były niczym czytana encyklopedia, albo słowa kogoś znanego.
Nie wiedziała co ma myśleć o tych pocałunkach..  bo w końcu coś ich dziś na dobre połączyło.
Z resztą nie są razem.. i nie wiadomo co będzie dalej..
Być może dzień dzisiejszy pójdzie w zapomnienie.
Gdy tak myślała, zakomotał dzwon na kolację.
Niechętnie wstała od okna i ruszyła do Wielkiej Sali.

^^*^^

Po pysznej i sytej kolacji, Hermiona poszła do pokoju przeczesać włosy i pomalować usta błyszczykiem.
- Gdzie ty się tak lansujesz? – zażartowała Ginny.
- Umówiłam się z Fredem.
- U.. – rudowłosa rozpromieniła się. – Pamiętaj, jak cię skrzywdzi jego życie zamieni się w  pasmo dziwnych i niepokojących przeżyć. – uśmiechnęła się szeroko.
Szatynka zaśmiała się.
- Nic z tego  nie będzie.. – usiadła na chwilę na łóżku.
- Skąd możesz wiedzieć na co trafisz, Mionka? – westchnęła Ginny. – Myślałaś kiedyś o mnie i o Harrym? Bo ja nie. Nigdy typa nie lubiłam. – przerwała aby dobrać słowa. – A teraz? Życie bez niego niemiłe. – odgarnęła kosmyk włosów za ucho. – Wiem że coś do niego czujesz, nie trać nadzei że nic z tego nie będzie. – uśmiechnęła się przyjacielsko. – No dalej, idź! – pociągnęła przyjaciółkę w stronę drzwi.
Szatynka wzebrała powietrze i je wypuściła i tak kilka razy.
W reszcie gdy była w pełni sił, ruszyła.
W połowie drogi postanowiła się teleportować.

^^*^^

Fred chciał, aby wszystko wyglądało idealnie.
Założył koszulę, uszykował bukiet białych róż, ustawił księżyc – tak , niesamowite! Grzebał w gnieździe szerszeni dla gryfonki, na którą nigdy nie zwracał uwagi.
Trawa była obsypana płatkami róż, a na stawie wyczarował kilka białych lilii.
Motyle wesoło latały, na ich skrzydłach były serduszka.
A propo bajorka; rozbudował go : był źródłem do którego wpływała rzeka.
Załatwił małą łódkę, w której uszykował truskawki w czekoladzie i owocowe shake’i .
Miała to być mała podróż po dolinie rzeki o pełni księżyca.
W pomieszczeniu pojawiła się Hermiona.
Otworzyła szeroko usta i je zakryła ręką.
Nie powiedziała nawet słowa.
- Brak mi.. – nie potrafiła skleić zdań. - .. to e.. fantastyczne.. nie nie potrafie tego … opisać. – bacznie przyglądała się wszystkim elementom.
- Starałem się. – rudzielec uśmiechnął się.
- Widać. – odwzajemniła uśmiech. – Tak właściwie po co mnie tu zaprosiłeś? Wyjaśnisz mi to? – podeszła bliżej Freda.
- Dzisiaj są Walentynki. Ale wszystko w drodze.
- W drodze do.. ? – zdziwiła się.
Fred wskazał na rzekę
- Rety..
Złapał ją za rękę i pomógł wejść do łódki.
Po chwili sam do niej wszedł.
Zaczęli wolno płynąć.
-  Nie będę się pytała kto steruje łódką, bo zapewne odpowiesz że to magia. – uśmiechnęła się
- Racja. – skinął głową. – Byłbym zapomniał. – sięgnął po różdżkę i skierował ją ku niebu, na którym ukazało się tysiące gwiazd.. i tych zwykłych i spadających.
- Nikt nigdy  nie zrobił czegoś takiego dla mnie.
- Drobiazg. – machnął ręką sięgając po truskawkę. – Częstuj się.
- Drobiazg?! – wzięła owoc.
- Hermiona.. – zaczął się denerwować.
- Tak? – w blasku księżyca wyglądała cudownie.. nie dało się tego opisać.. była niczym kwiat na pustyni.. niczym gwiazda na czarnym niebie… Jej oczy błyszczały, skakały w nich wesołe ogniki.
Jej włosy były niczym fale.. niczym rzeka..
Wstał na łódce, która zaczęła się chiwać.
- Fred! – krzyknęła szatynka. – Oszalałeś?! – trzymała się kurczowo siedzenia.
- Spokojnie, magia.
- Sam jesteś magia. – spiorunowała go wzrokiem
Fred westchnął
- Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;
Jednakże gdy cię długo nie oglądam,
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam..
---
( w oczach szatynki pojawiły się łzy )..
---
I tęskniąc sobie zadaje pytanie:
Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie?
Gdy z oczu znikniesz, nie mogąc ni razu
W myśli twojego odnowić obrazu;
Jednakże nieraz czuję mimo chęci,
Że on jest zawsze blisko mej pamięci.
I znów sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie?

(…)

Usiadł  z powrotem w łodzi.
Hermiona otarła palcem spływającą łzę.
- Ty płaczesz? – spytał troskliwie Fred.
- Nie, nie. – zaprzeczyła.
Fred wesoło się uśmiechnął
- Wiesz co stwierdziłem? – spojrzał  głęboko w jej oczy.
- Co? – sięgnęła po kolejną truskawkę.
- Że to jest kochanie. – zerknął na księżyc.
Hermionie cały czas napływały łzy do oczu.
Jeszcze nikt nigdy jej nie cytował.
Nikt.
A żyje 15 lat..
Wyciągnął do niej rękę.
Uchwyciła ją.
- Hermiono Granger. – spojrzał jej głęboko w oczy. – Czy chciałabyś zostać moją dziewczyną?
Szatynka na dobre się rozpłakała.
- Tak. – pokiwała twierdząco głową.
Fred się do niej przybliżył i ją pocałował.
Włożył ręce w jej włosy.
Gdy się od siebie odkleili spojrzeli sobie w oczy.
I oboje pomyśleli, że mogli by tu zostać na zawsze.

 _______________________________________________________
Macie <3
Nie jestem aż za zadowolona, ale to wy oceńcie :)
Z dedykacją dla niecierpliwej i kochanej czytelniczki Clar i również wszystkich innych wspaniałych czytelników <3
Proszę komentujcie, bo będę smutna :(


Pozdrawiam
(Jula) Księżna Marry

12 komentarzy:

  1. Ojeju, jak romantycznie *-*
    To powinien być rozdział walentynkowy *-*
    Jakie to słodkie *-*
    Dzięki za dedykację <3
    Za pare chwil nowy rozdział u mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No a ja jak zawsze spóźniona z komentarzem. No cóż świetny, romantyczny xD Takie coś to moja nowa randka marzeń xD He he he ten wątek z chórem dalej mnie rozwala xD I ten piękny cytat "czy przyjaźń, czy kochanie". No cóż nie pozostało mi nic innego jak życzyć weny i pozdrowić ! xD

    Klaudia :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytała w jeden dzień do tej pory i stwierdzam że jest to jedno z lepszych Fremione jakie czytałam

    OdpowiedzUsuń
  4. achh ten Mickiewicz :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże! Oni są tak so cute *-*

    Zapraszam do mnie
    Https://fremionefanfic.blogspot.com/?m=1

    Pozdrawiam
    Blue :*

    OdpowiedzUsuń