Opuścili pokój
trzymając się za rękę.
- Nic ci nie jest?
- spytał Fred
Hermiona kurczowo
łapała się nadgarstków.
- Nie .. tylko trochę
nadgarstki mi ścierpły. – uśmiechnęła się delikatnie.
- Przepraszam,
zrobiłem aferę z niczego. – westchnął. – Bo w końcu z Georgem od razu byśmy
poszli do tego lasu.. a to takie przyzwyczajenie..
- Może spędzilibyście
jutro czas razem? – popatrzyła mu w oczy.
- Ale..
- Nie ma ale. –
przerwała mu. – Fred, jesteście braćmi.. a ja sobie sama dam
radę.
- Chciałem z tobą
spędzić trochę czasu.. – zrobił minę smutnego szczeniaczka.
Szatynka się
zaśmiała.
- Ja się nigdzie nie
wybieram. Mamy do dyspozycji jeszcze dużo czasu.
- No dobra.. –
powiedział jak obrażony przedszkolak.
- Chłopaku, wyluzuj. – cmoknęła go w policzek.
Szli ociężałym
krokiem w stronę Dorminatorium.
- Hermiona..? - zaczął
- Tak?
Nagle spadła na nich
surówka.
Hermiona przymrużyła
oczy i wytarła z nich sos.
Rudzielec i szatynka
stali w osłupieniu.
- O ! Tam – na
korytarzu pojawiła się pani Holewicz wraz z jakimś starszym panem,
najprawdopodobniej ze speców od wodociągów. – Proszę naprawić tę rurę. Ciągle
wylatują z niej surówki ze starych obiadów.
Hermiona powstrzymała
wymioty.
- O! Nasz Fred. –
nauczycielka dopiero teraz zauważyła chłopaka który uśmiechnął się ironicznie i
skinął głową. – Czemu cię nie było dziś na zajęciach? – zrobiła niespokojną
minę. Spec od rur właśnie wchodził na drabinę z kilkoma narzędziami.
- Na jakich
zajęciach? - zdziwiła się Hermiona
Fred złapał się za
głowę
- Fredzie Weasley
czemu cię nie było dziś na chórze? – powtórzyła pani Holewicz
- Chórze? – Hermiona
się uśmiechnęła, a potem cicho zachichotała.
- Pewne komplikacje.
– spiorunował szatynkę wzrokiem.
- Poradzisz sobie
Piviusie? – spojrzała na „speca od wodociągów”
- Tak – mruknął,
można wyczytać że był zanudzony swoją pracą.
- Mój drogi. –
skierowała się do Freda. – Żebyś mi jutro o próbie nie zapomniał. – machnęła mu
wskazującym palcem przed nosem i odeszła triumfującym krokiem
Fred ruszył
gorączkowo przed siebie, Hermiona przyspieszyła kroku, żeby za nim nadążyć.
- Chór? Serio? –
uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Nikt nie miał o tym
wiedzieć.. – nie patrzył na nią.
- To nie żaden wstyd.
Nie wiedziałam że masz talent.
Przystanął.
- Bo nie mam. –
mruknął
- Jak to? – zdziwiła
się mając nadal uśmiech na twarzy
- Pamiętasz kiedy się
pierwszy raz pokłóciliśmy? – szatynka przytaknęła – Wtedy, kiedy upiłem się z
Georgem i Lee jak wracaliśmy do Dorminatorium zacząłem piać na cały głos. –
szatynka zachichotała. – Na nieszczęście pani Holewicz to słyszała.
Hermiona nie mogła ze
śmiechu. Otarła łzę rozbawienia i poklepała rudzielca po ramieniu.
Gdy się trochę
uspokoiła zapytała:
- Co chciałeś
wiedzieć, przed tą surówką. – dotknęła głowy, w celu sprawdzenia czy ma nadal
ją na głowie. – niestety papka nadal była osadzona na włosach.
Fred się lekko
zarumienił.
- Możemy to dokończyć Motylarni, po kolacji? – potarł rękoma
- Nie jestem pewna
czy chce tam wracać.. – jej wzrok zbłądził
- Nie wyczaruje już
polany, obiecuje.
- No dobra.. –
uległa.
Fred pocałował ją w
policzek i nadal dążyli do Dorminatorium.
Gdy się w nim
znaleźli widok jaki napotkali zbił ich z wszelkich zamyśleń:
~ Ron+Luna
~ Ginny+Harry
~ Chris+Lavender
~ Dean+Parvati
~ George+Angelina
No może ta ostatnia
para ich nie zdziwiła ale.. Ron i Luna?! Dean i Parvati..
Widać, że wszyscy
nieźle świętują dzień zakochanych.
Hermiona dosiadła się
do towarzystwa, a Fred pociągnął brata na bok.
- Jak mam się jej spytać
o chodzenie? – Fred pokazał na szatynkę
George poruszał
brwiami i pociągnął brata do pokoju.
Hermiona usiadła
przed oknem i zaczęła rozmyślać o tym czy kocha Freda czy nie.
„ Biorąc pod uwagę zbieg
dzisiejszych okoliczności..” – jej myśli były niczym czytana encyklopedia, albo
słowa kogoś znanego.
Nie wiedziała co ma
myśleć o tych pocałunkach.. bo w końcu
coś ich dziś na dobre połączyło.
Z resztą nie są
razem.. i nie wiadomo co będzie dalej..
Być może dzień
dzisiejszy pójdzie w zapomnienie.
Gdy tak myślała,
zakomotał dzwon na kolację.
Niechętnie wstała od
okna i ruszyła do Wielkiej Sali.
^^*^^
Po pysznej i sytej
kolacji, Hermiona poszła do pokoju przeczesać włosy i pomalować usta
błyszczykiem.
- Gdzie ty się tak
lansujesz? – zażartowała Ginny.
- Umówiłam się z
Fredem.
- U.. – rudowłosa
rozpromieniła się. – Pamiętaj, jak cię skrzywdzi jego życie zamieni się w pasmo dziwnych i niepokojących przeżyć. –
uśmiechnęła się szeroko.
Szatynka zaśmiała
się.
- Nic z tego nie będzie.. – usiadła na chwilę na łóżku.
- Skąd możesz
wiedzieć na co trafisz, Mionka? – westchnęła Ginny. – Myślałaś kiedyś o mnie i
o Harrym? Bo ja nie. Nigdy typa nie lubiłam. – przerwała aby dobrać słowa. – A teraz?
Życie bez niego niemiłe. – odgarnęła kosmyk włosów za ucho. – Wiem że coś do
niego czujesz, nie trać nadzei że nic z tego nie będzie. – uśmiechnęła się
przyjacielsko. – No dalej, idź! – pociągnęła przyjaciółkę w stronę drzwi.
Szatynka wzebrała
powietrze i je wypuściła i tak kilka razy.
W reszcie gdy była w
pełni sił, ruszyła.
W połowie drogi
postanowiła się teleportować.
^^*^^
Fred chciał, aby
wszystko wyglądało idealnie.
Założył koszulę,
uszykował bukiet białych róż, ustawił księżyc – tak , niesamowite! Grzebał w
gnieździe szerszeni dla gryfonki, na którą nigdy nie zwracał uwagi.
Trawa była obsypana
płatkami róż, a na stawie wyczarował kilka białych lilii.
Motyle wesoło latały,
na ich skrzydłach były serduszka.
A propo bajorka;
rozbudował go : był źródłem do którego wpływała rzeka.
Załatwił małą łódkę,
w której uszykował truskawki w czekoladzie i owocowe shake’i .
Miała to być mała
podróż po dolinie rzeki o pełni księżyca.
W pomieszczeniu
pojawiła się Hermiona.
Otworzyła szeroko
usta i je zakryła ręką.
Nie powiedziała nawet
słowa.
- Brak mi.. – nie potrafiła
skleić zdań. - .. to e.. fantastyczne.. nie nie potrafie tego … opisać. –
bacznie przyglądała się wszystkim elementom.
- Starałem się. – rudzielec
uśmiechnął się.
- Widać. –
odwzajemniła uśmiech. – Tak właściwie po co mnie tu zaprosiłeś? Wyjaśnisz mi
to? – podeszła bliżej Freda.
- Dzisiaj są
Walentynki. Ale wszystko w drodze.
- W drodze do.. ? –
zdziwiła się.
Fred wskazał na rzekę
- Rety..
Złapał ją za rękę i
pomógł wejść do łódki.
Po chwili sam do niej
wszedł.
Zaczęli wolno płynąć.
- Nie będę się pytała kto steruje łódką, bo
zapewne odpowiesz że to magia. – uśmiechnęła się
- Racja. – skinął głową.
– Byłbym zapomniał. – sięgnął po różdżkę i skierował ją ku niebu, na którym
ukazało się tysiące gwiazd.. i tych zwykłych i spadających.
- Nikt nigdy nie zrobił czegoś takiego dla mnie.
- Drobiazg. – machnął
ręką sięgając po truskawkę. – Częstuj się.
- Drobiazg?! – wzięła
owoc.
- Hermiona.. – zaczął
się denerwować.
- Tak? – w blasku
księżyca wyglądała cudownie.. nie dało się tego opisać.. była niczym kwiat na
pustyni.. niczym gwiazda na czarnym niebie… Jej oczy błyszczały, skakały w nich
wesołe ogniki.
Jej włosy były niczym
fale.. niczym rzeka..
Wstał na łódce, która
zaczęła się chiwać.
- Fred! – krzyknęła szatynka.
– Oszalałeś?! – trzymała się kurczowo siedzenia.
- Spokojnie, magia.
- Sam jesteś magia. –
spiorunowała go wzrokiem
Fred westchnął
- Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;
Jednakże gdy cię długo nie oglądam,
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam..
---
( w oczach szatynki pojawiły się łzy )..
---
I tęskniąc sobie zadaje pytanie:
Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie?
Gdy z oczu znikniesz, nie mogąc ni razu
W myśli twojego odnowić obrazu;
Jednakże nieraz czuję mimo chęci,
Że on jest zawsze blisko mej pamięci.
I znów sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie?
(…)
Usiadł z powrotem w łodzi.
Hermiona otarła
palcem spływającą łzę.
- Ty płaczesz? –
spytał troskliwie Fred.
- Nie, nie. –
zaprzeczyła.
Fred wesoło się
uśmiechnął
- Wiesz co
stwierdziłem? – spojrzał głęboko w jej
oczy.
- Co? – sięgnęła po
kolejną truskawkę.
- Że to jest
kochanie. – zerknął na księżyc.
Hermionie cały czas
napływały łzy do oczu.
Jeszcze nikt nigdy
jej nie cytował.
Nikt.
A żyje 15 lat..
Wyciągnął do niej
rękę.
Uchwyciła ją.
- Hermiono Granger. –
spojrzał jej głęboko w oczy. – Czy chciałabyś zostać moją dziewczyną?
Szatynka na dobre się
rozpłakała.
- Tak. – pokiwała twierdząco
głową.
Fred się do niej
przybliżył i ją pocałował.
Włożył ręce w jej
włosy.
Gdy się od siebie
odkleili spojrzeli sobie w oczy.
I oboje pomyśleli, że
mogli by tu zostać na zawsze.
Macie <3
Nie jestem aż za zadowolona, ale to wy oceńcie :)
Z dedykacją dla
niecierpliwej i kochanej czytelniczki Clar i również wszystkich innych
wspaniałych czytelników <3
Proszę komentujcie, bo będę smutna :(
Pozdrawiam
(Jula) Księżna Marry
Ojeju, jak romantycznie *-*
OdpowiedzUsuńTo powinien być rozdział walentynkowy *-*
Jakie to słodkie *-*
Dzięki za dedykację <3
Za pare chwil nowy rozdział u mnie :D
Jej. :D
Usuńjest u mnie nowy :D
OdpowiedzUsuńwidziałam- świetny :D
UsuńDzięki :D
UsuńNo a ja jak zawsze spóźniona z komentarzem. No cóż świetny, romantyczny xD Takie coś to moja nowa randka marzeń xD He he he ten wątek z chórem dalej mnie rozwala xD I ten piękny cytat "czy przyjaźń, czy kochanie". No cóż nie pozostało mi nic innego jak życzyć weny i pozdrowić ! xD
OdpowiedzUsuńKlaudia :D
Dziękuję :)
Usuńmówiłam że chór zrobi furorę?! xd
UsuńHah czekolada :3 skromna xD Ale fakt chór daje czadu xD
UsuńPrzeczytała w jeden dzień do tej pory i stwierdzam że jest to jedno z lepszych Fremione jakie czytałam
OdpowiedzUsuńachh ten Mickiewicz :D
OdpowiedzUsuńBoże! Oni są tak so cute *-*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
Https://fremionefanfic.blogspot.com/?m=1
Pozdrawiam
Blue :*