Hermiona bawiła się
kwiatami i trawą, próbując zrobić jakikolwiek wianek.
Wszelkie próby na
nic.
- Co robisz? – spytał
znudzony Fred.
Cały czas siedzieli
pod wielkim drzewem na polanie w Motylarni.
- Próbuję. – nadal
próbowała zrobić wianek.
- Co? – Fred nic nie
rozumiał.
- Raczej czego.. –
uśmiechnęła się tajemniczo. – Czegoś nowego. – obleciała wzrokiem rudzielca.
Chłopak odwzajemnił
uśmiech i można powiedzieć że cicho parsknął śmiechem.
Dziewczyna
zignorowała to, lecz coś ją ciągle nurtowało.
Odłożyła wszelkie
rośliny i spojrzała na rudzielca.
- Fred? – patrzyła
niepewna niczego. – Mogę ci zadać pytanie? – usadowiła się wygodnie.
- Jasne, wal śmiało.
– skubał trawę.
Chwile milczała, aż w
końcu to z siebie wydobyła.
- Czemu mnie
pocałowałeś?
- Oł.. – westchnął .
– Czasami człowiek nie potrafi odpowiedzieć na jakiejś pytanie, i właśnie ja
teraz się w takiej sytuacji znajduje. – uśmiechnął się przyjacielsko.
- Nie wiedziałam że
jesteś takim romantykiem.
- Żaden ze mnie
romantyk. – machnął ręką.
- Kiedy w końcu
przestanie padać? .. – spojrzała w niebo.
- Nie mam zielonego
pojęcia. Nie pomyślałem o tym żeby
ustawić pogodę.
- To tu się da
ustawić pogodę? – zdziwiła się, z resztą nie pierwszy raz.
- No pewnie że tak.
- A gdzie się to
ustawia? – wstała energicznie.
- Nie byłbym taki
pewny że chciałabyś włączyć słońce.
- Czemu? – rzuciła mu
wyzywającą minę. – A i mam jeszcze jedno pytanie.. a raczej jestem ciekawa.
- Tak?
- Dlaczego tu jest
lato, a u w Hogwarcie i na dworze zima?
- Magia, już mówiłem.
– również wstał. – A wracając do
tematu.. dlaczego byś nie chciała to.. nadajnik , a raczej kontroler jest w
gnieździe szerszeni na tej dużej wierzbie, koło stawu.
Hermiona szeroko
otworzyła usta.
- Co za mózgowiec go
tam włożył?!
- E… - Fred się
zarumienił.
- Jesteś genialny. –
zmierzyła go wzrokiem.
- A skąd wiesz że to
ja?! – uśmiechnął się pretensjonalnie
- Znam cię , Fred.
- Ale nie na pamięć.
– wymachiwał jej przed oczami wskazującym palcem.
- A więc pójdę do tego
gniazda. – ruszyła w ulewę. Zatrzymała się. Wypowiedziała zaklęcie
powstrzymujące deszcz.
Na horyzoncie
Motylarni pokazało się słońce.
- Naprawdę jesteś
genialny. – patrzyła na niego jak na idiotę.
- Uważasz mnie za
głupka?! – sprzeczał się z nią
- No może troszkę. –
Fred szedł obok niej. Dźgnęła go w żebra.
- A to za co?
- Za głupka. –
zaczęła biegać po polanie.
Nie widzieli tego
wcześniej.
Ku ich oczom pokazał
się wielki las.
- Fred co tu robi ten
las?
- Nie wiem… nie
wyczarowałem go.
Hermiona nerwowo
przełknęła ślinę.
Mimo iż świeciło
słońce usłyszeli łomot burzy.
Niebo przybrało
czarne chmury, a słońce które jeszcze kilka sekund temu świeciło, schowało się
za kłębami chmur.
- Co tu się dzieje? –
szatynka podeszła bliżej Freda i zaczęła szukać dotykiem jego ręki.
Gdy ją znalazła,
rudzielec uścisnął nią.
- Ryzukujemy? – Fred
spojrzał na Hermionę.
- Ale czym? – jej
wzrok był przerażony.
- Idziemy do tego
lasu. – pociągnął ją.
Stawiła opór.
- Nie , Fred.
Widział jak jej ręce
drżą z przerażenia, chociaż nie było się czego bać.
Jednak, to wszystko
co się wydarzyło : burza, niewiadomy las , i nagła ciemność było niebywałe i
takie.. mroczne.
Odwrócił ją tak, żeby
stała naprzeciw niego.
Przytulił ją.
- Nie masz się czego
bać. Jestem tu, Miona. – głaskał jej głowę
Odkleiła się od
niego.
- Nie chce tam iść.
Pójdę do gniazda i włączę słońce.
- Niestety to
niemożliwe. – pokręcił głową
- Czemu? – jej oczy
wyglądały jak dwa małe brązowe kamyszki które błyszczały.. ze strachu
- Podczas burzy
gniazdo jest wypełnione dużą ilością szerszeni. – westchnął ciężko . – Jednak
jesteśmy w świecie magii, i te owady nie rządlą, tylko plują jadem który
uaktywnia się w czasie burzy. Tak więc jak tylko cię dotknie chociażby czółkami
jeden szerszeń.. to możesz umrzeć w ciągu 15 minut.
Hermiona wzięła
głęboki oddech. Próbowała opanować się.
- Nie możemy stąd
iść? ~ naprawdę się boję. – jej ręce się trzęsły.
- Mamy szanse odkryć
ten las. – powiedział optymistycznie Fred pokazując na duże skupisko drzew.
- Ja nie żartuje, to
mnie naprawdę przeraziło. Poza tym ten las będzie tu i jutro .. i pojutrze.. –
wyliczała dni.
- Nigdy go tu nie
widziałem. Odkąd wyczarowałem polanę, a zrobiłem to rok temu, tylko ci nie
chciałem póki co pokazać.. ani razu nie było tu chociaż trzech drzew
blisko siebie.
- Czemu cię to tak
interesuje? – spojrzała na niego. – Może tam są wampiry.. które czekają na
swoje ofiary.. albo Yeti?
- Za dużo się
naooglądałaś Scooby – Doo w dzieciństwie. – stwierdził.
- Jeśli podasz mi
powód dla którego chcesz tam iść.. ale sensowny. – wskazała na niego palcem –
To pójdę z tobą.
- Chcę zasmakować
przygody.
- To zaskakuj ją z
kimś innym. – zaczęła iść w stronę wyjścia – koca na ścianie.
- Ale ja chcę iść z
tobą. – rzucił się na kolana i złożył ręce jak do modlitwy. – Prooosze. –
zrobił maślane oczka.
- To jest straszne. –
odwróciła się do niego. – Zbyt mrocznie i zbyt tajemniczo.
- Co mam zrobić żebyś
poszła ze mną?
- Kup mi słonia Trąbalskiego.
- rzekła żartem, przewracając oczami.
- Okej. – podniósł
się i machnął różdżką.
Ku nim okazał się
słoń z wielką trąbą.
Hermiona otworzyła
szeroko oczy.
- JA TYLKO
ŻARTOWAŁAM, OGŁUPIAŁEŚ?! – wybuchła gniewem
- Zdecyduj się czego
tak naprawdę chcesz! – machnął różdżką i egzotyczne zwierze zniknęło.
Zdenerwowany
rudzielec ruszył szybkim tempem w stronę tajemniczego lasu.
Hermiona prychnęła,
odwróciła się i ruszyła przed siebie.
Po kilku krokach odwróciła się w stronę zanikającej sylwetki
Freda.
Przewróciła oczami, i
nie uwierzyła w to co robi: ruszyła w stronę mrocznego lasu.
W stronę Freda.
Gdy rudzielec zniknął
z pola jej widzenia, sama, na własną
odpowiedzialność, ruszyła niepewnie w głąb lasu.
„ Jeśli mi się coś
stanie .. konsekwencje ponosi Fred” – powtarzała w myślach
Gdy była już mniej więcej
w centrum lasu,( gdzie było ciemno, i ponuro.) , ktoś złapał ją od tyłu i zatkał usta. Próbowała
się bronić, lecz na marne.
Ugryzła mrocznego
nieznajomego w rękę i wydała głośny krzyk.
^^*^^
Fred usłyszał krzyk.
Poznał że to
Hermiona.
Przerażony, zaczął
biec w stronę strasznego hałasu, kalecząc się przez magiczne rośliny.
Oglądał się we
wszystkie strony, bał się, strasznie się o nią bał.
Bo w końcu przyszła
do jego serca.. i niewiadomo kiedy z
niego odejdzie..
A przecież nie można
ignorować tego, co serce każe i pragnie, prawda?
CDN
________________________________________
Macie, macie.
Nie wiem kiedy dalej
co i jak.
Nie będe was torturowała bo i tak nie pozyskam tych 5 komentarzy, a nie będe was przymuszać...
Komentujcie, błagam,
proszę.. to dla mnie tak wiele znaczy.. drobny i szybki gest a sprawia mi tyle
radości…
Pozdrawiam
Księżna Marry (Jula)
Foch Forewer. Nie pocałowali się w tym rozdziale.
OdpowiedzUsuńXD
UsuńNie było okazji. :D
Nie sądzę żeby mój komentarz było można uznać za drobny, ale niech Ci będzie :D
OdpowiedzUsuńFajny rozdział. Nie gniewaj się, trochę przewidywalny. Wiedziałam ze to pułapka :(
Kiedy następny?????????//
Ale i tak uwielbiam Twojego bloga :D
Dziękuje, postaram się o mniej przewidywalne :p
OdpowiedzUsuńChyba jutro.
Pozdrawiam
K.M
K.M. hah dziwny zbieg okoliczności, ale to moje inicjały xD
OdpowiedzUsuńno cóż rozdział fajny, nieudolne próby zrobienia wianuszka były nawet zabawne. No i tajemniczy las, zastanawia mnie kto zaatakował Mionkę.
Pozdrawiam i życzę weny xD
Dziękuje :3
OdpowiedzUsuńNastępny dzisiaj. Napewno. ;D