" Miłość jest krucha, a my nie zawsze potrafimy o nią dbać "

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 21

Hermiona bawiła się kwiatami i trawą, próbując zrobić jakikolwiek wianek.
Wszelkie próby na nic.
- Co robisz? – spytał znudzony Fred.
Cały czas siedzieli pod wielkim drzewem na polanie w Motylarni.
- Próbuję. – nadal próbowała zrobić wianek.
- Co? – Fred nic nie rozumiał.
- Raczej czego.. – uśmiechnęła się tajemniczo. – Czegoś nowego. – obleciała wzrokiem rudzielca.
Chłopak odwzajemnił uśmiech i można powiedzieć że cicho parsknął śmiechem.
Dziewczyna zignorowała to, lecz coś ją ciągle nurtowało.
Odłożyła wszelkie rośliny i spojrzała na rudzielca.
- Fred? – patrzyła niepewna niczego. – Mogę ci zadać pytanie? – usadowiła się wygodnie.
- Jasne, wal śmiało. – skubał trawę.
Chwile milczała, aż w końcu to z siebie wydobyła.
- Czemu mnie pocałowałeś?
- Oł.. – westchnął . – Czasami człowiek nie potrafi odpowiedzieć na jakiejś pytanie, i właśnie ja teraz się w takiej sytuacji znajduje. – uśmiechnął się przyjacielsko.
- Nie wiedziałam że jesteś takim romantykiem.
- Żaden ze mnie romantyk. – machnął ręką.
- Kiedy w końcu przestanie padać? .. – spojrzała w niebo.
- Nie mam zielonego pojęcia.  Nie pomyślałem o tym żeby ustawić pogodę.
- To tu się da ustawić pogodę? – zdziwiła się, z resztą nie pierwszy raz.
- No pewnie że tak.
- A gdzie się to ustawia? – wstała energicznie.
- Nie byłbym taki pewny że chciałabyś włączyć słońce.
- Czemu? – rzuciła mu wyzywającą minę. – A i mam jeszcze jedno pytanie.. a raczej jestem ciekawa.
- Tak?
- Dlaczego tu jest lato, a u w Hogwarcie i na dworze zima?
- Magia, już mówiłem. – również wstał. –  A wracając do tematu.. dlaczego byś nie chciała to.. nadajnik , a raczej kontroler jest w gnieździe szerszeni na tej dużej wierzbie, koło stawu.
Hermiona szeroko otworzyła usta.
- Co za mózgowiec go tam włożył?!
- E… - Fred się zarumienił.
- Jesteś genialny. – zmierzyła go wzrokiem.
- A skąd wiesz że to ja?! – uśmiechnął się pretensjonalnie
- Znam cię , Fred.
- Ale nie na pamięć. – wymachiwał jej przed oczami wskazującym palcem.
- A więc pójdę do tego gniazda. – ruszyła w ulewę. Zatrzymała się. Wypowiedziała zaklęcie powstrzymujące  deszcz.
Na horyzoncie Motylarni pokazało się słońce.
- Naprawdę jesteś genialny. – patrzyła na niego jak na idiotę.
- Uważasz mnie za głupka?! – sprzeczał się z nią
- No może troszkę. – Fred szedł obok niej. Dźgnęła go w żebra.
- A to za co?
- Za głupka. – zaczęła biegać po polanie.
Nie widzieli tego wcześniej.
Ku ich oczom pokazał się wielki las.
- Fred co tu robi ten las?
- Nie wiem… nie wyczarowałem go.
Hermiona nerwowo przełknęła ślinę.
Mimo iż świeciło słońce usłyszeli łomot burzy.
Niebo przybrało czarne chmury, a słońce które jeszcze kilka sekund temu świeciło, schowało się za kłębami chmur.
- Co tu się dzieje? – szatynka podeszła bliżej Freda i zaczęła szukać dotykiem jego ręki.
Gdy ją znalazła, rudzielec uścisnął nią.
- Ryzukujemy? – Fred spojrzał na Hermionę.
- Ale czym? – jej wzrok był przerażony.
- Idziemy do tego lasu. – pociągnął ją.
Stawiła opór.
- Nie , Fred.
Widział jak jej ręce drżą z przerażenia, chociaż nie było się czego bać.
Jednak, to wszystko co się wydarzyło : burza, niewiadomy las , i nagła ciemność było niebywałe i takie.. mroczne.
Odwrócił ją tak, żeby stała naprzeciw niego.
Przytulił ją.
- Nie masz się czego bać. Jestem tu, Miona. – głaskał jej głowę
Odkleiła się od niego.
- Nie chce tam iść. Pójdę do gniazda i włączę słońce.
- Niestety to niemożliwe. – pokręcił głową
- Czemu? – jej oczy wyglądały jak dwa małe brązowe kamyszki które błyszczały.. ze strachu
- Podczas burzy gniazdo jest wypełnione dużą ilością szerszeni. – westchnął ciężko . – Jednak jesteśmy w świecie magii, i te owady nie rządlą, tylko plują jadem który uaktywnia się w czasie burzy. Tak więc jak tylko cię dotknie chociażby czółkami jeden szerszeń.. to możesz umrzeć w ciągu 15 minut.
Hermiona wzięła głęboki oddech. Próbowała opanować się.
- Nie możemy stąd iść? ~ naprawdę się boję. – jej ręce się trzęsły.
- Mamy szanse odkryć ten las. – powiedział optymistycznie Fred pokazując na duże skupisko drzew.
- Ja nie żartuje, to mnie naprawdę przeraziło. Poza tym ten las będzie tu i jutro .. i pojutrze.. – wyliczała dni.
- Nigdy go tu nie widziałem. Odkąd wyczarowałem polanę, a zrobiłem to rok temu, tylko ci nie chciałem póki co pokazać.. ani razu nie było tu chociaż trzech drzew blisko  siebie.
- Czemu cię to tak interesuje? – spojrzała na niego. – Może tam są wampiry.. które czekają na swoje ofiary.. albo Yeti?
- Za dużo się naooglądałaś Scooby – Doo w dzieciństwie. – stwierdził.
- Jeśli podasz mi powód dla którego chcesz tam iść.. ale sensowny. – wskazała na niego palcem – To pójdę z tobą.
- Chcę zasmakować przygody.
- To zaskakuj ją z kimś innym. – zaczęła iść w stronę wyjścia – koca na ścianie.
- Ale ja chcę iść z tobą. – rzucił się na kolana i złożył ręce jak do modlitwy. – Prooosze. – zrobił maślane oczka.
- To jest straszne. – odwróciła się do niego. – Zbyt mrocznie i zbyt tajemniczo.
- Co mam zrobić żebyś poszła ze mną?
- Kup mi słonia Trąbalskiego. -   rzekła żartem, przewracając oczami.
- Okej. – podniósł się i machnął różdżką.
Ku nim okazał się słoń z wielką trąbą.
Hermiona otworzyła szeroko oczy.
- JA TYLKO ŻARTOWAŁAM, OGŁUPIAŁEŚ?! – wybuchła gniewem
- Zdecyduj się czego tak naprawdę chcesz! – machnął różdżką i egzotyczne zwierze zniknęło.
Zdenerwowany rudzielec ruszył szybkim tempem w stronę tajemniczego lasu.
Hermiona prychnęła, odwróciła się i ruszyła przed siebie.
Po kilku krokach  odwróciła się w stronę zanikającej sylwetki Freda.
Przewróciła oczami, i nie uwierzyła w to co robi: ruszyła w stronę mrocznego lasu.
W stronę Freda.
Gdy rudzielec zniknął z pola jej widzenia, sama, na własną  odpowiedzialność, ruszyła niepewnie w głąb lasu.
„ Jeśli mi się coś stanie .. konsekwencje ponosi Fred” – powtarzała w myślach
Gdy była już mniej więcej w centrum lasu,( gdzie było ciemno, i ponuro.) , ktoś  złapał ją od tyłu i zatkał usta. Próbowała się bronić, lecz na marne.
Ugryzła mrocznego nieznajomego w rękę i wydała głośny krzyk.

^^*^^

Fred usłyszał krzyk.
Poznał że to Hermiona.
Przerażony, zaczął biec w stronę strasznego hałasu, kalecząc się przez magiczne rośliny.
Oglądał się we wszystkie strony, bał się, strasznie się o nią bał.
Bo w końcu przyszła do  jego serca.. i niewiadomo kiedy z niego odejdzie..
A przecież nie można ignorować tego, co serce każe i pragnie, prawda?
CDN


________________________________________
Macie, macie.
Nie wiem kiedy dalej co i jak.
Nie będe was torturowała bo i tak nie pozyskam tych 5 komentarzy, a nie będe was przymuszać...
Komentujcie, błagam, proszę.. to dla mnie tak wiele znaczy.. drobny i szybki gest a sprawia mi tyle radości…

Pozdrawiam

Księżna Marry (Jula)

6 komentarzy:

  1. Foch Forewer. Nie pocałowali się w tym rozdziale.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sądzę żeby mój komentarz było można uznać za drobny, ale niech Ci będzie :D
    Fajny rozdział. Nie gniewaj się, trochę przewidywalny. Wiedziałam ze to pułapka :(
    Kiedy następny?????????//
    Ale i tak uwielbiam Twojego bloga :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuje, postaram się o mniej przewidywalne :p
    Chyba jutro.
    Pozdrawiam
    K.M

    OdpowiedzUsuń
  4. K.M. hah dziwny zbieg okoliczności, ale to moje inicjały xD
    no cóż rozdział fajny, nieudolne próby zrobienia wianuszka były nawet zabawne. No i tajemniczy las, zastanawia mnie kto zaatakował Mionkę.
    Pozdrawiam i życzę weny xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuje :3
    Następny dzisiaj. Napewno. ;D

    OdpowiedzUsuń