" Miłość jest krucha, a my nie zawsze potrafimy o nią dbać "

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 16

Po posprzątaniu, zabrali się za "prywatkę"
Wyczarowali dyskotekową kulę, przekąski, a Fred i George załatwili piwa kremowe. Dean ściągnął muzę.
- Wszystko gotowe? - Harry z resztą przyjaciół patrzył na efekt całych starań dla Ginny. - Jest git. -  powiedział, a Hermiona cicho zachichotała.
Umówili się, że po kolacji mają 15 minut na przebranie i zaczynają balangę.
Posiłek był dobry, choć niewielki.
Szybkim krokiem skierowali się do pokoi.
Po 15 minutach zgromadzili się w Pokoju Wspólnym.
- To takie krępujące.. - zarumieniła się Lavender.
- Taa, bardzo. - powiedział Ron. Stali w osłupieniu, kopali podłogę i przenosili od spojrzenia, do spojrzenia.
Po schodach weszła Ginny, w pięknej sukience w koloru mango.
Zwisała jej aż do kolan.
Rudowłosa miała rozpuszczone włosy, i nałożony dosyć przesadny makijaż.
Olśniła wszystkich swoim zabójczym wzrokiem.
- No co? - spytała w końcu.
- Wyglądasz.. niesamowicie. - odrzekł po chwili Harry. Nie mógł dobrać stosownych słów. Gdy na nią patrzył, wszystko się w nim topiło. Na policzkach pojawiały się rumieńce, a serce kołotało jak oszalałe. Nigdy nic nie czuł do Ginny więcej niż "trochę lubienie", mam na myśli że nigdy nie byli jakoś specjalnie blisko. A teraz coś się zmieniło. Harry zauroczył się rudowłosą.. ale jak bardzo?
- Jest Jordan? - spytała z nerwem.
- Słuchaj Ginny... - zaczął George.
- Ściemniliście z tym Jordanem? - położyła ręce na biodra. Patrzyła na nich pewnym wzorkiem.
- Myślałem, że gorzej to przyjmiesz. - uśmiechnął się Fred.- To zaczynamy? - spytała Hermiona, która nie była włączona w rozmowę. Miała na sobie kremową, luźną bluzkę. Rzęsy lekko były pociągnięte tuszem, włosy rozpuszczone. Na nogach znajdowały się jasne jeansy.
Dean włączył muzykę i uruchomił kulę dyskotykową. Gryfoni zgasili światło. 
Zaczęli swojskimi, popowymi piosenkami.
Hermiona poszła po jakiś sok. Gdy go zaczerpnęła z dzbanka, stała wpatrzona w tańczących.
- Nieźle wyglądasz Mionka. - powiedział strasznie bliski jej głos.
- Dzięki, Fred. - przyjrzała mu się. Miał na sobie czarne rurki i białą koszulkę. Na nogach założone miał czarne trampki. Po chwili degustacji wyglądu "przyjaciela" oznajmiła - Ty też nie grzeszysz brzydotą. - szturchnęła go w ramię.
- Mogę cię prosić to tańca? - zapytał wyciągając przed nią ręke.
- Oczywiście, ale bez popisówy. - ujęła jego dłoń. - Wtopmy się w tłum.
Gdy weszli na parkiet, szalona piosenka się skończyła.
- A teraz, zapraszam do wolnego tańca. - Dean sprawował się świetnie w roli DJ.
- Ale nam się trafiło. - parsknęła Hermiona.
Przechylił ją do tyłu.
- Bez popisu? - zapytał nadal ją trzymając.
Ich twarze dzieliły milimetry. 
Serce Hermiony mocniej zabiło. 
Gdy tak jakby dyndała nad podłogą, przyjrzała się bliżej Fredowi.
Twarz miał spokojną, a wesołe ogniki które zawsze widziała w jego oczach, były zgaszone. Jego oczy świeciły czymś, czego sie nie dało opisać. Nastrój zawisł w powietrzu. 
" Mogłabym kogoś takiego pokochać, i zaakceptować jego wady" - pomyślała, ale nie zdążyła tego przemyśleć, bo Fred porwał ją do tańca. 
Zaczął nią kręcić.
- Freddie!! Przestań w głowie mi się kręci! - śmiała się głośno.
Na koniec trochę zwolnili, tak jak muzyka. Ich wargi zaczęły się przybliżać, ich serca zaczęły łomotać, a krew płynęła wolniej. Zaraz miał się tu, w Pokoju Wspólnym zrodzić pocałunek tańca.. 
- Gramy w Eksplodującego Durnia? - wyrwał się Ron.
Ocknęli się i natychmiast się od siebie odsunęli.
Na ich policzkach płonęły rumieńce. Wymieniali się czułymi spojrzeniami, miłymi uśmiechami.
- Jasne. - Fred z Hermioną przysiadł się do towarzystwa.
Szatynka zauważyła że Ginny siedzi, na kanapie z Harrym. Słyszała jak się razem śmieją i czule rozmawiają.
Gdy rudowłosa przez zbieg okoliczności, spojrzała na Hermionę, ta poruszała brwami i się zaśmiała.
Ginny spojrzała pretensjonalnie na przyjaciółkę.
- Ja zaczynam! - wyrwał się Seamus
Gryfoni grali i żartowali, popijając Piwami Kremowymi.
Nagle ktoś wyrwał Freda na bok, zupełnie jak na balu.
Hermiona trochę przestraszonym i opustoszałym wzrokiem mówiła, a raczej krzyczała w swojej świadomości " Nie odchodź! "
- Zaraz wrócę, nie martw się, nie oleję cię. - szepnął jej do ucha.
Od razu się uspokoiła i dalej brała udział w zabawie.

^^*^^

- Czego chcesz?! - burknął Fred do brata i Chrisa~ jego przyjaciela - Już raz straciłem jej zaufanie!
- Spróbuj tego. - George podał bliźniakowi niebieską fiolkę. - Wymiata !  Czuję się po tym świetnie! - mówił wyluzowanym tonem.
- To są prochy? - spytał poważnie Fred.
- To nie jest potwierdzone. - Chris wybuchnął niepochamowanym śmiechem.
Gryfoni, którzy grali w Ekslodującego Durnia, przyjrzeli się bacznie trójce. Freddie złapał zaniepokojony wzrok Hermiony.
- Nie, stary nie mogę. - Fred totalnie zbłądził przez szatynkę. Nie to że nie wiedział gdzie iść. Chodziło o to, że ona mu namąciła w głowie. Poprzewracała i pomieszała wszelkie myśli, i nawet... poskradała je.
W każdym tańcu, tonął w niej, dosłownie. Coś go ciągnęło, aby ją pocałować. 
" Ale jest bariera pomiędzy przyjaźnią a miłością " - powtarzał sobie w myślach.
Wiedział że nie może jej zawieść. Już nigdy. Bo inaczej ją straci, a tego nie chciał. Pragnął być dla niej ostoją.
Nie można było tego nazwać miłością do niej.. ale jest to duży etap zauroczenia.
- Przez nią?! - George oburzył się wskazując na Hermionę.
- Jak już mówiłem nie mogę stracić jej zaufania po raz kolejny. - Fred przybrał poważny ton.
- Ktoś tu się zakochał.. ktoś tu się zakochał! - Chris zaczął śpiewać i wirować niczym wróżka.
- Opamiętaj się. - George przytrzymał przyjaciela. - Spróbuj, tylko jeden łyk, dla mnie.. - spojrzał prosząco na brata.
- Jeden łyk. - wziął butelkę od Georga i wypił łyczek napoju z fiolki. Jego oczy zabłysły. - Ale to dobre! - krzyknął po czym wypił ciurkiem całą zawartość buteleczki.
Nagle zobaczył Chrisa i Georga na zielono. Byli potrojeni.. a nawet widział ich pięciu.. tańczących makarenę. Fredowi zmieszało się w żołądku i chwiejnym krokiem skierował się do graczy Eksplodującego Durnia.

^^*^^

- Gramy w butelkę? - spytała Ginny która przysiadła sie przed chwilą z Harrym.
- Jasne, czemu nie. - odpowiedziała reszta.
- Ja pierwszy kręce. - "nietrzeźwy" a raczej "na haju" Fred wziął po omacku butelkę i nią zakręcił. - A wiecie? - powiedział zmienionym głosem. - Czemu blondynka chodzi wokół ściany? - spytał kompletnie zjarany
- Chyba wokół wanny. - poprawił go Ron.
- Jeden kot. - Gryfoni wybuchli śmiechem. Fred ich nie zrozumiał. - Czego się śmiejecie? - spytał nietrzeźwym tonem. - Zachowujecie się, jakbyście na haju byli! - wymachiwał rękami. 
- Fred, przestań tak gadać, brzuch mnie boli za śmiechu. - rzekła rozbawiona do bólu Ginny.
Inni tylko czekali na dalsze suchary.
 - A wiecie kto spośród znajomych jest narkomanem? - spytał wyluzowanym tonem.
Hermiona patrzyła na niego zmartwionym, przerażonym wzrokiem.
- Kto? - powiedziała oschle
- Twoja babcia. - zaśmiał się. - Musiała coś brać skoro tak szybko  zmarła. - nadal zanosił się gromkim smiechem.
Wszyscy przybrali poważne miny.
Hermionie do oczy napłynęły łzy
" Jak on mógł mi to zrobić?! " - borykała się ze swoimi myślami.
Wstała z dywanu i wbiegła po schodach do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.
- Masz świadomość co ty powiedziałeś, kretynie? - Ginny wstała i palnęła swojego brata w czoło, po czym  pobiegła do pokoju. Fred patrzył nietrzeźwym wzrokiem, po czym wstał i chwiejnym krokiem
doszedł tylko do kanapy, na której zasnął.
Reszta towarzystwa posprzątała i się rozeszła.

^^*^^

W POKOJU 
Luna i Ginny stanęły przy łóżku Hermiony.
- Nie płacz. - białowłosa usiadła na łożu.
- Zostawcie mnie. - szepnęła odwrócona do nich.
Zrozumiały ją i poprostu odeszły.
Hermiona zdruzgotana i zraniona do bólu, nawet się nie spostrzegła, kiedy zasnęła...

^^*^^

Hermiona się ubrała, uczesała i wykonała ranną toaletę.
Bez słowa sama zeszła na śniadanie.
Fred gorączkowo patrzył na szatynkę, lecz ta miała tarczę ochronną; unikała jego spojrzeń.
- Co ja zrobiłem? - spytał znajomych otaczających go przy stole.
- Powiedziałeś, że jej babcia jest narkomanką. - powiedziała Angelina.
- Widzisz co przez ciebie zrobiłem! - Fred podniósł głos na brata.
- Ale.. - George próbował przemówić.
- Nie ma ale. Przez ciebie ją straciłem! - powiedział spokojnym głosem, po czym  wstał z ławki i wyszedł z ławki.
Kręcił się po korytarzach, aż w końcu usiadł na jednej z ławek.
- Nigdy jej nie odzyskam. - szepnął sam do siebie. Rękoma zakrywał twarz.
Nie czuł tego.. i nikt nie mógł tego dostrzec, ale Fredowi Weasley'owi jednemu z największych dowcipnisiów w szkole spłynęła łza po policzku.. łza cierpienia.

^^*^^

Pani Holewicz swojsko przechadzała się jednym z korytarzy Hogwartu, wtem jej wzrok przykuł  pewnien młodzieniec, siedzący na jednej z ławek, wyraz twarzy miał załamany. Podeszła do niego.
- A cóż to się stało? Czemuż to nie jesteś na kolacji? - spytała
- A pani to kto? - rzekł oschle
- Zastępuje chwilowo Flitwicka. - przyjrzała mu się uważnie. - Chwila.. to ty śpiewałeś po balu tę włoską balladę? - uśmiechnęła się serdecznie wskazując na niego palcem.
- Co? - zdziwił się. - Nie.
- Jestem pewna że to ty. Ninejszym mam zaszczyt przyłączyć cię do grupy chóralnej pana Flitwicka. - wyciągnęła do niego ręke, a on zareagował tylko zdziwieniem. - No, cóż, próba dzisiaj o 14. Jeśli nie przyjdziesz daje  -10 punktów dla twojego domu. - powiedziała, po czym ruszyła dalej przed siebie.
- Ale.. - nawet go nie usłyszała. Wstał energicznie i wyciągnął z kieszeni.. identyczny naszyjnik, taki jaki ofiarował Hermionie. Nie ukradł go, zrobił wersję.. podwójną... Róża miała kolor fioletowy.
- Kurde! - burknął głośno do siebie, schował naszyjnik z różą do kieszeni .. i ruszył dalej wgłąb korytarzy.

^^*^^

PO OBIEDZIE
- Hermiona, idziesz z nami do Dorminatorium? - spytał stroskany Ron.
- Nie.. - powiedziała cicho. - Przejdę się po szkolę. Potem do was dołącze. 
- Okej. - rzekł zrezygnowany, i ruszył z przyjaciółmi do Pokoju Wspólnego.

*

Hermiona chciała iść.. do pokoju z kwiatami, który otwierały zielone drzwi.
Wiedziała, że Fred by sobie nie życzył żeby tam chodziła bez jego zgody, bo to w końcu jego i Georga miejsce, ale szczerze mówiąc waliło ją co sobie pomyśli.
I tak już ją nie obchodzi co powie, czy ją wywali , czy jej pozwoli zostać.
Przez jedno głupie wejście do wspaniałego pokoju, pokochała to miejsce.
Szła krętymi korytarzami, aż wkońcu dotarła do zielonych drzwi.
Wypowiedziała zaklęcie otwierające zamki i weszła do pokoju.
Wyglądał tak samo, jak wczoraj.
Nic się nie zmieniło.
Jednak, nie chciała oglądać fascynujących roślin.
Podeszła do wiszącego koca na ścianie.
- Butterfly. - powiedziała, po czym podniosła koc.
Tu też się nic nie zmieniło.
Gdy ujżała skórzaną ławkę, coś ją ciągnęło, aby się uśmiechnęła, lecz tego nie uczyniła.
Weszła na mostek i patrzyła w staw.
- Czemu to zawsze ja nie potrafię wybrać sobie towarzystwa? - szepnęła sama do siebie, a po jej policzku spłynęła łza, która wleciała do stawku.
Rozejrzała się wokół siebie.
Motyle latały, wyglądały fascynująco.
Zeszła z mostku i usiadła na ławce
Chciała zrobić test.
Wyciągnęła palec wskazujący przed siebie.
Niespodziewanie niebieski motylek przyleciał na niego.
Uśmiechnęła się delikatnie.
Sięgnęła pod ławkę, i wyciągnęła ziarenka oliwek i wysypała sobie pare na rękę.
Tysiące motyli przyleciało do niej.
Czuła ciepło, dzięki towarzystwu małych, cudownych, kolorowych istotek.

^^*^^

Fred obliczył, że zostały mu niecałe 2 godziny do głupiej, niechcianej próby.
Jeszcze bardziej poczuł chwilową nienawiść do brata.
Poczuł że musi iść do miejsca, w którym wczoraj spędził wspaniałe chwile z Hermioną, więc przemieszczał się po korytarzach, dążąć do zielonych drzwi.

^^*^^

Szatynka ciągle bawiła się z motylami.
Wirowała po magicznej salce, udając że nie ma żadnych problemów.
Nagle ktoś wszedł do pokoju.
Prędko schowała się za dużym drzewem.

^^*^^

Fred gdy wszedł do Motylarni, strasznie się zdziwił, gdy zobaczył że sakiewka z nasionami oliwek jest na wierzchu, i że motyle się nimi żywią.
- Butterflys.. - szepnął, a motylki przyleciały do "stworzyciela" - Who was here? ( Kto tu był? ) - spytał. Niestety Fred wraz z swoim bratem nie przeczytali dokładnie instrukcji tworzenia własnych gatunków motyli, także rozumieją tylko angielski.
Motylki zaczęły jakby.. piszczeć.
- Hermiona? - zdziwił się tego co usłyszał. Nagle zaczął wołać. - Hermiona? Hermiona, jesteś tu?

^^*^^

Poznała znajomy głos, lecz póki co znienawidzony.
Wyszła zza drzewa.

^^*^^

- Co ty tu robisz? - spytał - Kto ci pozwolił tu wejść?
Milczała
- Wiem że nie powinnam, ale mi się tu spodobało. - nie chciała mu odpowiadać, ale nie chciała też nieporozumień. To były ostatnie słowa wypowiedziane mile do niego. Była tego pewna. Starała się na niego nie patrzeć.
- Usiądziesz? - zapytał łagodnym tonem.
Milcząc, skierowała się do skórzanej ławki, na której zasiadła.
- Chciałem cię przeprosić.. - zaczął, lecz jak się okazało, na marne.
- Nie masz za co. - burknęła - To koniec. - niby, była spokojna, bo swobodnym gestem karmiła motyle. Ale w środku dosłownie ją rozsadzało.
Fred był załamany. Miał spuszczoną głowę.
- To George i  Chris mnie namówili. - brnął dalej.. była w nim mała nadzieja na pojednanie.
- Nie zwalaj wszystkiego na nich. To ty zawiniłeś. To był zakazany owoc który zerwałeś. - spojrzała na niego chłodnym wzrokiem
- Jeśli byłaś moją Ewą.. - uśmiechnął się delikatnie.
- Daruj sobie.
- Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć.. wiesz że brałem... coś.. czego nie znałem.. a co było.. mocne.. - mówił ciągle zacinając się.
- To ty jesteś narkomanem - patrzyła na niego jak na wroga. - Jak mogłeś powiedzieć coś czego nie wiedziałeś.. o osobie którą kochałam nad życie? Którą straciłam? Jesteś bez serca. - wstała z ławki, i weszła na mostek. Oparła się  o niego balustradę.
- Wiem. Jestem tępy.
- Tępy to mało powiedziane.
- Co mam zrobić żebyś mi wybaczyła.
- Odejść. Zostawić mnie w spokoju.
- Naprawdę tego chcesz? - spytał poważnie
Wzięła głęboki oddech, żeby się nie popłakać.
- Tak, chcę żebyś sobie poszedł. To koniec.. naszej przyjaźni, tańca .. zniszczyłeś mnie, zraniłeś... doszczędnie. Teraz mówię serio: nigdy ci tego nie wybacze. - patrzyła mu prosto w oczy, po jej policzku spłynęła łza.
Fred nie mógł tego znieść. Deportował się.
I już się nie powstrzymywała.
Rozpłakała się na dobre, siadając na mostku.

^^*^^

Gdy już się wypłakała, wyszła z magicznego pokoju.
Musiała iść na dodatkowe lekcje u Snape'a .. właściwie, to nie musiała.. ale lubiła się uczyć. Wolnym krokiem zblirzała się do sali.

^^*^^

- Teraz zaśpiewamy Niech Mówią Że To Nie Jest Miłość. - rzekła pani Holewicz.
Fred nienamiętnie przewrócił oczami i zaczął śpiewać.
" Co za wiocha.. " - pomyślał

^^*^^

- Witam wszystkich uczniów. - powiedział bez żadnej radości Snape. - Jak udał się bal? - spytał z przymusowym uśmiechem.
- To była jedna wielka żenada. - powiedział Ron.
- A czemuż to? - zapytał zdziwony profesor
- Bo był zbędny. - Ron wzruszył ramionami.
Ginny kiwała twierdząco głową.
- Mi się nie podobał. - rudzielec próbował zdenerwować Snape'a
- Dobrze, dziękujemy za opinię. - rzekł nauczyciel.
- Pan ogranicza moje wysławianie się? Czego pan mnie uczy? Jaki daje mi pan przykład? 
- Ron, opamiętaj się. - Hermiona spiorunowała przyjaciela wzrokiem.
- No co? Ja poprostu mam prawo do wypowiedzenia się.
- Podziękujcie Ronaldowi, - 30 punktów dla Gryffindoru za podpuszczanie nauczyciela.
- Przepraszam, profesora, ale nie potrafi pan nauczać prawidłowo dzieci.
- Uważaj chłopcze, stąpasz po ciękiej lini. Za zadanie karne napiszesz 100 razy "nie będę irytował profesora"
Ron się zdenerwował, wyciągnął różdżkę
- Akcjo ant! - wypowiedział zaklęcie.
Hermiona zerwała się z miejsca siedzenia. 
- Co ty najlepszego zrobiłeś?! - krzyknęła.
Ron się zarumienił z zdenerwowania... 
Uczniowie mieli przed sobą mrówkojada. Dosyć dużego.
Jednak zwierzę mialo przypisane cechy Snape'a. Czarne, tłuste włosy, i sroga mimika twarzy.
- Fuj! Jak to wygląda! - powiedziała Ginny.
- Lepiej go stąd zabierzmy. - powiedział Ron.
- Podpuszczalski, niby gdzie?! - wybuchła Hermiona. Coś jej zaświtało. - Dobra, wiem gdzie możemy iść! Złapmy się za ręce. Będziemy się deportować. - szatynka złapała mrówkojada za trąbę i Ginny za rękę. Ron trzymał się rudowłosej . Reszta uczniów przyglądała się akcji.
............
Po chwili znaleźli się.. w Motylarni.
- Co to za miejsce? - spytała zafascynowana Ginny.
- Nie czas na wyjaśnienia. - westchnęła ciężko. - Możemy go tu zostawić, nikt go tu nie znajdzie. - przyjrzała się mrówkojadowi.- Ron, potem użyjemy zaklęcia aby go odczarować, znasz je ..  prawda?
Rudzielec się zarumienił
- NIE ZNASZ?! - krzyknęła - RZUCIŁEŚ ZAKLĘCIE NA KTÓREGO NIE ZNASZ ODWROTU?!  - zrobiła się cała czerwona. Zaczęrpnęła powietrza, żeby trochę wyluzować.
- A ty go nie znasz?
- W sprawie mrówkojadów? A co ja znawca zwierząt? Czarodziej Zoolog? - mówiła pretensjonalnie.
- No dobra, wyluzuj, Miona. - Ginny starała się uspokoić przyjaciółkę.
- Dzisiaj? - spytała. - Nie potrafie. Wracamy do sali, powiedzieć wszystkim co i jak. Złapcie mnie za ręce. - wykonali to, co im kazała i już ich nie było

^^*^^

GODZINĘ PÓŹNIEJ
FRED IDĄC Z PRÓBY NATRAFIA SIĘ NA GEORGA

- Gdzie ty byłeś? - spytał bliźniak. - Szukałem cię.
- Na durnej próbie.. nie pytaj.
- Słuchaj.. chciałem cię przeprosić.. ale tak od serca?
- Od kiedy ty przepraszasz od serca? 
- Od kiedy jesteś moim bratem?
Fred zmiękł.
- Dobra. - westchnął. - Możemy pogadać w Motylarni? - George zdziwił się na to co jego brat powiedział. - Sprawy osobiste. - przewrócił oczami.
- Okej, ale deportujmy się, nie chce mi się tam iść. - bliźniak wypowiedział zaklęcie po czym zniknął
To samo uczynił Fred.

W MOTYLARNI

- Boże.. Fred, co się tu stało? - spytał przerażony George

....
...
..
.





Ciąg dalszy nastąpi





___________________________________
Nie jestem z tego dumna ;/
Komentujcie, komentujcie:)
Przepraszam za powtórki i błędy.
Nie wiem kiedy następny, jak zawsze. ;p
Pozdrawiam czytelników

Jula




PS NASTEPNY WPIS BEDZIE DOPIERO WTEDY, GDY POD TYM ROZDZIAŁEM BĘDZIE CONAJMIEJ 5 KOMENTARZY OD RÓŻNYCH ODBIORCÓW. NIE WYCOFAM SWOJEGO WYMAGANIA.





10 komentarzy:

  1. aw rozdział fajny :D
    nie mogę się doczekać więcej

    OdpowiedzUsuń
  2. :D wykonała ranną toaletę <- poranną :D
    Fred musiał coś skrzanić i to na imprezie trochę się powtarzasz. No ale były momenty gdzie po prostu uśmiechałam do monitora :D Rozdział mi się podobał xD Pozdrawiam i życzę weny xD

    OdpowiedzUsuń
  3. kocham ten blog !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przegiol. I to mocno. Niewiem jak to zrobisz zeby mu wybaczyla....
    Herma tez troche przegina. Za duzo osob wie o motylarni....
    Ale ogolnie rozdzial fajny :)
    Pozdrawiam czekam na nastepny i zapraszam do siebie.
    Clar

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha widzisz jest 5.
    Cudny rozdzial. Dodasz nastepny?

    OdpowiedzUsuń
  6. No ej jest 5 komentarzy, i nie ma następego rozdziału :(
    Dodaj następny, błagam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli tak mniej więcej o której?
      Przepraszam że Cię pospieszam, ale nie mogę się doczekać *-*

      Usuń
    2. Spoko. To miłe to pospieszanie :3 około 21.. 22 .. wiem że późno dodaje ale trochę nie mam czasu.
      Pozdrawiam czytelników <3

      Usuń
    3. szkoda ze dopiero koło 21. Ale spróbuję wytrzymać :)

      Usuń